Prawdziwe źródło magii (część)

..."to ona tam leżała i otrzymywała pchnięcie po przyjemnym pchnięciu"...…

🕑 41 minuty minuty Nadprzyrodzony Historie

Rozdział 1: Najdłuższy rozdział – ciąg dalszy. Kadren groźnie zamachnęła się maczugą w jedno ze stworzeń. Cofnął się trochę, ale się nie wycofał. Pozostała piątka zatrzymała się, ale potem wznowiła powolny marsz do przodu.

Wyglądały jak małe, brzydkie (brzydsze niż zwykle) gobliny i bardziej dzikie niż jakikolwiek goblin, którego kiedykolwiek spotkała. Były to stworzenia tego samego rodzaju, które Coj już zręcznie unieszkodliwił. Zbliżając się wydali przeraźliwe dźwięki i wydali coś, co brzmiało jak rechot. Machali też dziko rękami do Kadren, drażniąc się z nią lub grożąc jej. Nie mieli broni, ale ich pazury wyglądały na ostre, a zęby głodne.

Kadren żałowała, że ​​nie zabiła tych dwóch, których napotkała jako pierwsza, zamiast uciekać, ponieważ pozostała czwórka przyłączyła się do walki, gdy biegła, a teraz została wycofana w ślepą część jaskini, gdzie musiała stawić czoła wszystkim sześciu naraz. "Zostaw mnie!" – wrzasnął Kadren. „Ostrzegam cię.

Powalę cię, jeśli podejdziesz bliżej!” To spowodowało, że goblinoidy wydobyły więcej chichotów. Kadren nie odważyła się odłożyć maczugi ani tarczy, by rzucić pełniejsze zaklęcie, ale mając w pogotowiu tarczę i maczugę, zaczęła rzucać zaklęcia przypominające pieśni, a przed nią zaczął formować się płomień, jak poprzednio. Jednak ten płomień był mniej biały i mniej gorący niż ten, który zrobiła wcześniej, i nie był okrągły. Rzucanie zaklęć było o wiele trudniejsze bez swobodnego używania jej rąk i ramion, a to, co teraz tworzyła, przypominało bardziej zwykły płomień.

Zbudowała go do rozmiaru swojej głowy i nie dalej, aby nie stracić kontroli nad płomieniem lub zbyt szybko wyczerpać siły. Ale to i tak wystarczyło, by powstrzymać postępy goblinoidów i Kadren poczuł niewielką ulgę, gdy zobaczyła, jak się zatrzymują. Kadren starała się utrzymać płomień przy życiu, jednocześnie skupiając się na wrogach i zaklęciu. Musiała szybko pomyśleć, jak wykorzystać swoją nową przewagę.

Kontynuowała śpiewanie zaklęć, gdy powoli zbliżała się do goblinoidów i była zachwycona, widząc, jak się wycofują. Jej umysł pędził, by wymyślić plan. Postanowiła popchnąć je w stronę dużego wejścia do ślepej komnaty, w której się znajdowała. Gdy była już wystarczająco blisko wejścia, mogła rzucić magiczny płomień jako odwrócenie uwagi i pobiec za nim. Kadren miała nadzieję, że płomień wystarczy, by zniechęcić pościg, ale wiedziała, że ​​jej zaklęcie nie jest wystarczająco silne, by ich wszystkich obezwładnić.

Kadren utrzymywał stałe tempo do przodu, a goblinoidy nadal się wycofywały, obnażając zęby i sycząc na nią z niezadowoleniem. Każdy krok naprzód był wyczerpujący, wymagana energia i koncentracja wysysały ją bezlitośnie, a postępy były irytująco powolne. Zaczęła mieć wątpliwości, czy w ogóle starczy jej sił, by uciec, gdyby dotarła do wejścia. Jak to często bywa w nieprzyjemnych okolicznościach, czas zwolnił do ślimaczego tempa i Kadren wydawało się, że dotarcie do celu może zająć kilka godzin.

Ale powoli podchodziła bliżej, a Kadren zaczął odczuwać przypływ nadziei, gdy wejście wyłoniło się zaledwie kilka metrów dalej. Niestety jej plan się nie powiódł. Czy to dlatego, że wydedukował jej plan, czy też po prostu zmęczył się wycofywaniem się, jeden z goblinoidów - po spojrzeniu na pozostałą czwórkę i wymianie szybkich gardłowych odgłosów - rzucił się na nią z lewej strony. Kadren zareagowała szybko i wykonała szybki ruch maczugową ręką w kierunku stworzenia, powodując, że płomień rzucił się na goblinoida. Płomień wybuchł dramatycznie po uderzeniu i szybko zgasł; powstało wiele wrzasków.

Kadren nie miała jednak czasu, aby zobaczyć wynik jej ataku płomienia, ponieważ inni ruszyli na nią w momencie, gdy jej płomień zgasł. Kadren przez chwilę walczył z pięcioma napastnikami. Ścigali się zawzięcie i atakowali wilki, ale Kadren nie był łatwą zdobyczą.

Ciężko ją wyszkolili w Zakonie i dobrze się nauczyła. Ale w końcu tarcza i maczuga zaczęły ważyć za dużo, a jej ruchy zwolniły. Jej nogi również zaczęły przypominać bawełnę, protestując przeciwko bieganiu, które im kazała, a teraz temu śmiertelnemu wysiłkowi.

Była wdzięczna, że ​​zdecydowała się założyć czepiec, zanim to wszystko się wydarzyło, ponieważ było kilka uderzeń zębami i kłami, które z pewnością byłyby śmiertelne, a nie tylko bolesne, gdyby nie kolczuga. Kadren był w stanie powalić dwóch z ich stada i zranić jednego, zanim skończyła zamknięta w śmiertelnym pojedynku zapaśniczym. Miała goblinoid na każdym ramieniu i jednej nodze. Jej maczuga została odrzucona, a tarczę upuściła z wyczerpania. To właśnie wtedy, mimowolnie zajętymi rękami, Kadren w końcu dowiedział się, jaki efekt jej zaklęcie płomienia miało na ostatnim goblinoidzie, ponieważ teraz szarżował na nią, krzycząc z niewątpliwą furią.

Jego twarz była mocno spalona z jednej strony, wyglądała jak zwęglone i stopione ciemnozielone ciało; jedyne pozostałe, użyteczne oko goblinoida utkwiło w Kadrenie z głęboką złośliwością. Kadren szykuje się na zagładę. Ale wtedy… przy wejściu… mrugnięcie cienia… błysk metalu… szarżujący goblinoid nagle zatrzymał się i upadł… Człowiek?… był zbyt szybki… Nie widziała wyraźnie w przyćmionym świetle… w mgnieniu oka był na nich. Coj!? Nie.

To był inny. Jego walka była jednak podobna do walki Coja, ponieważ obaj mężczyźni walczyli z niewymuszoną gracją i niesamowitą szybkością. Kadren nie był w stanie śledzić wszystkich jego ruchów. Ale było tylko kilka ruchów, zanim jej napastnicy padli; ostatnimi dźwiękami, jakie wydali, były piski i bulgotanie.

