Aniołowie zstąpili na Rzym w środku zimy. Trzy z nich to porzucone, blade i nagie stworzenia przybywające w czarną noc jak spadające srebrne gwiazdy. Sophrosyne z dreszczem obserwowała zbliżające się ciała niebieskie.
Widziała już anioły, ale te były różne, sprawiały, że niepokój pełzał jej po kościach. Było w nich coś poszarpanego. Coś zepsutego i okropnego. Kiedy aniołowie wylądowali na schodach świątyni przed duchowieństwem, byli niepewni, słabi i zdezorientowani. Pierwszym był mężczyzna z surową dumą widoczną w oczach, nawet w tej chwili, gdy jego duch został zrujnowany i pobity, był w nim szorstki rezonans.
Zawahał się, po czym zebrał siły i stanął wyprostowany, z rozpiętymi do tyłu szerokimi ramionami. Spojrzał na duchowieństwo za księdza, dwie kapłanki i garstkę dziewic beznamiętnie i posłusznie ukłonił się grzecznie. - Jestem Themis - powiedział.
„Archanioł tego zaufania. To jest Jezeliel i Metos”. Samica Jezeliel była drobną postacią, wręcz standardową. W jej oczach widać było tylko obrażenia; profanacja.
Jej skrzydła nie były białe jak skrzydła pierwszego anioła, ale niebieskie. Każde możliwe wcielenie niebieskiego potargane jak pojedyncze pióra wzdłuż jej potężnych skrzydeł. Wahały się od bladego cyjanu, jak dzień w południe, do głębokiego indygo i każdego innego odcienia, w tym tych z dziwnymi niebieskawymi odcieniami, podobnymi do chromu lub srebra. Powstrzymała powódź, przełykając i mrugając liliowymi oczami, ale posłała słaby uśmiech każdemu z duchownych, gdy skłoniła się przed nimi elegancko. Oddali łuk, a ona zniknęła za pierwszym aniołem.
Metos był ostatnim z nich i wyglądał na zmęczonego i apatycznego. Miał blond włosy, które opadały w nieregularne loki wokół twarzy i ciemnoniebieskie oczy, które zafalowały, przechodząc w mokkę, gdy jego stopy osiadały na ziemi. Czerwono-złote skrzydła górowały nad nim jak płonąca rama. Każdemu ze stojących przed nim kiwnął ze zmęczenia głową, zanim opadł z powrotem za pierwszego anioła. Około wszystkich z nich spadały niekończące się lśniące pióra, które wiły się spiralnie na wietrze, wokół ich bosych stóp, po popękanych marmurowych stopniach i do zepsutych iglic świątynnych.
Ich skrzydła stawały się nagie i miejscami surowe, w innych krwawiły. - szepnęła Sophrosyne do wysokiej kapłanki. "Dlaczego tak wyglądają?" Odpowiedź Peithe'a była ledwo słyszalna, strużka słów niewidoczna na rozległym forum. - Zmieniają się - powiedziała. Zrobiła krok do przodu i skłoniła się przed aniołami.
- Jestem Peithe - powiedziała. „Wysoka kapłanka tej świątyni. To jest Litae i Limos”. Przedstawiła drugą kapłankę i kapłana, ale nie wyraziła uznania dla dziewcząt.
„To zaszczyt cię przyjąć”. Themis skinęła jej krótko głową. - Chodź - powiedziała.
„Ołtarz jest gotowy”. Odwróciła się i poprowadziła do świątyni. Aniołowie stanęli za nią, a reszta zgromadzenia za nimi. Świątynia była zimna.
