Wieczór w Vegas nie idzie zgodnie z planem, prawda?…
🕑 50 minuty minuty Prosty seks HistorieBrander Sharpe siedział samotnie przy stoliku koktajlowym na środku salonu. Nie czuł się jednak wyróżniający. To było miejsce, w którym lubił przebywać. Pozwoliło mu to zbadać otoczenie, swoje możliwości.
Pozwoliło to również wyraźnie go zobaczyć. Był jastrzębiem na czubku drzewa. Tuż za cichą salą kasyno tętniło życiem. Dźwięki automatów do gry i rzadkie okrzyki niektórych facetów uderzających mocno – lub skromnie – przy stołach przedostały się do pokoju.
Przypominało wszystkim, gdzie się znajdują. Vegas, pustynny plac zabaw dla dorosłych. Ludzie grający duże i szybkie.
Reguły napisane od nowa dla osobistych korzyści. Sekrety zamknięte jak stosy gotówki w skarbcach kasyna. Brander z pewnością był tam, żeby grać. Jednak w przeciwieństwie do łobuzów, którzy opróżniali swoje portfele przed bogami hazardu, bawiąc się marzeniami o finansowych gratkach, on był tam, aby wygrać w kolejnej niesławnej grze losowej Sin City.
Emanował pewnością siebie utalentowanego gracza. Popijając ze swojego niskiego kieliszka, wyjrzał ponad krawędź. Minął kilka pustych stolików koktajlowych, a jego zielone oczy utkwione były w budce, przy której siedziały i rozmawiały trzy kobiety. Może byli tacy jak on, tutaj w podróży służbowej lub na zjeździe, chcący się wystroić i zrelaksować podczas nocy pełnej wyrafinowanej zabawy.
Uśmiechnął się, wiedząc, że dorównuje im wyglądem i strojem. Podczas gdy wizerunek high-rollerów w Vegas zmienił się z biegiem lat na koszulki polo i trampki, Brander wybrał klasyczny, ciemnoszary garnitur. To nie był jego strój, gdy spotykał się ze współpracownikami w ciągu dnia. Ten garnitur służył innym celom i przyciągał inne zainteresowania.
Był bardziej luksusowy, niż większość mężczyzn sądziłaby, że powinien być, ale znał jego wartość. Brander odchylił się do tyłu. Zakręcił szklanką, lód w środku zabrzęczał. Jego grube brwi rozluźniły się nad jego oczami, gdy nadal rzucał pewne spojrzenie na kobiety. Jego uwaga skupiła się na jednym w centrum trio, inne rozmyły się na jego obrzeżach.
Ubrana w uroczą bordową sukienkę, jej wiśniowoblond włosy opadały kaskadami na ramiona, a jeden gruby kosmyk opadał i ledwo zakrywał lewe płatki oczu w najbardziej ponętny sposób. Kilka minut temu rzuciła mu przelotne spojrzenie, po czym zwróciła się do swoich przyjaciół w rozmowie. Potem ukradkiem spojrzała kątem oka. Teraz obracała głowę w tę iz powrotem więcej razy, niż było to konieczne, i napotkała jego spojrzenie.
Brander skinął głową i uśmiechnął się. Przerwała, po czym odwzajemniła jego uśmiech. Skinął na kelnerkę. – Czy mogę coś panu zaoferować, panie? zapytała.
Pochylił brodę w stronę kabiny. „Martini dla każdej z pań. Jabłko dla dwóch po lewej i prawej, perłę dla tej w środku”. "Z pewnością." Kelnerka zauważyła kobiety i skierowała się do baru. Brander od niechcenia pociągnął łyk ze swojego kieliszka.
Wrócił do trzymania go na bok i obracania nim, ciesząc się pewnością wieczoru. — Nie chcesz tego. Ktoś z tyłu nagle wyjął mu szklankę z ręki. Zaskoczony, zatrzymał się zdezorientowany, zanim usiadł na swoim miejscu.
"Przepraszam?" powiedział, obserwując młodą kobietę, która podchodzi do krzesła obok niego i siada. – Nie to miałam na myśli – powiedziała, podnosząc szklankę. Pomachała nim nonszalancko w kierunku kobiet w kabinie. "Miałem na myśli, że." Brander nie mógł rozczesać brwi ani powstrzymać niedowierzającego uśmiechu wykrzywiającego się na jego ustach, gdy patrzył, jak jednym śmiałym łykiem wypija bursztynowy płyn.
Spoza swoich księgowych okularów w ciemnych oprawkach wbiła w niego chłodne spojrzenie. Potem jej czarne, nienagannie wyskubane brwi uniosły się, a jej oczy rozszerzyły się. Nagle prychnęła.
Upuściła szklankę na stół, odwróciła głowę i zakaszlała w niekontrolowany sposób. „Co… do diabła…” pisnęła i sapnęła, „… to jest?” Brander pochylił się do przodu, wciąż zdezorientowany. – Whisky – powiedział. Zdjęła okulary i potarła dolną krawędź oczu. Wychrypiała: „O Boże, to pali”.
Uśmiechając się, powiedział: „To ma tendencję do zwijania się włosów na twojej klatce piersiowej, jeśli tego nie szanujesz”. „Myślę, że przypaliło mi włosy na klatce piersiowej”. Brander zachichotał. Potrzebowała chwili, żeby odchrząknąć i odzyskać spokój.
W końcu odwróciła się do niego z żywiołowym ruchem swoich długich włosów i poprawiła okulary. Potem usiadła ze skrzyżowanymi nogami, uśmiechając się pewnie, jakby wciśnięto jakiś przycisk resetowania. – Czy mogę ci pomóc, panienko? zapytał Brander.
Instynkt podpowiadał mu, że jest nieszkodliwa, ale odliczanie czasu jego cierpliwości oficjalnie się rozpoczęło. „Ahh, myślę, że to bardziej tak, jakbym była tutaj, aby ci pomóc” – powiedziała, ponownie akcentując swoje słowa delikatnym pchnięciem palca. Wciągnął powietrze i zmrużył oczy.
Pole różu rozkwitło na jej brzoskwiniowo opalonych policzkach, a whisky działała w niej magicznie. - Och? Jak to? zapytał, bawiąc się. Zakręciła palcem, przyciągając go bliżej. Pobłażał jej, pochylając się do przodu, aż ich ramiona się zetknęły.
Zauważył przyjemny zapach jej włosów. Wyszeptała mu do ucha: „Ona nie jest warta ceny wstępu”. Wciąż nachylając się blisko, Brander zamknął oczy i lekko potrząsnął głową.
Odszepnął: „Mam bardzo bystre oko i jestem w stanie zapłacić premię”. Usiadła, uniosła brew i powiedziała: „Co powiesz na stosunek jakości do ceny?” „W Vegas sprytni gracze wiedzą, kiedy wejść all-in” – powiedział. Zauważył, że kelnerka przyniosła kobietom drinki. „Wszystko w…” powtórzyła cicho, jakby na chwilę zamyślona.
Kiedy ponownie na nią spojrzał, wyraźnie się otrząsnęła. Zapytała: „Więc o to w tym wszystkim chodzi? Wchodzenie all-in?” Podniosła rękę z jego stóp na szyję. "Garnitur?" on zapytał.
Przechyliła głowę, rzucając pełne uznania spojrzenie. „Spinki do mankietów z monogramem, jedwabna koszula, elegancki garnitur i buty… włoskie?” Brander uśmiechnął się i skinął głową. Była spostrzegawcza. „Garnitur to Brioni.
Ale buty są angielskie”. Dała mu jeszcze raz. „Widzę, że jesteś wariatem, siedzisz tutaj wystrojony jak James Bond”.
"Connery'ego Bonda?" on zapytał. Zmrużyła oczy, jakby próbowała wydobyć z siebie wspomnienie oryginalnego 00 „Bardziej jak Brosnan… z odrobiną szarości na skroniach”. „Ach”. „Ale mi się to podoba” – dodała szybko – „Dodaje twojego wyrafinowanego wyglądu”. "Dzięki." „To dość wysokiej klasy strój” – przyznała – „jak na faceta siedzącego samotnie w kasynie”.
— Odpowiada intencji — powiedział, spoglądając w stronę kabiny. Kobieta w kasztanowej sukience wydawała się rozbawiona jego nagłym towarzystwem, ale na szczęście nie zniechęcona. Prawdopodobnie nie myślał zbyt wiele o konkurencji. Przyjrzał się kobiecie obok siebie i zwracając się do niej mrugając, powiedział: „Wydaje się, że to działa w szerszych kręgach”. Jej b pogłębiło się, kiedy uśmiechnęła się szeroko i nieśmiało poruszyła ramionami.
„Potrafię wykopać faceta w zapinanym na zamek stroju”. Brander zaśmiał się. Była urocza, dał jej to. Sposób, w jaki mówiła z bezczelnością na skraju krzywego uśmiechu, był raczej pociągający.
Kiedy się uśmiechała, jej małe usteczka w kształcie pączków wykrzywiały się, ukazując ślad zgryzu. To wcale nie było nieatrakcyjne. „Więc, czy wszystko na tobie jest tylko najlepsze? Wliczając w to pod maską?” — zapytała nagle. Brander zmarszczył czoło.