Kiedy wszystko się skończyło, Kadren spojrzał na swojego wybawcę i znów pomyślał o Coju, bo ten człowiek wyglądał, jakby był półelfem. Teraz, kiedy był bliżej, zobaczyła, że ​​ma na twarzy ślady tej uczciwej rasy. Ale włosy tego mężczyzny były czarne, a nie złote. Miał też na sobie pelerynę, której Coj nie nosił.

Po makabrycznym zadaniu nieznajomy otarł krew z ostrza końcówkami peleryny; ostrze błyszczało nienaturalnie, nawet w słabym świetle. Następnie schował miecz i zwrócił się do Kadrena. "Czy jesteś ranny?", zapytał. "Nie, mam sie dobrze." Kadren zatrzymał się, by wziąć oddech; wciąż próbowała uspokoić oddech. "Wielkie dzięki." Oddech.

"Jestem wdzięczny za uratowanie mnie." Oddech. „Nie trzeba dziękować, bo ja też będę potrzebował twojej pomocy. Uratujemy się nawzajem z tego nieszczęsnego miejsca.

Ale najpierw krótkie wprowadzenie: nazywam się Callum Rominel z Thinden. Przyjaciele nazywają mnie Cal, a ja myślę, że nasz wspólny wróg czyni nas przyjaciółmi. Teraz chciałbym się dowiedzieć, kim jest mój nowy przyjaciel”. „Jestem Kadren. Jestem Siostrą Świetlistego Zakonu z miasta Borjes z Królestwa Galicji.

„Witamy w Dritam” – oboje uśmiechnęli się do humoru. „Jesteś daleko od domu, Kadren. Później wymienimy się pełnymi historiami, ale na razie powiem wam tak: próbowałem znaleźć moich przyjaciół, którzy ostatnio zmierzali do złego domu nad nami, i wpadłem w to piekło, kiedy wpadłem w pułapkę. Domyślam się, że znalazłeś się tutaj w podobnych okolicznościach?”.

„Tak, zgadza się. Z wyjątkiem tego, że byłem z moim fr-"… najkrótsza przerwa: Kadren z jakiegoś powodu zawahał się przed wypowiedzeniem słowa przyjaciele… "-towarzysze, zanim upadłem, w opuszczonym dworze… no cóż, co myśleliśmy, że jest opuszczone… Odszedłem do innej części domu. Prawdopodobnie próbują mnie teraz znaleźć na górze.

Przypuszczam, że cieszę się, że mnie nie znaleźli, bo inaczej oznacza to, że wszyscy jesteśmy tu uwięzieni. znalazłem mnie.". Nieznajomy uśmiechnął się. On był przystojny. Kadren poczuła w sobie nutkę winy i rozczarowania, że ​​oceniła atrakcyjność mężczyzny w tak nieodpowiednim czasie.

„Tak. Byłem w drodze przez ten obszar, kiedy zauważyłem, że coś się tutaj dzieje. Myślałem, że będę przechodził przez tę ​​s cicho jak mysz, ale potem zauważyłem, że ktoś [machnął ręką w jej kierunku] będący ofiarą te paskudne… okropne rozrywki… - Przerwał, jakby zobaczył coś przed sobą, daleko.

"Cieszą się złem. Widziałem szczątki ich ofiar… i chyba widziałem to, co zostało z moich przyjaciół…". Kadren wzdrygnął się i przez krótką chwilę żaden z nich się nie odezwał.

Podczas ciszy Kadren spojrzała w górę na niego, kiedy miała już dosyć ciszy. Kadren po prostu nie mógł nie zauważyć, że był naprawdę piękny. Im dłużej się na niego wpatrywała, tym bardziej była przekonana o elfiej krwi. Jego włosy były czarne jak smoła, a skóra przypominała jej księżyc.

Księżycowy Elf? Ale to niemożliwe; wszyscy zostali wygnani… „Jest ich więcej… musimy uciec, zanim znajdą nas w pełnej sile” – powiedział Callum Rominel, przerywając trans Kadrena. „Tu jest ogromny labirynt, ale przeszukałem już dokładnie to nieszczęsne miejsce i myślę, że jesteśmy blisko wyjścia. Mogę nas poprowadzić tam, gdzie myślę, że jest wyjście. Ale najpierw potrzebujesz trochę odpoczynek?". "Nie, mam sie dobrze." Kadren wciąż był trochę zdyszany i nagle poczuł zmęczenie po przeżyciu takiej potyczki.

Poczuła, jak jej kolana ugięły się odrobinę, gdy przedstawiono jej pomysł odpoczynku, ale trzymała się, chcąc pozostać w pozycji stojącej. - Przepraszam. Nie chciałem, żeby to brzmiało jak wyzwanie.

Uśmiechnął się czarującym uśmiechem. „Chciałem tylko pokornie zasugerować, abyś odpoczywał tutaj, podczas gdy ja wyruszę na zwiad, aby upewnić się, że ścieżka jest nadal bezpieczna. Wiem, że jesteś wspaniałym wojownikiem, niestrudzonym i krzepkim sercem, ale myślę, że skorzystamy z twojej pełnej mocy w każdej sytuacji. próby, którym możemy stanąć… Odpoczynek pomoże Ci wydobyć z siebie pełną moc." Kadren uśmiechnął się do niego. „Nie jestem wojownikiem, panie, jak widziałeś… Jestem zwykłym klerykiem.

Moja siła i umiejętności są znacznie gorsze od twoich. Ale chcę być tak pomocny, jak tylko mogę, i Nie bądź ciężarem Niewiele mogę zrobić, aby ci pomóc, ale co niewiele mogę zrobić, prawdopodobnie po jakimś czasie zrobię lepiej… Rozumiem, co masz na myśli… Odpocznę… I jestem ci bardzo wdzięczny, panie. - Ponownie nazywam się Cal, mój przyjaciel Kadren.

I z pewnością jesteś mile widziany w każdej pomocy, jaką może zapewnić mój miecz. Co do umiejętności i siły… Należy pamiętać, że zarówno umiejętności, jak i siła, mają tendencję do jaśniejszego blasku, gdy są używane na zajętym wrogu, i obie mają tendencję do przyciemniania się ze zmęczenia. Prawdopodobnie wkrótce będziemy mieli mnóstwo okazji do pełnego przetestowania obu. Na razie musisz pozostać bezpieczny i poza zasięgiem wzroku. Zaczekaj na mnie z tyłu tego… tunelu, czy jak to nazwiemy.

– Dziękuję, Cal. Uśmiechnęła się. Cal pociągnął za coś na szyi i spod jego zbroi i stroju pojawił się wisiorek.

Następnie wyszeptał coś do niego, a wisiorek zaczął świecić bladoniebieskim światłem. Gdy świecący klejnot oświetlił drogę, poszedł z nią do końca komnaty, gdzie mogła usiąść i odpocząć, opierając się plecami o ścianę, jak najdalej od wejścia. Kiedy się usadowiła, podał jej mały bukłak i woda smakowała słodko na jej wyschniętym języku. "Tutaj." Rozpiął swoją pelerynę i nałożył ją na nią, gdy piła.