Szorstkie linie przebiegały przez jego długość w miejscu, gdzie pękł marmur. Pająki tworzyły sieci w szczelinach i swobodnie pełzały po korytarzach. Sczerniałe, płaczące posągi stały w ponurym, cichym hołdzie świętym i męczennikom przeszłości w całym ciemnym korytarzu. Zgromadzeni maszerowali przez świątynię, aż dotarli do ołtarza z tyłu, gdzie weszli po schodach i podzielili się na dwie części. Sophrosyne stanęła po stronie kapłanek, tak jak ją wcześniej poinstruowano, i uklękła przed jednym z trzech kamiennych tronów.
Aniołowie siedzieli przy tronach po drugiej stronie, składając ostrożnie skrzydła za sobą. Kapłan i kapłanki rozebrali się z ubrań, aby dopasować się do nagich aniołów, po czym zajęli miejsca. Peithe zasiadł na tronie przed Sophrosyne i przyniesiono umywalkę.
Peithe wrzucił do wody 9 czarnych kamieni i szepnął. W odpowiedzi powierzchnia zmarszczyła się i spieniła. To samo działo się na innych tronach, przygotowując się do ceremonii. Sophrosyne wzięła szmatę z ołtarza i zanurzyła ją w misce. Mruknęła pod nosem pieśni, zwijając materiał nad klatką piersiową Peithe'a.
Woda płynęła gęstymi rzekami po jej gładkiej, bladej skórze, od obojczyka do piersi. Krótkie kropelki zwisały na czubkach jej sutków, zanim spadły i rozprysnęły się na jej nagie udo. Sophrosyne szepnęła do kapłanki, gdy pracowała, kontynuując ich wcześniejszą rozmowę: „W co się przekształcają?”. powiedziała. - Derelictae - odszepnął Peithe.
„Opuszczeni aniołowie”. Sophrosyne przetarła szmatką Peithe, zwilżając każdy centymetr jej ciała spienioną wodą, aż kapłanka pokryła się cienką warstwą błyszczących bąbelków. Nowa misa została wyniesiona i ponownie pobłogosławiona, ale tym razem nie spieniła się. "Dlaczego?" "Aby nas uratować." Zmoczyła nową szmatkę w czystej wodzie i zmyła mydliny z ciała Peithe. Tym razem zaczęła od pleców, pozwalając wodzie płynąć dziwnymi układami jak delta wzdłuż kręgosłupa.
"Jeśli są tutaj, aby nas uratować, to dlaczego są porzuceni?" „Za grzechy muszą popełnić to”. Sophrosyne uklękła i upewniła się, że każdy centymetr Peithe jest niewątpliwie czysty. Przesunęła szmatką po łuku tyłka Peithe i w dół wzdłuż jej warg cipki. Wsunęła go w szczelinę, powodując, że Peithe zadrżała i przeczyściła gardło. Sophrosyne obejrzała się na nich przez ramię.
"Grzechy?" - Tak. Tymi będą Praelitae. Aniołami wojny. W wojnie zawsze jest zło.
Poświęcili swoją pozycję w niebie na zawsze, aby służyć służbie na najciemniejsze sposoby. Nie ma dla nich zbawienia. "Sophrosyne dwoma palcami wcisnęła szmatkę głęboko w Peithe i oczyściła jej wnętrzności. Poruszyła palcami po ściankach pochwy Peithe i patrzyła, jak kapłanka sapie i ściska ramiona tronu." Z kim oni walczą.
" ? "Zapytała Sophrosyne. Oczy Peithe zatrzepotały, gdy próbowała skupić swój umysł.„ Wampiry, "powiedziała. Sophrosyne zatrzymała się, gdy przeszedł ją zimny strach. Przełknęła." Wampiry? Opuścili niebo, by walczyć z wampirami? ”„ Tak, ”powiedział Peithe.„ Przyszli odpowiedzieć na nasze modlitwy. ”Sophrosyne skinęła głową, z roztargnieniem.„ Oczywiście.
”Potrząsnęła głową i wróciła do pracy. Raz zmoczyła ściereczkę. mocniej i moczył łechtaczkę Peithe, a następnie w dół między jej uda, upewniając się, że każdy ostatni odcinek skóry został dokładnie oczyszczony.