"Przepraszam?" „Cóż, jaki jest sens posiadania nadwozia Porsche, kiedy silnik to Kia Rio?” Uśmiechnęła się i podniosła wzrok. Przesunął językiem po policzku i przytrzymał go tam przez chwilę. W końcu złożył ręce i powiedział: „Słuchaj, panienko, obawiam się, że nie jestem zainteresowana twoją grą…” Usiadła, usztywniła dolną szczękę i rzuciła mu ostre spojrzenie.
Podnosząc okulary, powiedziała: „Nie jestem dziwką”. Brander zamarł na chwilę, po czym uśmiechnął się, potrząsając głową. – Nie sugerowałem, że jesteś dziwką… szczerze. Zbyt często bywał w Vegas, by nie móc zidentyfikować miejscowej prostytutki. Chociaż była trochę zuchwała, była w niej świeżość, która bardzo ją oddalała od obskurnego typu prostytutki.
Jej strój – prosta i ładna suknia wieczorowa w kolorze królewskiego błękitu i zamszowe cholewki pixie – i wiewiórcza postawa również nie wskazywały na profesjonalną eskortę. Właściwie przypominała mu zabłąkaną owieczkę. Gdzieś jej stado musiało ją wołać, kiedy próbowała bawić się z wilkami z Vegas. Jej kwaśny wyraz twarzy utrzymywał się przez chwilę, zanim powoli się uspokoiła.
- Przepraszam. Nie chciałem cię urazić - powiedział, zaskoczony i pod wrażeniem, że to on przepraszał. „Nic w tobie nie wskazuje na kobietę biznesu”. Uspokojony, jej przyjemny uśmiech powrócił.
„Cóż”, powiedziała, „wyglądało na to, że po prostu potrzebujesz towarzystwa, siedząc tutaj sama. Pomyślałam, że wpadnę i cię ożywię”. - Dziękuję. Udało ci się to drugie - powiedział.
Jeszcze raz przyjrzał się kobiecie w budce. – Jak zauważyłeś, pracowałem nad tym pierwszym. Zerknęła na obiekt jego uwagi, po czym przechyliła głowę na bok i spojrzała na niego. „Czy nigdy nie wolisz robić czegoś bardziej zabawnego i rozbrykanego?” „Dlatego trzymam psa w domu” – żartował Brander. "Ach.
Cóż, proszę bardzo," zachwyciła się. „Człowiek z psem musi pękać z zapału, żeby się zabawić”. „On jest Bassettem”. – Och – odparła zrezygnowana. Zacisnęła usta i skinęła głową ze słyszalnym westchnieniem.
Brander zaśmiał się do siebie. "Jak masz na imię?" on zapytał. Pozornie zaskoczona, odpowiedziała: „Och, ach… Ana”. – Ana – powiedział Brander, robiąc pauzę. „Ana… chciałbym postawić ci drinka”.
Jej oczy rozbłysły za okularami. – W uznaniu za twoje zabawne towarzystwo – odpowiedział z wyraźną szczerością. Ana uśmiechnęła się. "Dobra." – Oczywiście nie sugeruję, że jesteś dziwką.
Pokiwał głową. To zasłużyło na uśmiech. – Oczywiście – zawołała. Brander ponownie pomachał do kelnerki.
– Czy interesuje Cię coś jeszcze, proszę pana? zapytała. „Cokolwiek ta młoda dama chce”, odpowiedział. Ania się ożywiła. „Coś wesołego i rozbrykanego.
Nie napój dla Bassetta”. Kelnerka zatrzymała się, ale skinęła głową. "Jasne." – Napije się tego w barze – powiedział Brander. "Bar?" – zapytała Ana, mrugając. "Ty nie jesteś…?" – To było bardzo przyjemne, Ano.
Miał to na myśli. Może gdyby to był inny wieczór, w innym salonie, skupiłby się na niej. Jednak dziś wieczorem już się zobowiązał.
Ana zsunęła ze sobą rzędy zębów, aż jej szczęka przesunęła się na bok. Utkwiła w nim wyrachowane spojrzenie, jakby planowała jakiś ruch, ale potem jej zachowanie złagodniało. Wzruszyła ramionami, wstała i powiedziała: „No dobrze. Dzięki za drinka… a może powinienem powiedzieć drinki?” Brander podniósł ze stołu pustą szklankę i podniósł ją do niej w udawanym toaście. „Szanuj whisky, Ano”.
Otworzyła ramiona. "Uścisk?" Brander uśmiechnął się. - Dla niej wyglądalibyśmy na przypadkowych znajomych - zasugerowała.
„Starzy przyjaciele, którzy wpadli na siebie”. Wciąż się uśmiechając, potrząsnął głową. Wzdychając, wstał i wziął ją w ramiona. Oparła głowę tuż pod jego ramieniem. Trzymanie jej było całkiem przyjemne.
Szczególnie podobał mu się delikatny zapach jej włosów i sposób, w jaki krzywizna jej pleców mieściła się w jego dłoniach. Czuł gładkość jej skóry, która wsuwała się pod materiał sukni. To sprawiło, że czubki jego palców mrowiły. Oderwanie się od niej wymagało zaskakującego wysiłku. – Bądź dobry – powiedział.
Usiadł z powrotem, gdy zaczęła odchodzić. Ana zrobiła kilka kroków, po czym nagle się zatrzymała i odchyliła do tyłu z przekornym uśmiechem. – Założę się o wszystko, że tej nocy z nią nie skończysz – powiedziała. – Ty, Ana, nie powinnaś uprawiać hazardu – zadrwił delikatnie. „Czasami muszę rzucić kostką.
Vegas, prawda?” Mrugnęła. Pomimo jego udawanego ostrzeżenia, jej stopy były lekkie, gdy podeszła do baru, trzymając wieczorową torebkę obiema rękami za plecami. Będąc przez chwilę sam, Brander nagle zdał sobie sprawę, że nadal ma zdezorientowany uśmiech.
Uciekł się do pogłaskania podbródka, by go złagodzić. Zanim ponownie nawiązał kontakt wzrokowy z kobietą w bordowym stroju, kątem oka dostrzegł pasek. Zawahał się, ale musiał tylko odwrócić głowę. Tam, na stołku zwróconym w jego stronę, siedziała Ana.
Leniwie odchylona do tyłu z łokciem opartym o blat i skrzyżowanymi nogami, powoli podskakując jedna na drugiej, wyglądała, jakby czekała na limuzynę. Zerkając swoimi ciemnymi oczami o ostrych rzęsach przez okulary, posłała mu skośny uśmiech w chwili, gdy barman podał jej drinka – coś różowego i owocowego. Brander posłał jej łagodnie upominające spojrzenie i ruchem palca pokazał, żeby obróciła się na krześle. Odpowiedziała unosząc podbródek do góry.
Zmarszczył brwi i wyszeptał: „Odwróć się… dookoła”. Ponownie, z zaciśniętymi ustami, skinęła brodą do przodu. Brander poruszył się na krześle, przybierając surowy wyraz twarzy. Ruchem palca kazał jej się zatrzymać.
W końcu wzruszyła ramionami i obróciła się na krześle. Wpatrując się w jej plecy, Brander westchnął i potrząsnął głową. – Czy teraz jest dobry moment? – zapytał kobiecy głos. - Co… - Brander szybko się odwrócił. Przed nim stała kobieta w bordowej sukience.
„Czy powinnam…” zatrzepotała rzęsami w kierunku baru, po czym spojrzała na niego, „… może wrócimy później?” To było tak, jakby jego umysł i ciało poruszały się w melasie. Zanim wstał, wziął głęboki oddech. — Nie. Wcale — powiedział, opanowując się. „Cóż”, powiedziała, uśmiechając się swoimi błyszczącymi, czerwonymi ustami, nieskrępowanymi, „Chciałam ci tylko podziękować w imieniu swoim i moich przyjaciół za drinki”.
Podniosła swoje martini. "Cała przyjemność po mojej stronie." Brander skinął głową i zerknął ukradkiem w stronę budki. To było puste. Podążyła za jego wzrokiem, a potem powiedziała: „Postanowili zobaczyć się z Davidem Copperfieldem”. A ty? Odwróciła wzrok, nieśmiało wzruszając ramionami.
„Wolę tworzyć własną magię”. Przez lekko rozchylony uśmiech na jej ustach widział, jak jej język przesuwa się po tylnej części jej zębów. Brander zacisnął szczęki i poczuł, że znów znalazł się na znajomej pozycji. Czasami było to takie łatwe.
Kobieta podała rękę. – Jestem Sasza – powiedziała. „Sasza” — pomyślał Brander.
Dobry wybór. Powiedziała to z łatwością, ale czytając wyraz jej oczu, wiedział dokładnie, jak ma wyglądać wieczorna gra. Gdy ujął jej dłoń i delikatnie ścisnął, powiedział: „David”. "Cześć, 'David'," powiedziała z pewnym skinieniem głowy.
Ona też znała tę grę. Zaproponował jej krzesło i usiedli. Raz jeszcze skinął na kelnerkę. Następnie obaj rozpoczęli swoją grę.