"To sprawi, że trudno będzie cię dostrzec. Przechodzącym oczom wydaje się, że jesteś częścią otoczenia." Kadren skulił się trochę w środku, gdy pomyślała o krwi goblinoidów, które wytarł na końcach peleryny, ale nie chciała wyglądać na niewdzięczną, więc uśmiechnęła się małym, ciasnym uśmiechem, wyrażającym tyle samo wdzięczności jak mogła. Owinęła się peleryną i położyła koniec peleryny na ziemi przy stopach, jak najdalej od siebie. Biorąc pod uwagę, że Cal był trochę wyższy, peleryna była dla niej raczej duża, a koniec, na którym krew mogła znaleźć się w zadowalającej odległości od niej. Poczuła niewytłumaczalny komfort i nieoczekiwane ciepło w pelerynie owiniętej wokół niej.

Był też wyraźny zapach, który przywodził Kadrenowi na myśl idylliczne letnie dni; zaczęła myśleć o swoim dzieciństwie i swoim łóżku w domu, ale wtedy coś w niej powiedziało jej, żeby nie czuła się zbyt komfortowo. Zdjęła czepiec i zakryła też głowę peleryną, żeby głowa nie zdradziła jej obecności, gdyby rzeczywiście przelatywały oczy. Kiedy tak się znajdowała, Cal uśmiechnął się do niej i skinął głową, po czym odwrócił się, by wyjść z komnaty; zrobiło się ciemno, gdy odszedł. Po odejściu Cala Kadren siedział sam w milczącej ciemności.

Wpatrywała się w płomienie siedzące na pochodniach skąpo przy wejściu, w oddali; nie było pochodni, gdzie odpoczywała, na ślepym końcu komnaty. Została ciekawie zafascynowana płomieniami, co, jak sądziła, wynikało z faktu, że nie działo się nic innego stymulującego. Chociaż znajdowali się wiele jardów dalej, Kadren cieszył się nimi, jakby byli blisko, zauważając, że dodają ciepła i komfortu, którego już doświadczała.

Wydawały jej się piękne. Płomienie były raczej nieruchome w nieruchomym powietrzu jaskini, ale Kadren widziała w nich takie życie, a także zaczęła dostrzegać w nich swoje życie… ciepłe i wygodne aspekty jej życia… szczęśliwe czasy, które miała… szczęśliwe chwile, które miałaby wkrótce… Zobaczyła taniec, śpiew i śmiech… I zobaczyła… pasję!… Zobaczyła Coja…. Czuła się nakarmiona i oprócz ciepła i komfortu… Widziała, jak Coj i siebie trzymają w długim uścisku, każdy nie chce pozwolić drugiemu odejść… Zobaczyła chichot i drażnienie, i spoglądanie w oczy, i usta… usta spotykające się, nie chętnych do rozstania… usta delikatnie muskające skórę, delikatne dziobanie tu i ówdzie… I skubanie… figlarne ugryzienia we właściwych miejscach… Były też pieszczoty… dłonie, które nigdy nie będą zadowolone, dłonie, które zachwycone odkrywaniem… ręce, które podróżowały po całym świecie i wreszcie osiadły na najbardziej tajnych miejscach… Kadren sapnęła, gdy obrazy i wrażenia stały się żywo intensywne, a ona poczuła dreszcz i drgnięcie w jej dolnych regionach. Czuła się dziwnie.

Coś było nie tak i poczuła tępą panikę, ale była bardziej zaciekawiona i zachwycona swoim obecnym stanem niż przestraszona. Zastanawiała się, czy po prostu zakręciło jej się w głowie, że przeżyła atak. Kadren potarł policzek o zaskakująco miękki materiał peleryny, czego nie można było się spodziewać po zaprawionym w boju wojowniku; ale być może ta miękkość była częścią jego magicznych właściwości, poza umiejętnością ukrywania jej przed wzrokiem.

Materiał dał jej nieoczekiwaną radość i przyjemność, więc zdjęła rękawiczki, by rozkoszować się jego cudownym dotykiem między palcami, w dłoniach, na policzkach, na ustach. Zastanawiała się, czy to jedwab, bo przyszło jej do głowy słowo „jedwabny”. Z jedwabiem spotkała się tylko raz w życiu i pamiętała, że ​​materiał był nieco podobny, ale peleryna była o wiele bardziej luksusowa i przyjemna niż jakikolwiek materiał, który pamiętała. Ale najbardziej pragnęła dotyku Coja.

Płomienie pochodni wydawały się zapalić w niej nieznany płomień, który płonął w niej bezlitośnie, tak że bardzo pragnęła go ugasić. Był w niej głos, który ostrzegał przed niestosownością jej pragnień w obecnej sytuacji i sytuacji, ale ten głos był cichy i zagłuszony przez ryk tych dziwnych nowych pożarów. Nie mając Coja w pobliżu, a jednocześnie pragnąc go tak intensywnie, Kadren zaspokajała swoje pragnienia, ciesząc się dotykiem peleryny, wyobrażając sobie, że mrowienie, które odczuwała po dotknięciu peleryny, pochodziło z dotyku Coja. Ugniatała i ściskała, próbując wydobyć każdą kroplę przyjemności, jaką mogła zaoferować peleryna.

Zanurzyła twarz i głęboko wąchała, próbując wydobyć więcej tego letniego zapachu, który od tamtej pory zmienił się w egzotyczny aromat; powąchała i pociągnęła nosem, próbując wydobyć ślad zapachu Coja w odurzającym zapachu peleryny. Wszystko, co teraz robiła, miało na celu zbliżenie się do Coja i zbliżenie się do ostatecznej spóźnionej przyjemności, ostatecznej bliskości, którą miała dzielić z Cojem. A ponieważ była w ten sposób całkowicie pochłonięta, poczuła lekkie klepnięcie w ramię; tak ją to przestraszyło, że równie dobrze mogło to być uderzenie w twarz.

Podniosła wzrok i zobaczyła Cala z uśmieszkiem na twarzy. „Cieszę się, że cieszysz się moim prezentem dla ciebie”. "T-tak… ja-ja-ja… uhhh… ja…" Karen starała się znaleźć właściwe słowa. Jak mogła mu wyjaśnić, co się dzieje? Ale prawda była taka, że ​​nie miała pojęcia, co się dzieje.

Nie potrafiła sobie nawet wytłumaczyć, dlaczego zachowywała się w ten sposób. - To całkiem w porządku. Nie ma potrzeby wyjaśniać.

To cudowny kawałek garderoby, prawda? powiedział, uśmieszek nigdy nie opuszczał jego twarzy; wydawał się dziwnie zadowolony z czegoś. "Przepraszam," powiedziała przepraszająco Kadren, w końcu znajdując wystarczająco dużo głosu, by wypowiedzieć coś kompletnego. „Nie jestem pewna, co mnie spotkało. Być może jestem bardziej wyczerpana niż myślałem i nie jestem w pełni przy zdrowych zmysłach…” Miała nadzieję, że widział tylko jej radość z materiału, a nie wyobrażonych przyjemności, jakie prowokował.