Po oczyszczeniu było malowanie. Kapłan, kapłanki i anioły byli ozdobieni jasną, błyszczącą biżuterią i atramentem projekty dziwnych i znanych stworzeń. Duchy wiary obok smoka, kelkie, fenrira i bennu, między innymi, wszystkie groźnie wijące się po ich skórze. Wreszcie nadeszła ceremonia.
Peithe i Themis byli pierwsi. Sophrosyne i Bennu. inne dziewice zapalały kadzidło i układały pierścienie jałowca w wodzie święconej, podczas gdy anioł i kapłanka stali i spotykali się w środku. Dotknął ją pierwszy, przyciągając ją do siebie. Całował ją mocno, tuląc jej ciało do swojego i badając ją ciało z wędrującymi rękami.
Smakował jej szyję, ssąc i całując jej miękką skórę. Sophrosyne przyglądał się temu z desperacką ciekawością. Zastanawiała się, jak to by było, gdyby mężczyzna śledził jej skórę językiem, zastanawiała się, jak by to było, gdyby mężczyzna dotykał jej ciała z głodną siłą. Złapała drugiego męskiego anioła, Metosa, obserwującego ją.
Jego twarz była pusta, ale jego oczy były utkwione w niej. Odwróciła wzrok, a potem spojrzała na innych, żeby zobaczyć, czy nie powinna patrzeć. Wydawali się niewzruszeni. Zjednoczony cień anioła i kapłanki rozprzestrzenił się po podłodze, kończąc w pobliżu tronu.
Sophrosyne skupił się na tym. Themis pchnął Peithe na ziemię i dosiadł jej, a jego skrzydła rzucały wielki cień, szerszy niż ich oboje razem. Oczy dziewczyny powędrowały z powrotem do kochanków.
Anioł był większy niż ludzie. Każdy centymetr jego ciała był umięśniony i wycięty jak żywa rzeźba. Jego ciemne włosy opadły mu na twarz, kiedy wtulił usta w jej pierś. Oblizał jej sutki i wziął do ust większość jej piersi. Dłoń Sophrosyne nieświadomie powędrowała do własnych miękkich kopców, pozwalając palcom wędrować po ich powierzchni, unosząc własne sutki.
Jej oczy powędrowały z powrotem do Metosa, który zaśmiał się cicho, rozbawiony i odwrócił wzrok. Temida podniosła kolano kapłanki do piersi i zrównała jego nagość z jej. Podskoczyła, kiedy przycisnął się do niej i przygryzła wargę.
Zwolnił i szerzej rozchylił jej nogi, delikatnie odbierając jej dziewictwo. Anioł zanurkował coraz głębiej w jej ciało, a gdy to zrobił, nowe pióra wyrosły z jego skrzydeł, wszystkie jednolite i nieskończenie czarne z połyskiem kruczej sierści. Przyciągnął ją do siebie i ssał jej pierś z żarłocznym pośpiechem. Wbiła paznokcie w jego plecy, tuż pod jego skrzydła, przyciągając go bliżej. Wygięła plecy w łuk i jęknęła, gdy raz po raz wpadał w nią.
Jej oczy przewróciły się z przyjemności i przez chwilę padły na otaczającą publiczność. Spojrzenie Peithe szybko oderwało się od tych, którzy patrzyli, jak zostaje naruszona na świętej podłodze świątyni. Pozostali również odwrócili wzrok, a Metos i Sophrosyne znów się odnaleźli. Była w nim dobroć.
Odległa niepewność i wrażliwość pod początkową nieostrożną maską. Themis chrząknęła, ściskając mocno kapłankę i zataczając się w niej w niespójnych konwulsjach. Jego ciało zwinęło się i zacisnęło na niej, gdy wypuścił kolejny radosny płacz. Jego oczy były zaciśnięte i przez chwilę wstrzymywał oddech, jakby nie mógł w tej chwili skupić się na żadnej innej rzeczy, nawet na oddychaniu.