-0- Rozmowa przez następne dwadzieścia minut była jak para ustawionych kości, rzadko skręcająca w stronę nieoczekiwanego. Sugestywne spojrzenia, chytre gesty, jawne dotknięcia i insynuacje – wszystko to weszło do gry. Niektórzy zapytają, po co się męczyć. Jednak zarówno Brander, jak i Sasha wiedzieli, że istnieją zasady i protokoły, których należy przestrzegać.
Brander jednak oszukiwał. Początkowo nie był tego świadomy. Nagle zdał sobie sprawę, co się dzieje, ale nie przestawał. Podczas gdy jego oczy były utkwione w stojącej przed nim skromnej, zmysłowej kobiecie, jego uwaga skupiła się na samym rogu linii wzroku. Ana przez cały czas trzymała ją tyłem do niego.
To było dziwne. Spodziewał się, że przyłapie ją na rzucaniu w jego stronę tymi przekornymi spojrzeniami, próbując wymusić na nim odpowiedź. Jeszcze dziwniejsze było przebłysk rozczarowania, który przemknął przez jego umysł.
Pozostała przy barze odwrócona plecami, gawędząc na swój pochlebny sposób z barmanem, który wydawał się być nią autentycznie zaangażowany. W końcu inni klienci odciągnęli go, zostawiając Anę, która karmiła drinka, którego przygotował jej Brander, wciąż spokojnie przerzucając nogę przez kolano. - Więc… David, L'Atelier, tak? — zapytał Sasza. „Dawid?” Brander wypadł z chmury myśli. "Hmm?" "Na obiad?" "O tak." Skinął powoli głową, uśmiechając się.
„L'Atelier. Brzmi dobrze. Chyba powinien zadzwonić”. "Prawdopodobnie." Głos Sashy był jak fala w stawie. Nic nie naruszyło jej nieskazitelnej powłoki.
– Czy zechciałbyś czynić honory, podczas gdy ja wymykam się do damskiej toalety? Brander wstał, kiedy wstała ze swojego miejsca. Kiedy patrzył, jak odchodzi, sięgnął po telefon do kieszeni płaszcza. W tym momencie po obu stronach Any stanęło dwóch mężczyzn, obejmując ją swoimi szerokimi ramionami. Brander zauważył, że jej noga natychmiast przestała podskakiwać, całe jej ciało zesztywniało. Dwóch facetów w wieku studenckim, ubranych w zwykłe t-shirty, dżinsy i trampki, rozmawiało i kiwało głową w stronę Any z wyraźnie przerażającymi lokami na ustach.
Jeden z nich położył dłoń na jej ramieniu. Wzruszyła ramionami. Brander przerwał, z ręką wciąż pod klapą marynarki. Zmarszczył brwi, obserwując rozwój sceny i słuchając pomruków mężczyzn.
Słowa były niezrozumiałe z miejsca, w którym stał, ale mógł odgadnąć, co mówią. Następnie Ana wstała ze swojego stołka, lekceważąco machnęła mężczyznom, po czym szybko opuściła salon. Branderowi ulżyło na chwilę, gdy zobaczył, jak potrząsa chłopakami.
Potem zobaczył, jak jeden z mężczyzn poklepał dłonią pierś swojej partnerki i skinął głową w kierunku, w którym poszła Ana. Wciąż z tymi paskudnymi uśmiechami, szybko opuścili salon. Brander skrzywił się. Potem rozluźnił się, wziął głęboki oddech i wypuścił długie westchnienie. „No cóż”, pomyślał, kręcąc głową, „Vegas”.
Od niechcenia poprawił płaszcz i mankiety, spojrzał na zegarek i spojrzał w kierunku damskiej toalety. Potem szybko wyszedł z salonu. „Co ja wam mówiłem? Nie interesuje mnie to!” Brander usłyszał, jak Ana nalega, gdy się zbliżył.
Jej dwaj niechciani towarzysze przyparli ją do krawędzi fontanny w pasażu kasyna. „Och, daj spokój”, zadrwił jeden z chłopaków, różowata blondynka w typie Varsity, „jesteśmy dziś zwycięzcami! Zdobyliśmy duży wynik przy stole do ruletki i chcemy go wydać na kolejnego małego spinnera. " "Ha!" Ana sapnęła. – Jesteś śmiesznie śliski.
„Tak, mamy pieniądze, kochanie. Moolah dla mamy” – dodał jego śniady przyjaciel, wyglądając na równie pijanego. Sięgnął do kieszeni spodni, wyciągnął prymitywny plik banknotów i pomachał jej przed twarzą.
"Ugh." Ana skuliła się i zmarszczyła nos. „Myślałeś kiedyś o wypraniu dżinsów… lub spaleniu ich?” Brander wziął kilka kolejnych powolnych oddechów, idąc za nimi. „Wybraliście złe miejsce na zakupy, chłopaki” – oświadczył. Wszyscy zatrzymali się, po czym mężczyźni powoli wyciągnęli szyje.
To był zabawny widok: dwaj wysocy faceci o rysach litery „K” z kudłatymi brwiami ściągniętymi w dół w irytacji i jedna drobna kobieta stojąca tuż za nimi, wyglądająca jak królik w dziurze, podpierająca swoje okulary. - Prowadzę tu interesy, więc spierdalaj - warknął blondyn. – Zapewniam cię, że nie jest damą biznesu – odparł Brander. To wywołało uśmiech na twarzy Any.
„Co jest? Już jest na zegarze?” – warknął śniady. Spojrzał na Brandera od butów po nos. – Twoje pieniądze są lepsze niż nasze, co? „Pierwszym błędem, jaki popełniłeś, było dodanie pieniędzy do równania” – odpowiedział Brander. – Jak powiedziałem, nie pracuje w tym biznesie.
Mężczyźni odwrócili się w jego stronę, rzucając cień na Anę. Brander napełnił pierś głębokim oddechem. – Posłuchaj – powiedział, rozpinając płaszcz i zdejmując spinki do mankietów – jeśli nadal będziesz tu tak stał, ochroniarze, którzy obserwują dziesiątki kamer wycelowanych w twoje obwisłe szczęki, wkrótce zaatakują tych dwóch. metrów kwadratowych przestrzeni, żeby cię wyprowadzić”. Skinął głową w kierunku czarnych kopuł zwisających z sufitu.
„Gdybyśmy mieli rzeczywiście wdać się w jakąś fizyczną kłótnię, kiedy przybędą, bądź przygotowany na intymny dotyk paralizatora, wymień dom, w którym się zatrzymasz, na wygodę celi i miej tę porządną rolkę gotówka zredukowana do drobnych, gdy skończysz płacić przypisane grzywny”. Gniewne miny mężczyzn powoli znikały. „Do tego kilka podbitych oczu, rozwalone nosy i być może jeden lub dwa luźne zęby” — dodał Brander. Wiedział, co myślą.
Uśmiechnął się, ale jego spojrzenie było jak odłamek stali wyciągnięty z bryły lodu. Tak, mógł wziąć ich obu. Wyprostowany, powiedział: „W każdym razie zamierzałem jutro zanieść ten garnitur do pralni”. Zanim obaj mężczyźni zamrugali, doszło do zaciętej konfrontacji, a w ich grubych czaszkach powoli rozbłysły światła pilotów.
Usta blondyna zadrżały pomiędzy szyderczym grymasem a grymasem, podczas gdy śniady oczy uciekały w bok. W końcu blondyn klepnął swojego partnera w łokieć i obaj niechętnie odsunęli się od siebie. Brander patrzył, jak znikają w zatłoczonym kasynie, po czym zwrócił uwagę z powrotem na fontannę.
Ana stała trzymając torebkę, gapiąc się, jakby kurczak usiadł mu na głowie. „Wow”, wykrzyknęła, „naprawdę jesteś Jamesem Bondem”. Brander zauważył nutę sarkazmu, ale był pod wrażeniem, że nie wydawała się speszona poprzednią sytuacją.
Przyglądał się jej, poprawiając mankiety. „W porządku, Ana. Oddaj to”.
Jej oczy zwęziły się. "Co?" "Mój telefon." Wstrzymała oddech, po czym się poddała. "Ok dobrze." Ana otworzyła torebkę i podała mu telefon komórkowy.
- Zamierzałem go oddać. Nawet po prostu tam siedziałem i czekałem, aż to zauważysz. Brander sprawdził telefon i schował go do kieszeni. Wierzył jej. Nie wiedział, dlaczego nadal jej wierzył, ale wierzył.
„Chciałam tylko zwrócić na siebie twoją uwagę” – dodała, nieśmiało unosząc podbródek. – I masz – odpowiedział. „Więc jakie inne talenty posiadasz poza kradzieżą kieszonkową?” Roześmiała się: „Uwierzysz, że to był pierwszy raz, kiedy tego próbowałam? Nie miałam pojęcia, co wyciągnę z twojej kieszeni!” Kąciki ust Brandera zadrżały. Było w niej coś zaraźliwego, a jego odporność na to zdawała się maleć z każdą sekundą.