"Ale twoja peleryna jest rzeczywiście… cudowna…" powiedział Kadren, oddając mu pelerynę. "Daje mi wielką wygodę. Ma… cudowną magię." „Zrobiono go z myślą o komforcie… I przyjemność…" Jego uśmiech pojawił się jeszcze bardziej i wyglądał na niezwykle rozbawionego. Zanim Kadren zdążył w pełni rozmyślać, dlaczego powiedział "przyjemność" z taką przyjemnością, przerwał jej myśli z nagłym pośpiechem.

- Chodź. Musimy iść szybko. Znalazłem nasze zbawienie. Podał mu rękę.

Szybko wzięła go za rękę, niemal odruchowo, zachęcona naleganiem w jego głosie. Ale kiedy wstała, Kadren zachwiała się i zdała sobie sprawę, że wstała za szybko jej obecny stan. Wpadła w Cala, który bez wysiłku podtrzymywał ją swoją oczywistą siłą.

Kadren poczuł poczucie bezpieczeństwa i komfortu i pozostał w jego ramionach. Napełniła się także jego kojącym zapachem, tym samym zapachem, który był w pelerynie., ten sam zapach, który wydawał się być wszędzie. Spojrzała w górę i zobaczyła, że ​​Cal uśmiecha się do niej porozumiewawczo, i zauważyła, że ​​jest teraz jeszcze bardziej pociągający.

Karciła się za to, że pociąga ją Cal. Żałowała, że ​​to Coj ją przytula. bo niczego nie pragnęła bardziej, jak być zatrzymanym w tej chwili, a także nie chciała czuć się winna. „Przepraszam. Wszystko w porządku” i wyprostowała się bez jego wsparcia.

„Jesteś pewien?” zapytał, wciąż z uśmiechem. „Tak. Chodźmy. Proszę, prowadź.

Podążyła za Calem, który wyprowadził ją z korytarza, do następnej komnaty. W miarę jak ich exodus trwał, Kadren czuł się coraz dziwniej. Coraz bardziej znajdowała się w stanie przypominającym sen, a jej myśli coraz bardziej krążyły wokół Coja lub przystojnej twarzy Cala.

Nie śledziła, dokąd idą, ale Kadrenowi wydawało się, że przebyli długą drogę. Minęli tak wiele skalnych ścian, które wyglądały tak samo, a Kadren zastanawiał się czasami, czy okrążyli i zawrócili. Od czasu do czasu Kadren musiała odpocząć, opierając się o ściany jaskini, próbując otrząsnąć się z oszołomienia. Cal uśmiechał się do niej i kilka razy podawał rękę, ale Kadren odmówił, obawiając się pocieszenia, jakie czuła w jego ramionach i pociągu do jego wyglądu.

I przez cały czas Cal wydawał się być w niespokojnym podnieceniu, co Kadren przypuszczał, że było to spowodowane jego silnym pragnieniem opuszczenia podziemnych lochów. W końcu zatrzymali się tuż przed wejściem do kolejnej komnaty. Kadren pomyślał, że słyszy jakieś dziwne odgłosy dochodzące z jasno oświetlonej komnaty, więc sięgnęła po swoją maczugę, ale Cal dał jej znak, żeby się odprężyła.

"W porządku. Przyjdź i zobacz. To jest nasze zbawienie." Minęła sekunda, zanim Kadren zdała sobie sprawę z tego, co widzi; ale kiedy jej oczy w końcu uwierzyły w to, co zobaczyły, Kadren gwałtownie wciągnął powietrze, a jej oczy i usta otworzyły się szeroko z niedowierzaniem… Ciała… Ciała wszędzie. Nagi. Wijąc się.

Pompowanie. Ciała na ciałach. Ciała obok siebie. Niektóre leżały płasko. Niektórzy byli zgięci.

Niektórzy stali. Niektórzy uklękli. Kilku zostało wykrzywionych w niewygodnych pozycjach. Ale nikt nie wyglądał na zakłopotanego. Każda twarz wyrażała zadowolenie.

Komnatę wypełniły jęki, stękania i okrzyki radości. Wysoko w górze było wiele jasnych od słońca magicznych kul, które zdawały się po prostu unosić w powietrzu i świeciły na wypełnione pożądaniem masy poniżej, oświetlając całą scenę. Była to scena bezwstydnej rozpusty na pełnym ekranie, a Kadren nie mógł odwrócić wzroku.

Mogło być ich czterdziestu lub pięćdziesięciu; Kadren nie przestał liczyć. Jej umysł był zbyt zajęty myśleniem: rozmyślaniem o tym, jak ci wszyscy ludzie się tu dostali, jak wszyscy muszą być tacy, jakie mogą być jej obowiązki religijne w tej sytuacji, czy było w tym jakiekolwiek bezpośrednie niebezpieczeństwo i dziesiątki innych maleńkich, przelotne myśli, których Kadren nie mógł śledzić. Ale przede wszystkim Kadren zmagała się z decyzją, czy była zbuntowana, czy zafascynowana. Wiedziała, że ​​powinna być tylko zniesmaczona, ale też pociągał ją spektakl, jakby to był jakiś majestatyczny cud. Nawet gdy myśli o tym, jak grzeszne to wszystko przelatywały przez jej umysł, przyłapała się na zazdrości nieokiełznanej przyjemności, jaką wydawała się mieć horda.

Twarze, odgłosy, które wydawali… wydawało się, że doświadczają wolności i przyjemności, której Kadrenowi nigdy nie pozwalano. Chętnie przyjęła to wszystko, potępiając i podziwiając, zawstydzona i ciekawa… Przyjmowała wszystkie kształty i kolory… krzywe, kąty, kopce… miękkość, sztywność… lśniące, lśniące… .różowość, zaczerwienienie… To była niekończąca się uczta. I Kadren zaczął się angażować. Wyobraziła sobie Coja jako tego, który pchał, a ona była tą, która tam leżała, otrzymywała pchnięcia za przyjemnym pchnięciem; albo że to ona jechała, a Coj był tym, który po cichu doprowadzał do szaleństwa z przyjemności. Były pewne działania i pozycje, których Kadren nigdy by nie zgłębiła, nie mówiąc już o wykonywaniu, i te ciała, które przemilczała.

Znalazła również mniej atrakcyjne ciała z więcej niż jednym partnerem; odnalazła więcej spełnienia w byciu jednością. Dlatego nie spuszczała oczu z różnych samotnych par, które znajdowały się na arenie – bo tak Kadren myślał o komnacie: arena stworzona dla zawodników do chwytania się, szarpania, ciągnięcia i angażowania się w rodzaj zapasów, które przynosiły przyjemność . Podłoga jaskini pośrodku komnaty była pokryta bujnymi futrami, aby zapewnić miękki grunt dla zakochanych zawodników do wykonywania swoich energicznych czynów w komforcie i porzuceniu.