Peithe przylgnęła do niego, jej mięśnie uczyły się i skupiały wokół jego ciała. Themis odprężył się i położył głowę na jej piersi. Para leżała na chwilę pośrodku, łapiąc ich eksplodującą energię i dysząc. Szybko odzyskali panowanie nad sobą i wstali, każdy wrócił na swoje trony. Następni byli kapłan i Jezeliel.
Każdy z nich szedł naprzód z dużo większym strachem niż dwaj pierwsi. Przez chwilę patrzyli na siebie z uprzejmym szacunkiem, zanim podszedł do niej ostrożnie. Była krótka jak anioł, a on majaczył nad jej głową o kilka cali, ale jej skrzydła rozpościerały się znacznie nad nimi obojgiem. Pocałowała go, kiedy się zbliżył.
Wzięła jego rękę i skierowała ją do swojej piersi. Były pełne i miały idealnie okrągły i jędrny kształt. Zamknął oczy, gdy zaszczycił je palcami. Patrzyła na jego minę niebieskimi oczami przypominającymi sokoła.
Pozwoliła mu dobrze poczuć swoją pierś, a potem poprowadziła go w dół między swoimi nogami. Pozwolił się skierować i spojrzał na nią, szukając otuchy. Jej oddech wstrzymał i przyspieszył, gdy jego palce znalazły drogę do jej fałdów.
Jej oczy migotały i blakły z niebieskiego, przez orzechowy, do jaskrawej zieleni. Przełknął, kiedy wsunęła jego palce głębiej w siebie. Ostrożnie pochylił się w stronę jej piersi, nie spuszczając oka z jej piersi, prosząc bez słowa o pozwolenie. Przeczesała dłońmi jego włosy i przyciągnęła go do siebie.
Wziął jej pierś do ust, klęcząc przed nią. Otoczył językiem jeden sutek, a drugi ścisnął palcami. Jego druga ręka została między jej nogami, poruszając się w jej ustach. Przyciągnęła go do siebie, a on przewrócił się na plecy, kładąc ich oboje na ziemi. Wycofał rękę i mocno położył ją na jej biodrach.
Usiadła na nim okrakiem, kierując jego penisa do jej otworu. Sophrosyne wyraźnie widziała, jak penetruje ją z miejsca, w którym stała. Widziałem, jak ją przeciąga, gdy dzielili tę samą przestrzeń w tej chwili. Oczy Jezeliel były rozszerzone i wpatrywały się w niebo. Niebiosom i bogu, który ją opuścił na rzecz boskości.
Zacisnęła oczy i zacisnęła zęby z bólu. Sapnęła, gdy naruszył jej ciało, a ostatnie z jej błyszczących niebieskich piór opadły kaskadą wokół nich. Na ich miejscu pojawiły się nowe czarne pióra, surowe i przygnębione.
Patrzyła, jak stare spadają i wyciągnęła rękę, łapiąc kilka. Patrzyła na nich z okropną żałobą na twarzy. Przytuliła je do piersi i zamknęła oczy, gdy kapłan nadal ją najeżdżał. Sophrosyne odwrócił wzrok, gdy krzyknął i wybuchł wewnątrz anioła. Przełknęła ciężko i skupiła się na pająkach tworzących sieci w podłodze, obserwując, jak zawijają swoją walczącą ofiarę w malutkie trumny i próbując zamknąć uszy na rytuał przed nią.
- - Sophrosyne pognała do domu przed zbliżającym się świtem po ceremonii, rozpaczliwie żałując, że tego popołudnia nie zabrała konia do miasta. Kiedy potknęła się przez drzwi, nadal tam byli, tak jak spodziewała się pół sabatu wampirów rozciągniętych na jej zakurzonej podłodze. Pokój był wypełniony stłumionymi jękami i szybkimi, zaskoczonymi westchnieniami, gdy skręcali się razem, ciesząc się symfoniczną orgią w bezpiecznym domu, zanim załamało się światło. „Musisz iść,” oznajmiła.