„Chodź”, Ana sprowokowała go z bezczelnym mrugnięciem, „wiesz, że ze mną będziesz się lepiej bawić”. Brander potrząsnął głową, spoglądając w kierunku salonu. Tylko prawdziwy dupek zostawiłby Saszę stojącą przy stole i zastanawiającą się, gdzie się podział.
Ana wyciągnęła rękę i skinęła głową: „Chcę pobrudzić twój kombinezon z zamkiem błyskawicznym”. Śmieszny. Pomysł, by pobrudzić jej piękną sukienkę, z każdą chwilą stawał się coraz bardziej pociągający.
Udawała kapryśny akcent z wyższych sfer. „Dołącz do mnie, panie Bond. Rządźmy światem”. Patrząc na nią, jego głowa opadła na ramię, jakby była obciążona.
W chwili, gdy podniósł rękę, złapała go i pociągnęła do przodu, cofając się na piętach. - Nie pożałujesz tego - zaśmiała się. – Och, założę się, że tak – odpowiedział. Ana wzruszyła ramionami. „Dobrze, obstawiaj zakłady”.
Dzięki temu rozpęd nabrał tempa i szybko wkraczali w wieczór. „Sasha” będzie musiała dziś sama stworzyć magię. – Czy powinniśmy zacząć od kolacji? zapytał Brander.
"O cholera, tak. Umieram z głodu!" — Co to będzie? Znów spojrzała na niego żarłocznym spojrzeniem za okularami i uśmiechnęła się tym swoim zachęcającym gryzieniem. „Mógłbym teraz zniszczyć burgera”. -0- Stojąc przy oknie baru z burgerami, z widokiem na tętniące życiem tłumy zatykające chodniki poniżej, Brander zabrał się za próbę zjedzenia naładowanego burgera, unikając przy tym podawania czegokolwiek swojemu garniturowi. Zrobił to ku jawnemu rozbawieniu Any.
– Więc wygrałem zakład? zapytała, żując. „Nie skończyłeś z panią Chi-chi Dress”. – Oszukałeś – odpowiedział.
„Czy wiesz, co się dzieje z oszustami w Vegas?” „Smołowane i pierzaste?” „Pióra, które znajdę, żaden problem. Wpadnę na pokaz burleski. Mogę dostać smołę od ekipy budowlanej ulicy.
„Po prostu uważaj na swój garnitur, kiedy to zrobisz”, powiedziała, gdy kropla sosu kapała z krawędzi jego opakowania. „Uważaj!” Brander odłożył burgera na bok, obrażając sos rozbryzgujący się na podłodze kilka centymetrów od jego butów. Przewrócił oczami. Co on, do cholery, robił? Po skończeniu hamburgerów wyszli z powrotem na ulicę. „Dzięki za obiad," powiedziała Ana, uśmiechając się jak szli chodnikiem.
„Wcale nie," odpowiedział Brander. Pomimo bałaganu, ten niechlujny, drogi burger był niesamowity. „Więc zanim przejdziemy dalej, mam tylko dwie zasady domu," oświadczyła Ana.
„Strzelaj." „Po pierwsze, żadne z nas nie płaci za drugie za nic innego. Ani pożyczkobiorca, ani pożyczkodawca. Skinął głową. - Nie chcesz mieć długów w tym mieście.
Druga zasada? - Bawimy się. Rozbrykana, głupia zabawa. Brander uśmiechnął się złośliwie. „Jasne.
Z pewnością jestem do tego ubrana. Ana stanęła przed nim i zatrzymała się. Podnosząc wzrok, uśmiechnęła się i wierzchem dłoni strzepnęła trochę puchu z jego kołnierzyka. „Zdecydowanie. Jak książę na karnawale – powiedziała.
– Swoją drogą, ciągle nazywam cię „James” czy co? Jej oczy zwęziły się nieco. „Miło cię poznać," powiedziała, potrząsając jego dłonią. Na jej ustach pojawił się przyjemny uśmiech.
„Pokaż mi miasto, Brander." Ruszyli pełną parą ku pokusie. Ana prowadziła, żywiołowo natarczywa, prowadząc go, jakby był jakimś przerośniętym chłopcem w luksusowym garniturze. Podobnie jak burger, noc była pysznym, gorącym bałaganem. Od razu stało się jasne, że Ana tak naprawdę nie miała planu gry, kiedy śmigali w taksówkach i przedzierali się przez tłum.
Od kolejki górskiej, przez diabelski młyn, po akwarium i przejażdżkę gondolą pod dachem — wydawało się, że robią różne rzeczy zgodnie z kaprysem Any. Brander też nie zastanawiał się nad pobłażaniem jej, jej niepohamowany duch okazał się potężnym pokusą. Siedząc w rewii topless, Brander stwierdził, że rozbawione miny i chichoty Any są o wiele bardziej wciągające niż rozkwit ciała tańczącego na scenie.
Chociaż sprzeciwiał się podszewce na zamek błyskawiczny, przekonała go do zrobienia sesji zdjęciowej Old Time. Wszystko, co dodał do swojego garnituru, to biała fedora i czerwone szelki, aby uzupełnić kostium do portretu „Bonnie i Clyde”. Warto było zobaczyć Anę w perłowobiałej, jedwabnej sukni klapy. Mówiła bez przerwy przez całą ich eskapadę, ale wydawało się, że rozumie – niechcący lub nie – jedną z zasad Vegas: nie mów za dużo. Zebrał bardzo mało informacji osobistych z ich rozmów.
Niewiedza o jej ostatecznej grze nadal wzbudzała jego zainteresowanie, w szczególności. Późnym wieczorem trafili do klubu, w którym muzyka dzwoniła mu zębami, a świecące shoty alkoholu poruszały jego żołądek i pobudzały wszystko inne. Nie stawiał oporu, kiedy Ana poprowadziła go na zatłoczony parkiet.
Wśród spoconego, wirującego tłumu poddał się przyjemnym sztuczkom Any. Równie dobrze mogli tańczyć sami, a jedyny obiekt jego uwagi tańczył przed nim. Kiedy wyszli na ulicę, by złapać kolejną taksówkę, uśmiech zdawał się utrwalić na jego twarzy. Zrezygnował z prób otrząśnięcia się z tego.
Kiedy Ana w podnieceniu chwyciła go za ramię, spojrzał na nią. Jej podniecenie nigdy nie osłabło. Jej promienny wyraz twarzy nigdy nie zawodził. Ożywiło go to w nieoczekiwany sposób.
Ana zaćwierkała: „Dokąd teraz?” "Mój hotel." Poczuł, jak jej dłoń zaciska się na jego. – Masz na myśli kasyno? Brander wyczuł jej wahanie. - Jasne, spróbujmy szczęścia przy stołach.
Ana spojrzała na niego z przechyloną głową. W końcu skinęła głową i powiedziała: „Dobrze, czemu nie? Czuję się całkiem szczęśliwa!” W drodze powrotnej taksówką Brander nadal spoglądał w jej stronę. Wydawała się mniej podobna do zagubionej owieczki, którą spotkał wcześniej tego wieczoru… chociaż jego skłonności jako wilka były poruszające. -0- „Rzadko to robię” — zauważył Brander. „Nie bój się.
Po prostu pociągnij” – odpowiedziała Ana, szturchając go w ramię. „Właściwie, wszystko, co musisz teraz zrobić, to nacisnąć” – powiedział, naciskając podświetlany przycisk „Zakręć”. Bębny automatu obracały się, a towarzyszył im przyjemny dźwięk dzwonków. Potem maszyna zrobiła się przygnębiająco cicha.
Ramiona Any opadły. – Cóż, chyba dwadzieścia dolarów było warte trzech sekund ekscytacji. Brander wzruszył ramionami. „Dlatego nie gram na automatach”.
Nie radzili sobie dużo lepiej w blackjacku czy ruletce. – Jest wiele innych gier do rozegrania – powiedziała. Zacisnęła palce w pięści i warknęła: „To Vegas, kochanie!” Powiedział: „Cóż, jak pokazałeś, w tym mieście jest wiele przyjemności”. Ana odchyliła się do tyłu. - Och? Czy to wdzięczność, którą wykrywam? Brander zaśmiał się i skinął głową.
Oboje przechadzali się w cichej zadumie po kasynie, ręce Any były na jej plecach, Brander trzymał w kieszeniach. Dotarli do przejścia prowadzącego do wind hotelowych apartamentów. Brander zaproponował: „Więc… nocny czepek w moim pokoju?” Zawahała się, kiedy zapytał, to samo wahanie, które ujawniła wcześniej. Jej oczy zamrugały i rozszerzyły się, a usta zacisnęły się do środka. Była jak studentka, która nagle przypomniała sobie, że rano miała egzamin.
Przez sekundę pomyślał, że jest duże prawdopodobieństwo, że powie „nie”. – Jasne – powiedziała w końcu z krótkim skinieniem głowy. To była szybka, cicha jazda na dwadzieścia dwa piętra.
Gdy szli z windy długim, cichym korytarzem, Ana została pół kroku w tyle. Brander obejrzał się. Patrzyła w stronę podłogi, pogrążona w myślach. — Hej — powiedział, obracając się na piętach — jesteśmy na miejscu. Ana nagle się zatrzymała, prawie na niego wpadając.