Kontynuując łączenie swojego umysłu z grzeszną hordą, Kadren porzucała coraz więcej rozsądku i strachu, i przyjmowała coraz więcej pasji i przyjemności. Wkrótce przestała dyskutować o sobie i całkowicie się pogrążyła. Jej umysł został zalany wszystkimi obrazami przed jej oczami i okiem umysłu, a jej ciało pogrążyło się w miękkiej, samoistnej ekstazie. – Piękne, prawda? - powiedział Cal, tuż obok niej.

Głos Cala był cichy, ale jak strzała przebił się przez entuzjastyczny zgiełk, brutalnie przebijając sen na jawie, jaki miał Kadren. Kadren sapnął, tak gwałtownie obudzony przez jego miękki głos. Nagle i boleśnie przypomniała sobie, że żyje na tym świecie - surowym świecie pozbawionym przyjemności, świecie, w którym zabroniono jej pewnych rzeczy, wielu rzeczy.

Kadren próbowała się opanować, ale nie mogła tego zrobić. Miała zawroty głowy z pożądania… najedzone, wilgotne i zawstydzone. Próbowała odwrócić się, by spojrzeć na Cala, ale zatoczyła się z powrotem na ścianę wejścia. Oparła się o ścianę jaskini, po czym ponownie podniosła wzrok, a to, co zobaczyła, przeraziło ją. Cal wyglądał nieziemsko pięknie, jakby zstąpił jakiś anioł.

Był przystojny, kiedy spotkali się po raz pierwszy, ale teraz był tak piękny, że to było przerażające. Kadren nie mógł znaleźć niczego, co by na zewnątrz zmieniło się w jego wyglądzie; wydawało jej się, że to ona się zmieniła. Właśnie zaczęła naprawdę doceniać jego piękno i po raz pierwszy zobaczyła go takim, jakim był naprawdę – istotą o niebiańskiej urodzie… istotą, która, gdy na nią spojrzy, sprawi, że patrzący będzie bezradny i bezmyślny. Mogła myśleć tylko o tym, jak bardzo chciała rzucić się w jego ramiona, poczuć jego usta, poczuć jego pieszczotę, zrzucić jego zbroję, zedrzeć własne szaty, poczuć jego ciało, pozwolić mu poczuć jej… Żałowała, że ​​tak jest Coj stojący przed nią, żeby mogła się na niego uwolnić.

Trzymała się swojej moralności na włosku, kurczowo trzymała się swojej religii, kurczowo trzymała się swojego poczucia lojalności, a wszystko to potężnie próbowało jej się wymknąć. Piękno Cala było przerażające, ponieważ rzeczy, które sprawiły, że myślała i chciała robić, były dla niej tak przerażające. To było tak, jakby się zatracała… a może to był prawdziwy Kadren, a tak naprawdę nigdy nie poznała siebie… Już nie wiedziała, kim jest…. "To moja sztuka… moja arcydzieło…” powiedział, powoli zbliżając się do niej. „To najpiękniejsza sztuka na świecie.

Pragnienie służy do kolorowania, a pasja jest pędzelkiem. Ciało jest panelem. powstrzymywać się… Nie musisz udawać… Wszyscy tutaj bardzo się akceptujemy Nakarm swój głód Nakarm swoje pragnienia… Dołącz do nas.”.

Zatrzymał się tuż przed nią i wyciągnął do niej rękę. Jego uśmiech był przyjazny, jego twarz śmiertelnie ponętna i cały jego wygląd - jego niebiańskie rysy, jego wysoki wzrost, jego stabilna postawa, która emanowała siłą. - wszystko to groziło jej pochłonięciem i wejściem w świat nieposkromionego uroku i niezwykłej przyjemności.I kiedy balansowała na krawędzi, a piękno Cala groziło spaleniem jej palącym blaskiem, podczas gdy orgia trwała bez zahamowań w w tle, z zaraźliwą mgłą pożądania sączącą się obficie z grzesznej hordy, wiedziała w tym momencie, że Cal jest wrogiem.Zdała sobie sprawę z tego, co wyczuwała od jakiegoś czasu: magia… potężna, ukryta, nieodparta magia … dookoła niej, napierając na nią, teraz wewnątrz niej, najeżdżając ją tak ukradkiem i tak dokładnie. Czego tak długo zajęło jej uświadomienie sobie, Kadren nie mógł powiedzieć. "Nie…" wyszeptała.

" Trzymaj się z daleka – powiedziała nieco głośniej. Ale boi się… ed, że tak naprawdę nie miała tego na myśli. Uśmiechnął się. Uśmiech demona.

I podszedł bliżej. Nie miała dokąd pójść. Jego dłoń podniosła się do jej twarzy i delikatnie pogładziła jej podbródek, jego twarz była cale od jej twarzy. To był tylko prosty dotyk, ale wysyłał smugi błyskawic promieniujących pod jej skórę, od miejsca na brodzie do reszty ciała.

To było nieznośnie przyjemne uczucie, osłabiające jej kolana i jej determinację. To było tak, jakby całe jej ciało zostało przebudowane, by odczuwać tylko przyjemność i nic więcej. Kadren jęknął i jęknął, a ona słabo odsunęła jego rękę. Wyprostował się, odchylając się od niej i wydał okrutny rechot, który brzmiał dziwnie wysoko.

„Uwielbiam ten hałas, który robisz”, zaśmiał się. "Jesteś naprawdę piękna, mój drogi Kadren. Nie mogę się doczekać, kiedy cię będę.

Twoje dziewicze ciało będzie smakowało tak słodko. Będziesz moją najcenniejszą uczennicą. Nauczę cię prawdziwej przyjemności, dobra Siostro." Stał tam przed nią, nie ruszając się, tylko czekając, z brzydkim uśmiechem na niebiańskiej twarzy. Magia emanowała z niego intensywnie, bez udawania czy subtelności.

Było tak gęsto, że Kadren pomyślała, że ​​prawie widzi magię, trzeszczącą mgiełkę wokół niej; a grzeszna horda, dotknięta zwiększonym wylewem pożądliwej magii, przyspieszyła swoje działania. Kadren obawiał się, że dzięki jeszcze jednemu ruchowi Cal może natychmiast wygrać tę zakręconą grę. Z jeszcze jednym ruchem mogłaby być całkowicie jego. Ale Cal wydawał się rozkoszować chwilą nieuniknionego zwycięstwa i nie spieszył się z zakończeniem gry. "To jest… grzeszne…" Kadren zdołał wymówić z niesamowitym wysiłkiem.

„Jedynym grzechem jest odmawianie sobie przyjemności” – pouczał Cal. „Bóg stworzył wszystko. On stworzył nasze ciała i stworzył przyjemność.

Nasze ciała zostały stworzone dla przyjemności. Odmawianie sobie przyjemności oznacza wypieranie się Boga!” grzmiał z niekwestionowanym autorytetem. Kadren bardzo chciała poddać się prawdom, które objaśniał, ale myślała o własnej duszy.

Spojrzała w puste oczy hordy i zobaczyła, że ​​byli tylko niewolnikami, niewolnikami, którzy cieszyli się niezgłębioną przyjemnością, ale kosztem ich dusz. Zastanawiała się, czy wciąż mają dusze, czy są tylko skorupą wypełnionej przyjemnościami egzystencji. W chwili obecnej Kadren wciąż pragnęła, aby Bóg był jedynym strażnikiem jej duszy, więc nie chciała do nich dołączyć.