Szybko się cofnęła i spojrzała na drzwi. „Och. Jasne”. Skinął głową w stronę drzwi. - Chcesz czynić honory? W końcu masz mój klucz.
Twarz Any na chwilę przybrała pusty wyraz. Sięgnęła do torby i bezmyślnie wyjęła klucz do jego pokoju. – To byłby ten – powiedział Brander.
"Jesteś cholernie kieszonkowcem, Ana." Jej policzki zakwitły. Znowu złapany. Brander ponownie skinął w stronę drzwi.
"Kontynuować." Ana wsunęła kartę przez szczelinę. Po pipnięciu i kliknięciu Brander otworzył drzwi i wprowadził ją do środka. Stuknął podkładką w ścianę i zamknął za nimi drzwi. „Wow”, Ana gwizdnęła, gdy lampy się zapaliły, rzucając delikatną poświatę na przestronny apartament.
Brander ponownie dotknął podkładki. Kominek w narożnej części wypoczynkowej przy panoramicznych oknach od podłogi do sufitu tchnął życie. – Z pewnością lubisz się rozpieszczać, prawda? Ana przemówiła, zachwycona eleganckim pokojem.
Brander poszedł przodem i wierzchem dłoni chytrze musnął klapę marynarki. „Parafrazując:„ Po co zawracać sobie głowę silnikiem Porsche, jeśli zamierzasz umieścić go w karoserii Kia? ” Przewróciła oczami. "PRAWDA." Mrugnęła. – Widzisz mądrość uroczej młodej kobiety? Przy barze nalał kilka kieliszków brandy. „Masz na myśli jedzenie fast foodów i zachowywanie się jak nastolatek na karnawale?” – Chodzi mi o to, żeby się dobrze bawić – powiedziała.
– Bawisz się, prawda? Brander przyznał, kiwając głową. – Z pewnością tak, Ana. Chociaż czuję się trochę winny, że porzuciłem niewinną kobietę przy barze.
Wzruszyła ramionami. „Och, nie powiedziałbym, że„ Sasha ”była taka niewinna”. Gdy podszedł z okularami, Ana trzymała ręce za plecami i wyglądała na tęskną. Drażniąca paplanina zdawała się ją odprężać. „Myślę, że w Vegas nie ma zbyt wielu niewinnych ludzi” — przyznał Brander.
Podał jej szklankę. „Nawet tych w okularach i ładnych niebieskich sukienkach”. Ana najwyraźniej nie zauważyła tego, co powiedział, i zamiast tego spojrzała podejrzliwie na wirujący eliksir. Biorąc pod uwagę to, co wypili wcześniej, uznał za zabawne, że była taka ostrożna, jeśli chodzi o wyborną brandy. — No dalej — powiedział.
– Zaufaj mi, to się nie spali. Zmrużywszy oczy, Ana upiła łyk. - Mmm, bardzo gładko - mruknęła, unosząc brew. – Ale to też powinienem uszanować? "Mm-hmm, ale z innych powodów." Brander skinął głową. "Hm… jak co?" „Cóż, ma tendencję do rozluźniania pewnych zahamowań w ciele.
To uwodzicielski napój” – powiedział. Ana skupiła wzrok na szkle, uśmiechając się z uznaniem. Patrzył, jak bierze kolejny łyk. Z trudem myślał o czymkolwiek innym niż o niej, rozgrzewający efekt alkoholu wzmacniał jej wpływ. Zapanowała między nimi refleksyjna cisza, gdy stali tak w intymności i samotności jego apartamentu.
Brander zastanawiał się, czy ma takie same kłopoty z odczytaniem jego myśli i intencji, jak on z nią. Gdyby to była gra w pokera, grałby na ślepo, polegając wyłącznie na instynkcie. Płonący przymus pchnął go do przodu, pochylił w jej stronę i zbliżył usta do jej ust.
W odległości pół cala od jej twarzy poczuł nagły plusk płynu na szyi i podbródku. Mocny aromat alkoholu szybko wypełnił powietrze. „Och! O mój Boże!” — wykrzyknęła Ana. "Przepraszam! Ja… och, nie! Twój garnitur!" Brander zmarszczył brwi i odchylił się do tyłu. Brandy wciąż ściekała mu po brodzie i szyi, spływając pod kołnierzem koszuli.
Tak pochłonięty swoją impulsywnością, nie był pewien, co dokładnie się stało. Sądząc po pustej szklance Any i zaskoczonej minie, mógł zaryzykować zgadywanie. Oszołomiony Brander cofnął się z krzywym uśmiechem i rozłożył ręce.
Westchnął. – To miałeś na myśli, mówiąc, że chcesz pobrudzić mój kombinezon? Ana wciąż przepraszała, kiedy podbiegła do baru po ręcznik. Wróciła i natychmiast poklepała jego koszulę i płaszcz.
„Tak mi przykro, Brander! Zapłacę za sprzątanie! Nie wiem, co sobie myślałam! Wzdrygnęłam się”. - Bez obaw - zachichotał Brander, biorąc od niej ręcznik. Zaśmiał się ponownie, patrząc na nią.
Jej też nie oszczędzono. Kropelki brandy plamiły jej okulary, a kropelki kropelek zdobiły suknię. Naprawdę zrobiła numer. – Może powinieneś wziąć prysznic – westchnęła Ana.
Pokiwał głową. "Jasne ty pierwszy." Zawahała się ponownie. "Co?" „Czy to nie byłby dobry pomysł, żebyś spacerowała po Vegas, pachnąc jak destylarnia, prawda? Zmocz brandy ze swojej sukienki”. Przygryzła dolną wargę. - No dalej - skinął głową w stronę łazienki.
„Weź ze sobą szlafrok”. Z zakłopotanym grymasem Ana westchnęła i po cichu powłóczyła nogami do łazienki. Zatrzymała się przy drzwiach i odwróciła do Brandera. – Nadal zabawne, prawda? – powiedziała z niespokojnym chichotem.
Brander uśmiechnął się, przewracając oczami. Kiedy zamknęła drzwi, wypił resztę brandy i wciągnął powietrze przez zęby, które pomknęło mu przez gardło. Złamał kark, gdy obserwował drzwi, zdając sobie sprawę, jak bardzo jest spięty. Słyszał, jak wysuwa się z ślicznej niebieskiej sukienki, rozpina stanik, zsuwa pończochy i bieliznę. Nasłuchiwał prysznica, zanim zdjął ubranie.
Po kilku minutach Brander usłyszał suszarkę do włosów. Kiedy wyszła z łazienki, siedział już w swoim szlafroku na krześle przy kominku i dopijał drugą szklankę brandy. Wstał, gdy podeszła do niego boso, i podał jej szklankę.
„Myślisz, że dasz radę, czy chcesz filiżankę niekapka?” on zapytał. Ana uśmiechnęła się, skonsternowana i wyglądała na odświeżoną. Podnosząc szklankę do ust, powiedziała: „Twoja kolej”. Oczy Brandera zwęziły się, gdy skanował Anę.
Chociaż głęboko doceniał to, jak wyglądała w sukience, widok jej bosej stopy w szlafroku był nie mniej przyjemny. – Brander – powiedziała Ana, patrząc na niego przez okulary – idź wziąć prysznic. Uśmiechnął się, złapany w rozproszeniu. „W porządku” – odpowiedział i skierował się do łazienki. „Tylko nie próbuj uciec, zanim nie skończę”.
Nie odpowiedziała, gdy zamknął drzwi. Brander szybko się pienił, stojąc pod prysznicem. W chwili, gdy spuścił Anę z oczu, ogarnął go subtelny niepokój. Zaczęło się od małego drobiazgu, ale w ciągu kilku minut jego wyobraźnia się zakręciła.
Nieprzewidywalność była częścią uroku Any, ale teraz sprawiła, że zaczął się zastanawiać, czy coś knuje. Wydawała się raczej nalegać, żeby poszedł wziąć prysznic. Czy oblanie go brandy naprawdę było wypadkiem? Co ona może robić sama w pokoju? A może wciąż była za drzwiami? "Ana?" - powiedział, zamarzając pod prysznicem. Bez odpowiedzi. Zakręcił wodę i wytarł twarz.
Powtórzył trochę głośniej: - Ana? Cisza. Kiedy wyszedł z wanny i włożył szlafrok, zawołał: „Hej, jesteś tam?” Szybko otworzył drzwi. Jego pierwszą reakcją było spojrzenie w kierunku wyjścia z pokoju hotelowego, a potem na portfel wciąż leżący na nocnym stoliku. Potem spojrzał w stronę okien. Ana stała przy kominku, odwrócona do niego plecami.
Patrzyła na swoją komórkę w jednej ręce. W drugiej trzymała jego… spodnie i bieliznę? Brander zmarszczył brwi. – Ana, co robisz? Podskoczyła i odwróciła się, zaskoczona. — Och, cholera! wykrzyknęła: „Brander! Ja… właśnie sprawdzałam wiadomości”.
— A moje ubranie? on zapytał. Ana zacisnęła zęby i uniosła brew, wyglądając, jakby właśnie zwymiotowała na Picassa. - Uch, tylko… sprawdzam, ile na nich wylałam - powiedziała, a jej niepewny głos zabrzmiał jak pytanie.