Lepiej było umrzeć… lepiej umrzeć czystą śmiercią niż żyć zbrukanym. Pomyślała także o Coju, o tym, jak go kocha i jak również dla niego chciała pozostać czysta. I tak było, mając w głowie myśli o śmierci, Coju i duszach, że Kadren jakoś zebrała dość siły, by przeciwstawić się tej nowej, kuszącej religii przyjemności, którą tak mocno jej głoszono.

Jej ręka znalazła rękojeść swojej broni i potknęła się z nią do przodu. Uczucie jej uścisku było dziwne, rodzaj odrętwienia, które wydawało się, że eksploduje w potężną radość; jej stopy również odczuwały podobne uczucie przy każdym kroku. Wszystko wydawało się dziwne: nie było jej we własnym ciele. Uderzyła go, a on z łatwością uniknął jej niezdarnego ataku.

Kadren nagle straciła wszystkie swoje umiejętności, jakby lata treningu i bezlitosnych musztr nigdy się nie wydarzyły. Jej dłonie i kończyny (i cała reszta) były skupione tylko na uczeniu się przyjemności i zapomniały o śmiertelnych, instynktownych ruchach, które pojawiły się podczas długich lat pracy pod surową opieką. Cal wydał kolejny wysoki chichot i śmiał się jeszcze głośniej, kiedy Kadren znów się zamachnął i chybił po raz drugi. Chwycił ją za nadgarstki, unikając jej ataku, a ona natychmiast poczuła kolejną błyskawicę biegnącą od jej nadgarstka do reszty ciała, powodując, że upuściła maczugę, wzdychała i jęczała.

Jego śmiech był teraz przenikliwy. "Dobrze dobrze!" – zawołał sadystycznie zachwyconym tonem. "Walcz! To sprawia, że…". Przerwał mu nagły skok Kadrena do przodu.

Tuż przed tym, jak Kadren pomyślał, że upadnie z nieznośnej przyjemności, zdołała podjąć słabą próbę uderzenia głową i przez krótką chwilę poczuła nagły przebłysk jego zaskoczenia, a nawet irytacji, ponieważ Cal uniknął ataku z zaskoczenia. Pożądliwe powietrze w pomieszczeniu nieco stłumiło się i nastąpiła zmiana w magii na całej arenie, chociaż horda była zbyt pochłonięta swoimi zajęciami, by to zauważyć. Ale bardzo szybko Cal opanował się i grzeszna magia wylała się z niego, jakby nic się nie stało.

Zarechotał jeszcze raz, mniej entuzjastycznie. „Bardzo dobrze, Kadren. Ale oboje wiemy, że twoje ciało nie wytrzyma wiele więcej. Poddaj się temu, co słuszne, Kadren. Chodź, Kadren” wyciągnął ponownie rękę.

„Zrzuć zbroję i tarczę. Zrzuć ubranie. Zrzuć wszystkie pułapki. Zrzuć wszystkie złe przekonania. Kadren upadła na kolana, w końcu nie mogąc już dłużej stać.

Wciąż nie doszła jeszcze do siebie po potyczce z goblinoidami, a teraz walka z przyjemnością i pożądaniem sprawiła, że ​​jej kolana były jeszcze słabsze. Jej tarcza była podparta przed nią i oparła się o nią, próbując się uspokoić. Zdjęła tarczę, myśląc, że jeszcze raz zaszarżuje na Cala, ale teraz, gdy klęczała na ziemi, odpuściła to sobie. Upuściła tarczę. To nie miało sensu.

Jej moc nie wystarczyła, by go pokonać w tej chwili i prawdopodobnie nigdy nie wystarczyła. Nie było już nic innego do zrobienia… Kadren zaczęła rozpinać szatę kapłanki. "Tak to prawda… Dobrze…” powiedział Cal łagodnie i zachęcająco, jak ojciec mógłby powiedzieć swojemu dziecku. Zajęło to trochę czasu, ponieważ Kadren nie była przyzwyczajona do wykonywania nawet prostych czynności w zmienionym ciele, ale w końcu cała jej zbroja była i ubrana była w tunikę. Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła na twarzy Cala uśmiech zwycięstwa i zachwycony błysk w oku.

Zauważyła też, że kilku mężczyzn z orgii zauważyło jej czyny i wyszło. horda, która podeszła do niej, ich wyprostowane penisy prowadziły do ​​niej jak różdżka. Niektórzy głaskali swoje członki idąc w jej stronę, wszyscy z pustym spojrzeniem i głodnym spojrzeniem. „Nie! Ona jest moja - rozkazał Cal spokojnie, a mężczyźni posłuchali.

Większość z nich wróciła do większej grupy, ale kilku z nich pozostało tam, wpatrując się w Kadrena, dotykając się. Nawet przez gęstą mgłę wywołanego magią pożądania, Kadren poczuła cień obrzydzenia. Inaczej było, gdy ich penisy znajdowały się w kimś, ukryte przed pełnym wzrokiem, a ona mogła wykorzystać widok wirujących ciał, by pobudzić swoje wyimaginowane przyjemności z Coj. Ci mężczyźni nie byli brzydcy, podobnie jak Reszta mężczyzn w orgii, podobnie jak kobiety.Właściwie to było raczej dziwne, że w jednym miejscu zgromadziło się tylu pięknych ludzi, a co dziwniejsze, wydawało się, że większość, jeśli nie wszyscy, ma elfów Ale Kadren był zniesmaczony, że ci piękni mężczyźni patrzyli na nią z takim ślepym pożądaniem, nawet nie wiedzieli, kim ona jest (a ona ich nie znała), a mimo to byli tak zadowoleni, wskazując na nią swoją żądzę.

ze wszystkich jednak wciąż był Cal i wiedziała, że… że nie będzie to prostacki akt pożądania, ale nieodparte, wyrafinowane uwodzenie. Przez chwilę, gdy spojrzała mu w twarz, miała nieodpartą potrzebę uwiedzenia przez Cala, ale potem wróciła jej słuszna wstręt, gdy przypomniała sobie Boga i Coja (oraz prostackich, pięknych mężczyzn z rękami na swoich intymnych) i działała szybko, podczas gdy nadal pozostawała głównie sobą. Podwinęła rękaw i zaczęła intonować zaklęcie ognia, wykonując gesty jedną ręką, podczas gdy w jej drugiej dłoni zaczął formować się cienki płomień. Cal po raz drugi został zaskoczony i stał w milczeniu z małym, dziwnym zdziwieniem w oczach.

Prawdopodobnie wyczuł, że Kadren się poddała, ale ona poddała się tylko temu, że jej moc nie pomoże jej. Nie zamierzała jednak tak łatwo oddać duchowego zwycięstwa. Zajęło to trochę więcej czasu niż zwykle, ale kiedy skończyła, Kadren przerwała rzucanie zaklęć i spojrzała na Cala z niezachwianą determinacją na twarzy. W jej dłoni był płomień w kształcie sztyletu, długi i cienki, i skupiła wszystko, co miała w dłoni, która trzymała płomień w ciasnym geście przypominającym szpony.