Brander zassał usta i spojrzał na nią. Kłamała o czymś, ale nie mógł odgadnąć, co i dlaczego. Powinien był być podejrzliwy, ale widok jej wyglądającej na zabawnie oszołomioną szybko uspokoił jego mechanizmy obronne. Fakt, że wciąż tam była, był jego jedynym zmartwieniem.
„A jak się ma moja cenna bielizna?” zażartował. Zerkając na jego majtki, Ana odpowiedziała: „Wygląda na to, że uciekli bez szwanku”. Spojrzała na niego z nieśmiałym uśmiechem.
— Jakie pan ma ładne, fantazyjne podkolanówki, panie Bond. Brander skinął głową, podchodząc do niej. „Więc spotykają się z twoją aprobatą? Jak zapytałeś, kiedy się poznaliśmy, czy nadal są Kia Rio w moim garniturze Porsche?” Ana przechyliła głowę i uniosła brwi, skanując go od stóp do głów. - Och? Dlaczego myślisz, że rozmawiałem o twojej bieliźnie w barze? Oboje wydawali się zaskoczeni jej zuchwałymi insynuacjami.
To wystarczyło, by zatrzymać krok Brandera i natychmiastowy wyraz żalu na twarzy Any. Spojrzała w stronę sufitu, jej policzki i szyja były spięte. – Ana – Brander zauważył kącikiem ust – czy wypiłaś jeszcze jedną szklankę brandy? Brzegi jej ust uniosły się do góry.
Skinęła głową. Spojrzał w dół i uśmiechnął się, lekko kręcąc głową. Zaczął iść w jej kierunku. – A co ci mówiłem o brandy? „To… ach… ma tendencję do rozluźniania… rzeczy,” zachichotała nerwowo.
Zbliżył się do niej o krok. Była znacznie niższa w swoich bosych stopach. "I jak się czujesz?" Gdy na niego spojrzała, powoli złożyła swoje usta, aby je zwilżyć. – Jest mi ciepło – powiedziała cicho, powoli mrugając. Brander położył dłoń na jej czole, odgarniając kosmyki jej ciemnych włosów.
Poczuł, jak pochyla się pod jego dotykiem. "Tak. Trochę ciepło." Ana przełknęła ślinę i powiedziała: „Moje serce bije jak szalone”.
Uśmiechnął się. Jego ręka opadła, koniuszki palców musnęły jej policzek, szyję, a potem zatrzymały się. Jego oczy ani na moment nie spuszczały z niej wzroku, gdy jego ręka schodziła w dół. Przyciskając dłoń do jej piersi, mógł poczuć przez miękki szlafrok ciepło jej ciała i bicie tam-tamu jej serca. Usta Any rozchyliły się, drżący oddech przemknął obok nich.
Jej oczy otwierały się i zamykały, jakby przechodziła i wychodziła ze snu, a duszne, tęskne spojrzenie sączyło się w jej spojrzeniu. Gdy patrzył, jak mdleje pod jego dotykiem, poczuł też w sobie dreszcze. To uczucie narastało, gdy jego serce pompowało przypływ krwi i pożądania przez każdą jego część.
Nie miał pojęcia, jak niepozorna Ana zdołała go oszukać w taki sposób, ale był gotów wyrzucić za drzwi wszelkie przyzwoitości. Jeszcze raz zbliżył usta do jej rozchylonych ust. Tym razem nie wahał się i złożył na niej pojedynczy pocałunek, który był głęboki i mocny. Kiedy w końcu się rozstali, obaj wydalili ciężkie, urywane oddechy.
Ana spuściła wzrok i odwróciła wzrok, usta wciąż rozchylone, b na jej twarzy pogłębił się. – Posłuchaj, Ana – Brander przemówił ostrożnie, głaszcząc ją po ramionach – to twój wybór. Wyłożę to wszystko na stół. Nie zmuszę cię do niczego, czego nie chcesz. Nie zamierzam z tobą grać w żadne gierki”.
Nie był pewien, kogo chciał o tym przekonać. Jej usta zatrzepotały. „Wszystko” – westchnęła.
"Co?" on zapytał. Ana wyciągnęła rękę i chwyciła pięściami kołnierz jego szaty. — Vegas, prawda? Krzywy, pełen niedowierzania uśmiech wykrzywił jego usta. "Ana…?" „Brander,” powiedziała, gdy jej oczy zwęziły się do szparek, przeszywając go zuchwałym, lubieżnym spojrzeniem przez soczewki jej okularów, „chodzi o grę”.
Brander został nagle pociągnięty w dół przez siłę nie dorównującą rozmiarom Any. Zanim wziął kolejny oddech, jego usta były otoczone jej miękkimi, słodkimi ustami, które zderzyły się z nimi w gorącym, wzburzonym pocałunku. Dogonienie jej zajęło mu długą, pobłażliwą i niezwykle przyjemną chwilę.
Gdy nadal ściskała jego kołnierzyk, jego ręka owinęła się wokół jej pleców i przycisnęła ją do swojego ciała. Nie stawiała oporu i właściwie podjechała do niego, potykając go, aż wpadł na komodę, wciąż mocno ją trzymając. Brander rozkoszował się dotykiem jej ciała na swoim. Chwycił tył jej szlafroka, obracając go, aż ściągnął kołnierzyk za jej szyję, odsłaniając gładką skórę na jej ramionach.
Oderwał się od jej ust, odgarnął jej długie włosy i ssał z boku jej szyi. Ana ugryzła go w ucho, wypełniając je dźwiękiem swoich cichych, bolesnych oddechów. Przesuwając językiem wzdłuż jej ramienia, szarpnął jej rękaw, odsłaniając więcej jej kuszącego brzoskwiniowego ciała i jej kuszącej miękkiej piersi.
Schodził idealnie do ciemnego, sterczącego sutka, którego szukał ustami niczym latarnia morska. Zassał mocno i wywołał ostre westchnienie Any, gdy wplątała palce we włosy, blokując go. Jego palce wbiły się w jędrne krągłości jej pośladków, prawie rozdzierając materiał szaty. Kontynuował przesuwanie językiem wokół jej sutka i biustu, aż stało się śliskie i śliskie od jego śliny.
Smakowała tak dobrze. Delektował się jej esencją każdym pożądliwym łykiem. Trzeba było zdecydowanego, zdecydowanego szarpnięcia jego włosów w jej pięściach, by go odciągnąć i unieść głowę. Jego nagrodą był wyraz twarzy Any. Niegrzeczny, drażniący, seksowny uśmiech rozciągnął jej usta i zmrużył oczy.
To było tak, jakby telepatycznie pytała go, czy dobrze się bawi. Tak zabawny. Więc Ana. Nieoczekiwanie zaczął się śmiać. Duszący pocałunek kazał mu się zamknąć.
Gdy ich usta stapiały się ze sobą, ich języki chłostały się i skręcały. Gorące oddechy przeplatały się z wibrującymi jękami. Jego pożądanie sięgało zenitu, a kiedy ssał i pociągał jej górną wargę, potwierdził myśl z wcześniejszej nocy: całowanie kobiety z przodogryzem było najprzyjemniejsze. Jego dłonie wciąż mocno spoczywały na jej pośladkach, przycisnął jej krocze do swojego.
Zniewalającym kołysaniem bioder otarła się o niego miednicą, skutecznie usztywniając jego długość do pełnej, surowej uwagi. Brander zacisnął zęby. Oddychał ciężko, gdy Ana odepchnęła się i cofnęła.
Wciąż z tym drażniącym wyrazem twarzy, ponownie chwyciła go za kołnierz i wyciągnęła z komody. Pomimo swojego wzrostu i wzrostu, był szmacianą lalką w jej rękach, gdy zręcznie obracała ich oboje, robiąc krok do tyłu. Pęd niósł ich kilka kroków dalej, aż poczuł łóżko z tyłu nóg.
Niczym ognisty kucyk pędzący w kierunku urwiska, Ana zepchnęła ich oboje z krawędzi i opadli z powrotem na łóżko. Upadła na niego z krzykiem i śmiechem. Brander nie miał czasu, by przyłączyć się do jej śmiechu, gdy po raz kolejny jej usta pochłonęły jego. Ana podniosła się na kolana i usiadła okrakiem na jego torsie. Znów zaczesała włosy do tyłu, patrząc na niego jak na kawałek skwierczącej polędwicy.
Brander pomyślał, że musiał wyglądać jak jakiś dzieciak wpatrujący się w fajerwerki, oczekujący kolejnego wybuchu. Ana poprawiła swoje okulary delikatnym palcem. Poprzez swój charakterystyczny teraz krzywy, ostry uśmiech wymruczała: „Mam pana, panie Bond”. Rzeczywiście.
Szybciej niż mógł pomyśleć, Brander po raz kolejny znalazł się pod wpływem miękkich, wilgotnych ust Any, pieszczących jego twarz, podbródek i szyję. Wiła się, głaszcząc językiem jego klatkę piersiową i przeczesując palcami krótkie kręcone włosy. Gdy całowała jego sutki, jej gładka dłoń przesuwała się dalej, obok jego brzucha, aż uwodzicielsko pogładziła jego sztywną długość. Brander chrząknął i głośno odetchnął. Był pewien, że ma głupi uśmieszek na twarzy, wciąż zaskoczony tym wszystkim.
Wymagało to pewnego świadomego wysiłku, ale chwycił Anę i podniósł ją, aż jej miękkie uda rozłożyły się po bokach jego twarzy. Ukradkiem rzucił okiem na jej kuszące krocze, po czym przyciągnął ją do siebie, owijając usta wzdłuż rozcięcia. Ostry skowyt wydobył się z Any, gdy malował językiem wokół jej drżącej linii i pieścił jej fałdy ustami. Szarfa na jej szlafroku odpięła się i szybko z niej zrezygnowała, nie pozostawiając na swoim nagim ciele nic oprócz okularów w ciemnych oprawkach.
Brander drapał jej gładką skórę, nie przestając smakować jej ustami. Pochyliła się nad nim, opierając się o wezgłowie łóżka i poruszając biodrami, wbijając krocze w jego usta. Jej zwięzłe sapnięcia prowadziły go, ogłaszając, ilekroć dotknął jej słodkiego miejsca w niej.
Kiedy opuściła biodra z powrotem w dół, Brander przyjrzał się wyrazowi jej twarzy. Przygryzała nerwowo dolną wargę, starając się zapanować nad oddechem. Jej cienkie, ciemne brwi ściągnęły się zarówno z determinacją, jak i troską. Znał to spojrzenie.
Było to zaniepokojone, podekscytowane spojrzenie hazardzisty podnoszącego stawkę. Ana opadła na jego klatkę piersiową, gdy ponownie objęli się w gorącym uścisku. Sposób, w jaki jej miękkie piersi przyciskały się do jego klatki piersiowej, był cudowny, ale dotyk jej gładkiej dolnej części brzucha ocierającej się o jego twardy penis był nieskończenie bardziej pociągający.
Kiedy ich usta i języki się splotły, sięgnął w dół, by chwycić swoją długość i przesunąć ją między jej udami. Niespodziewanie Ana go odepchnęła. Zmarszczył brwi, zaciekawiony, ale Ana uspokoiła go przebiegłym uśmiechem i żartobliwym potrząśnięciem głową. Jej własna ręka sięgnęła do tyłu i owinęła się wokół jego penisa. Brander odwzajemnił uśmiech.
W porządku. Zadecydował, chwytając mocno jej giętki tyłek. Najpierw pieściła wilgotne, delikatne wargi wzdłuż jego długości, a w jej gardle rozległ się pomruk.
Następnie, lekko poruszając biodrami i pewną ręką, poprowadziła jego czubek do krawędzi swojej wilgotnej szczeliny. Jej głowa odchyliła się do tyłu, a oczy zatrzepotały, gdy powoli opadła na niego. Brander rzucił surowe, wygłodniałe spojrzenie na intrygującą postać siedzącą na nim okrakiem.
Poczuł, jak jego pulsujący trzon rozsuwa jej szczelinę i wsuwa się głęboko w nią, pochłonięty jej ciepłem. Była ciasna i każdy cal jego pulsującej długości był owinięty jej pysznym wewnętrznym ciałem. Ana drżała nad nim, jej usta były szeroko otwarte, a usta drżały. Jej skórę wokół policzków i szyi pokrywał głęboki róż. Jej oczy zaszkliły się, gdy zamrugała w kierunku wezgłowia przed sobą.
Brander odczytał to jako szczególne uświadomienie sobie świtu. Kiedy ułożyła biodra, obejmując go całkowicie, nagle zamarła. „Hej,” wydyszał Brander, „Wszystko w porządku, Ana?” Spuściła wzrok w jego stronę. Wąski, krzywy uśmiech rozciągnął się po jej ustach.
– Tak – powiedziała, kiwając głową. Kiedy zaczęła obracać biodrami, gładząc go do środka i z siebie, dodała: „Tak, wszystko świetnie”. Mając to zapewnienie i rozkoszne kołysanie jej ciała nad sobą, Brander nie wahał się. Jego dłonie zacisnęły się na krągłościach jej talii, kiedy poruszał biodrami. Kręcąc brzuchem, naciskając kroczem na jej gładki, krągły tyłek, wypełniał ją długimi, pewnymi pchnięciami sztywnego członka.
Kiedy jechała nad nim, Ana wygięła się w łuk, opierając dłonie na jego udach i wyginając brzuch. Była pięknym widokiem. Dopasował jej ostre, szybkie sapnięcia do satysfakcjonujących jęków. Szybkość jego pchnięć rosła z sekundy na sekundę.
Pochyliła się do przodu, zaciskając palce na jego klatce piersiowej. Nawet przy jego sztywnych pchnięciach, które potrząsały jej drobnym ciałem i mierzwiły jej długie włosy, jej okulary pozostały na jej oczach, dodając ostrych iskier w jej ciemnych źrenicach. Udało jej się posłać mu kolejny pełen zachwytu uśmiech – spojrzenie zachęcające, pytające, czy to wszystko, co ma. Ponownie, wykorzystując swój wzrost i siłę, Brander podniósł ją i odepchnął na łóżko.
Kiedy zachichotała i odgarnęła włosy, położył ją na brzuchu, a potem podparł na rękach i kolanach. Podszedł do niej od tyłu, rozłożył jej nogi i mocno chwycił w talii. "Ach!" Ana odrzuciła głowę do tyłu, gdy wszedł w nią, miażdżąc krocze o jej tyłek. Czuł nacisk wokół swojej pulsującej długości za każdym razem, gdy wykonywała sztywny ruch.
Zakręcił biodrami, wydając z niej długi, melodyjny jęk, który był gładki jak dobra brandy. To było równie odurzające i często powtarzał mocne zgrzytanie, aby wydobyć z jej ust więcej tego kuszącego dźwięku. Nos Brandera unosił się coraz wyżej w kierunku sufitu przy każdym śmiałym pchnięciu.
Kiedy kilka godzin wcześniej spotkał Ana w salonie, nie spodziewał się, że pod koniec wieczoru będzie się tak czuł, tak szalenie podekscytowany. Spodziewał się wieczoru namiętnej miłości ze skromną i wyrachowaną Saszą. Jednak ta przejażdżka była równie niechlujna, zbyt pobłażliwa i szaleńcza, jak reszta wieczoru z Aną.
I rozkoszował się każdą przegrzaną sekundą. Jego partner był więcej niż tylko chętny, rzucając się głową naprzód w tę igraszkę. Oddychając ciężko, Ana odczołgała się od niego. Wzięła go za ręce i zsunęła się z łóżka.
Pociągnęła go za sobą jeszcze raz, tak jak robiła to na zewnątrz na ulicach Vegas, a on posłusznie podążył w stronę okna. Odwróciła się i oparła o szybę, przybierając pozę syreny, jej magnetyczne oczy przyciągały go do siebie. Gdy przechylił głowę w dół, sięgnęła za jego kark i przyciągnęła go do kolejnego płonącego pocałunku. Jego ręce ślizgały się po jej jedwabistym ciele.
Ana oderwała usta i wyszeptała: „Pokaż mi miasto, Brander”. Ponownie obrócił ją i przycisnął do okna, trzymając dłonie na szybie. Zgiął głęboko swoje wysokie nogi, aby zająć pozycję, a następnie szybkim pchnięciem pojechał w górę i do przodu. „Un-uh!” zadrżała jękiem.
Westchnęła i przełknęła ślinę, stając na czubkach palców u stóp. Brander wznowił swoje zdecydowane ruchy. Spojrzał w dół, by podziwiać sposób, w jaki jej ciasne pośladki ledwie zarejestrowały zmarszczkę pomimo mocnego uderzenia w krocze.
"Och! Uch!" Ana rozmazała policzki i usta po szybie, a jej gorące oddechy zaparowały szybę. Z przypominającą kołdrę siecią miejskich świateł rozciągającą się pod nimi i ciągnącą się aż po horyzont aż po czarne wzgórza, ogłosili moment dekadenckiego poddania się miastu grzechu. Opierając biodra o jej pośladki, Brander objął ją swoimi długimi ramionami. Jego ręka ześlizgnęła się między jej uda i poczuła, jak jego sztywna laska wślizguje się w jej smukłą szczelinę. Drugą ręką przesunął się w górę, masując jej piersi, po czym chwycił jej podbródek i odciągnął go do tyłu, żeby mógł obrócić głowę i złożyć na jej ustach ognisty pocałunek.
Niczym dziecko w sklepie z zabawkami, Ana nadal ciągnęła go po apartamencie. Leżąc na podłodze przed kominkiem, położyła się na boku, podczas gdy Brander klęczał poniżej jej bioder, jej noga obejmowała jego ramię, gdy wykonywał w niej mocne pchnięcia. Jej gibkie, smukłe ciało jaśniało pomarańczowo-żółtym blaskiem ognia. Przesunęła je ponownie, sadzając go na aksamitnym krześle, zanim dosiadła go. Unosząc ją pod nogami, gdy splotła ręce za jego szyją, odbiła się od jego penisa.