„Co robisz? To bezużyteczne. Ta słaba magia nie zadziała…”. Kadren zacisnęła zęby, zacisnęła mocno oczy i zanurzyła się….

Przeszywający krzyk wypełnił komnatę. Kadren ledwo rozpoznała, że ​​to jej własny, kiedy powrócił do niej echem., ponieważ nigdy wcześniej nie wydawała tego dźwięku. Chociaż wiedziała, że ​​to jej własny krzyk, doświadczyła go tak, jakby ktoś inny krzyczał. Myślała o swoim krzyku tylko bardzo krótko, ponieważ Kadren nie miał w niej miejsca na krzyk Cała jej istota była teraz pogrążona w bólu.

Ale wciąż nie śmiała zdjąć ognistego noża z nagiego przedramienia, bo jej strach przed śmiercią był jeszcze straszniejszy niż jej cielesne cierpienie. Jej własny magiczny płomień palił i wbijał się w nią ciała, wypalając cały grzech i zło z jej istoty jak gniewny święty ogień, tak że wszelkie myśli o pożądaniu, o Calu, o nagich ciałach przestały istnieć, i w tym momencie wszystko, co istniało, to Kadren i ten święty gniew Znosiła agonię, aż myślała, że ​​straci przytomność i potem zatrzymała się, rozluźniając dłoń, która zawierała zaklęcie, a płomień wraz z jej krzykiem zgasł. Ból nie zniknął, ale też nie nasilił się, a początkowy szok zniknął. Trwało jak przypomnienie, jak nieproszony gość w domu.

Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że ​​jej wzrok zamazał ból, ale Kadren widział wyraźniej niż od jakiegoś czasu. Spojrzała na Cala i zobaczyła, że ​​wciąż jest bardzo przystojny, ale tylko piękny śmiertelnik i oczywiście nie anioł. Na jego twarzy widać było zaskoczenie, ale też… rozkosz?… Kadren wpatrywał się w hordę i zauważył, że uczestnicy wyglądali teraz bardzo niezdrowo, maltretowani i wcale nie piękni.

Wielu z nich było niedożywionych, a ich twarze ciemniały wyglądem bliskiej śmierci. Zaklęcie zniknęło z Kadrena. Magia Cala wylała się teraz bezużytecznie, a Kadren wiedział, że moc jego magii zależała od tego, jak wielu było chętnych do nagięcia się pod jego wolą i poddania się żądzy.

Krzyki i agonia Kadrena obudziły hordę z zaklęcia lub przynajmniej stłumiły ich pożądanie. Siła magii zdawała się również w dużej mierze zależeć od nastroju Cala, a on nie był już w stanie dostarczać przyjemności. Mimo że Kadren już nie krzyczał, ból nadal był wszechogarniający i obezwładniający.

Nie mogła nic zrobić, dopóki nie zrobi czegoś ze swoją raną. Większość rany była tylko powierzchnią przedramienia, która była spalone, pokryte pęcherzami, a nawet sczerniała w niektórych miejscach, ale była też szczelina, która dawała jej przyprawiający o mdłości widok ścięgien i Kadren pomyślał, że może nawet kości. Patrząc teraz na ranę, Kadren żałował, że tak długo przyłożył ognisty nóż do jej przedramienia, stwierdzając, że najprawdopodobniej przesadziła. Ale w czasie jej desperackiego gambitu Kadren chciała całkowicie uwolnić się od magii Cala, więc za dużo było lepsze niż za mało.

Krzywiąc się i dysząc, zaczęła intonować i machać ręką nad raną. Najpierw rzuciła na ten obszar zaklęcie odrętwiające, co nieco zmniejszyło ból. Następnie rzuciła zaklęcie, które spowodowało, że w centralnej rozpadlinie rany zaczęło tworzyć się przezroczyste błoto w kolorze cielistym. Pełne wygojenie rany musiało nastąpić później, ale na razie Kadren zamierzała ją zakryć, żeby nie cierpiała przy każdym ruchu.

Gdy gęsty balsam dotarł od środka do brzegów rany, ból zaczął się drastycznie nasilać, bo to właśnie poparzona skóra bolała najbardziej, podczas gdy większość czucia została wypalona w głębszych partiach rany. Kadren zacisnęła zęby i chrząknęła, ale nadążała za zaklęciem. Kadren spojrzał na Cala. Martwiła się, że nie pozwoli jej się wyleczyć, ale Cal po prostu stał tam z wyrachowanym spojrzeniem, a Kadrenowi wydawało się, że widzi cień uśmiechu na jego twarzy, jakby był czymś potajemnie zachwycony. Po krótkiej chwili skierował się w stronę swojej hordy duchowych więźniów.

Jego więźniowie robili się niespokojni, teraz, gdy nie mieli orgii, by ich zajmować. Niektórzy z nich zaczęli się szurać z oszołomionymi spojrzeniami. Niektórzy z nich zaczęli jęczeć.

Niektórzy lamentowali. Wszyscy byli zagubieni bez przyjemności, do której przywykli. Cal wyciągnął kryształ, który oświetlał drogę w ciemnym tunelu, i zaczął coś do niego mówić.

Cal następnie zwrócił uwagę na więźniów i zaczął śpiewać usypiającą melodię, ostrym, kojącym tonem. Brzmiało to cudownie i Kadren wiedział, że musi być ostrożny, ale ból z jej rany wydawał się pomagać złagodzić skutki zaklęcia. Pomogło również to, że Cal skupiał się na więźniach, a nie na niej, tak że nie odebrała ciężaru jego magii. Więźniowie zapanowali spokój po tym, jak Cal śpiewał przez chwilę.

Siedzieli lub leżeli na pokrytej futrem ziemi, z dziwnym spokojem. Sam Kadren poczuł się trochę spokojniejszy. Do tego czasu pokryła balsamem wszystkie spalone obszary przedramienia. Maść stwardniała, tworząc warstwę ochronną, która wyglądała jak gruba, brzydka skóra.

Z nową warstwą skóry pokrywającą jej własną surową, uszkodzoną skórę, Kadren była w stanie zasłonić przedramię rękawem bez skrzywienia się. Widząc, że Cal jest nadal zajęty, Kadren zaczęła zakładać zbroję tak szybko, jak tylko mogła, chrząkając i krzywiąc się na niektórych etapach procesu. Kiedy była w pełni uzbrojona i miała zamiar podnieść swoją tarczę, Kadren zobaczył grupę goblinoidów wchodzących z drugiej strony komnaty, około dziesięciu z nich. Nieśli duże naczynia do picia i zaczęli wkładać je do ust więźniów, którzy posłusznie pili. Kadren próbowała szybko wyposażyć się w tarczę, ale ją upuściła.

Straciła trochę siły w kończynie po oparzeniu i wciąż była dość bolesna próba założenia tarczy w to ramię. Porzuciła pomysł posiadania tarczy i poszła szybko podnieść swoją buławę. Kadren odwróciła się w stronę swoich wrogów z bronią w ręku i zobaczyła, że ​​więźniowie, którzy wypili tajemniczy eliksir, teraz śpią; zajęło to tylko kilka łyków. Twarze więźniów były żałosne i Kadrenowi wydawało się, że duża część nieestetyki wynikała ze zniekształceń. Nie mogła tego do końca zrozumieć, ale patrząc na nich, Kadren odniósł wrażenie, że więźniowie zostali zmuszeni do upodobnienia się do elfów przez jakąś bolesną, nienaturalną manipulację.

Kiedy była pod urokiem Cala, Kadren rzeczywiście myślał, że są to godne pozazdroszczenia piękności z jakiejś elfiej krwi, ale po zdjęciu zaklęcia ogólny efekt był żałosny. Ponieważ jej wrogowie wciąż nie zwracali na nią uwagi, a teraz była uzbrojona i uzbrojona, Kadren zdecydował, że to dobry moment na jej wyjście. Kiedy jednak zbliżyła się do otworu, z którego ona i Cal weszli, nagle wybuchł płomień i wypełnił wyjście. Ogień był duży, a upał był intensywny, nawet z odległości dziesięciu stóp, i Kadren wiedział, że przejście przez niego będzie śmiercią lub śmiertelnym bólem. – Nie sądziłeś, że to będzie takie proste, prawda? zapytał Cal.

Już nie śpiewał, ale nie odwrócił się, by spojrzeć na Kadrena. Zamiast tego miał w ręku naczynie i pomagał rozprowadzać tajemniczy eliksir, jakby wcale nie przejmował się ucieczką Kadrena. Serce Kadrena spadło. Przez jedną ulotną chwilę zasmakowała triumfu i wolności, ale teraz zdała sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę nie wierzyła, że ​​ucieknie… Przyglądała się swojemu otoczeniu, zastanawiając się, co dalej robić. Zauważyła, że ​​czuła się czujna i nieco odświeżona, jakby właśnie obudziła się z drzemki, a jej myślenie było raczej jasne.

Spojrzała na dwa wyjścia na drugim końcu komnaty, zobaczyła Cala i goblinoidy pomiędzy nimi, zdecydowała, że ​​będzie musiała walczyć o wyjście i przygotowała się do walki. Po jej decyzji Kadren zapanował nieoczekiwany spokój, być może dlatego, że już dwukrotnie stawiła czoła pewnej śmierci, w tak krótkim czasie; a świadomość tego, co musi zrobić, nawet jeśli oznaczało to pewną śmierć, była przyjemniejsza niż niepewność. Skierowała się w stronę jednego z wyjść po drugiej stronie komnaty i nie napotkała żadnego oporu ze strony Cala ani goblinoidów. Jednak wyjście wypełniło się ogniem wcześniej niż wcześniej, nawet z odległości ponad dwudziestu stóp. I tym razem Kadren zobaczył Cala rzucającego zaklęcie, pijącego naczynie w jednej ręce, płynne ruchy w drugiej, mruczącego coś niesłyszalnego, aw pozostałym wyjściu również pojawił się płomień.

To jeszcze bardziej uprościło sprawę i było zgodne z oczekiwaniami Kadrena. Z odważnym spokojem, jaki zdobyła, Kadren stawiła czoła swoim wrogom. Cal oddał naczynie jednemu z goblinoidów. Wszyscy więźniowie spali teraz lub mieli zamiar spać.

Cal podszedł do Kadren i zatrzymał się jakieś dziesięć stóp dalej. Następnie zaczął zdejmować zbroję i ubranie. Wkrótce był nagi, całkowicie wygodnie w swoim pięknym ciele i patrzył na Kadrena z uśmieszkiem.

Kadren trochę odwrócił wzrok, ale trzymał go na swoim polu widzenia, uważając na każdy ruch, który zamierzał wykonać. Nie pozwoliła mu jej mieć; była gotowa walczyć na śmierć i życie, aby zachować swoją czystość. – To ciało nie wydaje się ci odpowiadać – powiedział Cal.

"Być może inny zrobi.". I znów zaczął się rozbierać. Kadren musiała patrzeć bezpośrednio na niego, ponieważ chciała wiedzieć, co mógł rozebrać, gdy był już całkowicie nagi. To, co zobaczyła, przeraziło ją. Zdzierał z siebie skórę, jego ciało, które wciąż zdzierał, jakby to był duży płaszcz.

Najwyraźniej było to również trochę nieprzyjemne doświadczenie dla Cala, ponieważ chrząkał, zrywając warstwę mięsa. I pomruki stawały się stopniowo coraz głośniejsze i wyższe, aż w końcu kobieta zaczęła krzyczeć, gdy cała warstwa ciała w końcu się rozpadła. Pod spodem znajdowała się kobieta, wyglądająca na lekko mokrą i zmiażdżoną, ale bardzo szybko, gdy dalej krzyczała, spuchła i zmieniła się.

A kiedy krzyki i obrzęki ustąpiły, stała kobieta o anielskiej (lub diabelskiej) urodzie… urzekająca twarz, zaokrąglone rysy… uwodzicielski urok emanujący z każdej części tej kobiety. Była zauważalnie wyższa, gdy była Calem, ale po transformacji nadal zachowała królewski wzrost. I, podobnie jak Cal, jej długie włosy były czarne jak smoła i bujne, a jej oczy były równie ciemne, ale lśniły o wiele bardziej niż jej włosy. Jej skóra była jednak blada jak księżyc w pełni. Ta istota z pewnością była księżycowym elfem; jeśli tak, historie nie oddawały sprawiedliwości ich urodzie..

Podobne historie

Sonda

★★★★★ (< 5)

Budzi ją obca przyjemność.…

🕑 8 minuty Nadprzyrodzony Historie 👁 2,016

W twoim pokoju było ciepło i wilgotno. Wziąłeś prysznic, a następnie otworzyłeś okno, by wpuścić nocną bryzę. Powiew i chłód pokrowców były cudowne na twojej nagiej skórze. Zwykle…

kontyntynuj Nadprzyrodzony historia seksu

Gość Domu Shahiry

★★★★★ (< 5)

Oddany nauczyciel przyciąga wzrok Sultany.…

🕑 39 minuty Nadprzyrodzony Historie 👁 1,604

Minęło wiele lat, odkąd pierwszy raz przeszedłem przez Bramę Obsydianu. Od tego dnia wszystko się zmieniło. Nowi Bogowie przybyli z mieczami swoich wyznawców. Zrzucili sułtana i ścięli go.…

kontyntynuj Nadprzyrodzony historia seksu

Święto wiosny Shahiry

★★★★★ (< 5)

Święto wiosny prowadzi Tel do jego prawdziwej miłości.…

🕑 48 minuty Nadprzyrodzony Historie 👁 1,973

W czasach, gdy ciemni Bogowie przynieśli swoje legiony i płomienie, wiosna przyniosła szczególny czas w Domu Rodzinnym, w którym byłem zarządcą. Każdego roku Sultana przychodziła na…

kontyntynuj Nadprzyrodzony historia seksu

Kategorie historii seksu

Chat