Jej włosy opadły kaskadą, gdy odchyliła się do tyłu, wysyłając swoje głodne, ospałe okrzyki przyjemności w stronę wysokiego sufitu. Chwycił otwór i owinął językiem jej lśniące piersi i napięte sutki. „Chodźmy do wanny!” Roześmiała się, ale jego cierpliwość prawie się wyczerpała. Ponownie narzucając sobie kontrolę, podniósł ją i robiąc krok w kierunku łóżka, rzucił ją na prześcieradło. Krzyknęła z rozkoszy, podskakując na materacu.
Tym razem okulary spadły jej z twarzy. Nie dając jej ani chwili na ochłonięcie, był na niej iw niej, składając jej nogi, uginając jej kolana pod swoimi łokciami i opierając się o nią biodrami. Do środka i na zewnątrz zwiększał swoją pulsującą długość, sondując ją głębokimi pchnięciami.
Związał jej usta żarłocznym pocałunkiem i przesunął językiem po jej ustach. Nie miał jej dość. Chciał ją połknąć, zabrać jej werwę i energię głęboko w siebie.
Jego bezmyślne jęki mieszały się z jej, nasilając się z każdą sekundą. W chwili, gdy puścił jej nogi, poczuł, jak owijają się wokół jego pleców. Jej kostki zablokowały się za nim, wbijając pięty, napędzając jego pchnięcia coraz mocniej. Każde włókno w nim napinało się do bolesnego crescendo.
Nie mógł wytrzymać dłużej i sądząc po jej przyspieszonym oddechu i cholernie czerwonej twarzy, ona też nie. Chwytając górną część wezgłowia, skupił swój wzrok na jej, gdy pchnął swój trzonek do rękojeści, zderzając ich krocza, mocno ocierając się. Usta Any rozszerzyły się, gdy krzyknęła. Zesztywniała i wygięła plecy, wypychając brzuch do góry.
Wysunął się prawie na całą długość, po czym wjechał ponownie, wydając kolejny przenikliwy jęk. Poczuł, jak śliska wilgoć pokrywa jego długość i spływa do podstawy. Ana nabrzmiała rozkoszną, śliską słodyczą, gdy z jej gardła wyrwał się świszczący oddech.
Czując napięcie w szyi i plecach, wycofał się ponownie i strzelił do przodu, goniąc za ostatnim, głośnym pchnięciem z falującym, niskim jękiem. Strumień gęstej, bogatej lepkości przepłynął przez jego twardy trzonek. Jęknął i wciągnął powietrze przez zęby, kręcąc biodrami i szczypiąc pośladki, gdy drżał więcej strumieni cierpkiego kremu głęboko w skręcającym się, poruszającym się ciele Any poniżej. Jego knykcie i palce nagle zadrżały, gdy chwycił zagłówek.
Jego ramiona i brzuch zaczęły drżeć, gdy wyczerpały się siły w jego mięśniach. Kiedy patrzył w dół na wyczerpaną, ale promienną młodą kobietę pod nim, krople jego potu spływały po jej różowej szyi i białej piersi. Ana nadal poruszała się i zwijała swoje ciało z boku na bok, obracając jego osadzony trzonek w jej ciepłej, przemoczonej dziurze. W końcu zbliżyli się do siebie w powolnym uścisku, stapiając razem swoje gorące ciała. Całowali się długo i głęboko, aż ustały ich westchnienia.
Kilka minut później Brander podniósł głowę. Przewrócił się na plecy, ciągnąc Anę na siebie. Odgarnął włosy z jej twarzy, głaszcząc kciukami brodę i policzki. - A więc, panie Bond - powiedziała cicho Ana z ładnym uśmiechem - wygląda na to, że wygrałam nasz zakład.
„Nigdy nie miałem okazji” – odpowiedział. – A jednak nadal grasz. Zaśmiał się, przesuwając palcami po jej plecach. "Za każdym razem." Ana wpadła w jego objęcia.
Brander został w niej, dopóki nie zasnęli. -0- Brander obudził się na dźwięk miękkich kroków w pokoju. Leżał nieruchomo, leżąc brzuchem na łóżku, z wyciągniętymi rękami i nogami. Ktoś chodził na palcach po pokoju.
Wsłuchiwał się w szelest ubrań i dźwięk pióra na papierze. Chwilę później poczuł ciepło na swoim policzku tuż przed lekkim pocałunkiem. Kilka sekund później drzwi do pokoju otworzyły się i zamknęły.
Przestrzegając „zasad”, odczekał jeszcze kilka sekund, zanim w końcu otworzył oczy i usiadł sam na łóżku. Rozejrzał się po ciemnym pokoju wciąż jarzącym się od ognia. Jego garnitur wisiał schludnie na szafie, buty razem pod spodem, a spinki do mankietów na komodzie.
Potem zauważył złożoną kartkę obok swojej poduszki. Po cichu przeczytał notatkę. Po chwili położył go na nocnym stoliku obok portfela i położył się z powrotem. - Dobra gra, Ana - powiedział, chichocząc.
Znajomy uśmiech, który nosił przez całą noc, pozostał, dopóki nie zasnął. -0- Było tuż przed świtem, kiedy Ana obudziła się w swoim łóżku słysząc kakofonię pijanych kobiet wlewających się do jej pokoju hotelowego. Było dużo śmiechu i dużo przekleństw, a potem dużo więcej śmiechu.
"Tutaj jest!" – oznajmiła jedna z kobiet ubrana w T-shirt z napisem „Mouth-for-hire” i welon ślubny ze sklepu za dolary, wskazując na Anę. "Oto nasz uciekinier!" Inny członek świty, ubrany w koszulkę „Honorowa dziwka”, zażartował: „Pominąłem nasze małe polowanie na padlinożerców, co? To się liczy!” „Proszę, to jest twoje!” Ktoś rzucił w nią koszulą. Było na nim napisane: „Prissy Prude”.
Stado spadło na jej łóżko, prawie wyrzucając ją w powietrze, ale pozostała nieruchoma, obejmując poduszkę. Wciąż miała na sobie swoją niebieską sukienkę. Jedna z bardziej trzeźwych kobiet poklepała ją po plecach i pogłaskała po włosach. „W porządku. Zostaw ją w spokoju” – powiedziała – „Meghan nie przepada za tego typu grami”.
„Ana” otworzyła oczy, a potem włożyła okulary. Sięgnęła do szuflady szafki nocnej, wyjęła parę czarnej, luksusowej męskiej bielizny i rzuciła ją na łóżko. Trzeźwa kobieta odebrała.
"Co to jest?" "Pięć tysięcy punktów?" ziewnęła, wciąż na wpół śpiąca. „Czy wygram polowanie na padlinożercę?” Nastąpiła sekunda zszokowanej ciszy, po czym grupa ponownie wybuchła histerycznym wrzaskiem. „Tak, racja! Kupiła to w sklepie!” ktoś krzyknął. "Ona złamała zasady!" Ktoś inny zaśmiał się: „Powąchaj! Sprawdź, czy ma zapach„ mężczyzny ”! Nie liczy się, jeśli go kupiła!” Rozległ się gwar i śmiech, grzęzawisko niezrozumiałego hałasu. Trzeźwa kobieta pochyliła się blisko „Any” i dyskretnie pokazała swój telefon komórkowy z wizerunkiem: zdjęcie bielizny w jej rękach.
Kobieta szepnęła jej do ucha: „Hej, to zdjęcie nie jest naszym pokojem hotelowym. Gdzie byłaś? Byłaś z kimś?” „Ana” uniosła brew, uśmiechając się promiennie. Kobieta spojrzała na nią zszokowana. „Meghan, ty nie…” „Ćśś”, przerwała sennie „Ana”, „przestrzegaj zasad”. Zdjęła okulary i ponownie zasnęła.
Prezenty wciąż przychodzą na urodziny chłopca.…
🕑 22 minuty Prosty seks Historie 👁 4,269Słyszałem, jak samochód Paula podjeżdża na podjazd, kiedy właśnie założyłem spodnie. Rozejrzałem się z poczuciem winy pod kątem oznak, że jego dziewczyna właśnie zrobiła mi loda.…
kontyntynuj Prosty seks historia seksuMichelle zbliżyła się do Davida i poczuła ciepło wywołane jej gorącym podnieceniem…
🕑 4 minuty Prosty seks Historie 👁 20,921Minęło sporo miesięcy, odkąd Michelle Dean wróciła do Essex w Anglii z Ibizy. Wszystko wyglądało tak, jak opuściła go w czerwcu, osiem lat temu. Michelle powróciła do życia ze swoją…
kontyntynuj Prosty seks historia seksuDmuchnęła w moje życie i dmuchnęła bardziej niż mój umysł.…
🕑 5 minuty Prosty seks Historie 👁 11,186Kiedy uderzyła w moje życie, mieszkałem w Belfaście, a ona wybuchła jak huragan. Do dziś nie jestem pewien, gdzie i jak ją pierwszy raz zobaczyłem, pamięć jest teraz mglista. Myślę, że…
kontyntynuj Prosty seks historia seksu