Ich przywódca odwrócił się do niej, przerywając poprzedni pocałunek. "Udać się?" powiedział. - Twoja siostra nas zaprosiła. - A ja cię nie zapraszam.
Dalej. "Co zrobiliśmy?" - Nic. Nic, to nie ty. Odgarnęła włosy z twarzy. Westchnęła i przekręciła sukienkę w dłoni.
Wstał i zajął jej przestrzeń. "Co ukrywasz?" - Nic - powiedziała. „Proszę cię teraz opuścić mój dom”. Wzruszył ramionami i odsunął się na bok.
Inni podążyli za nimi, wychodząc przez otwarte drzwi w noc. Demetor został. Pozwolił reszcie wampirów zniknąć, zanim zwrócił się do Sophrosyne. "Czy wszystko w porządku?" "Jestem w porządku." - Wiesz, że możesz ze mną rozmawiać. Posłała mu wymuszony uśmiech i pozwoliła, by cisza pogłębiła się między nimi, a jej serce biło szybciej w jego obecności… jego trosce.
Stanęła na palcach i pocałowała go w skroń. "Trzymaj się nisko przez chwilę." "Co się dzieje?" "Obiecaj mi." Pokiwał głową. "Obiecuję." "Dobrze.
Zostały jakieś? - Wskazał na stajnie na zewnątrz. - Lilith i ktoś nowy. Nigdy wcześniej jej nie widziałem.
- Jego postawa zmieniła się, gdy spojrzał z niepokojem w ich kierunku, jakby mógł ich widzieć przez ścianę, jakby widzieli go przez ścianę… i przyszedł po niego. Odwrócił się Sophrosyne i dotknął jej twarzy, chowając zabłąkany kosmyk blond włosów za ucho. „Bądź bezpieczny, sam” powiedział. „Będę.” Oblizał usta i wyszedł, wślizgując się bez słowa w noc.
w ciemność, mając nadzieję, że uda mu się go ostatni raz ujrzeć, ale był szybki i zniknął. Odwróciła się i wzięła spokojny oddech, zbierając odwagę, by stawić czoła Lilith. Droga do stajni była trudna, ponieważ księżyc i gwiazdy były zablokowane. Tam jest.
nie było żadnego widoku, tylko chrzęst kroków Sophrosyne na mokrej ścieżce i zapach koni w pobliżu. Liczyła kroki, aż dotarła do trzynastki, a potem wyciągnęła ręce, szukając drzwi stajni. Głosy przesączały się przez rozłupane drewno.
Kiedy go znalazłem, ukryłem go… w śmiertelnej duszy. ”„ Sprytne. Bardzo sprytnie, Lilith.
Sam nigdy bym o tym nie pomyślał. Jestem pod wrażeniem. ”„ Nie słuchasz. To jest problem… ona jest tutaj… ”„ Tutaj? ”„ Na Ziemi.
”Sophrosyne pochyliła się do przodu, próbując wytężyć swoje uszy w obliczu krótkiej ciszy. Zimna pustka napotkała ją w połowie, emanując z wnętrza. przełknęła i zastanawiała się, czy nieznajomy był kolejnym demonem, wracając myślami do niepokoju, który dostrzegła w Demetorze, kiedy wspomniał o parze.
- I nie możesz go zabić? Wysłać go na następną równinę? - Za każdym razem wybiera odrodzenie. Miałem go na oku, odkąd został stworzony, i to nigdy nie zawodzi. Zawsze wybiera powrót na ziemię po śmierci. Nieznajoma cmoknęła językiem. „Ale gdyby udało się go przekonać, by oddał się fizycznej nieśmiertelności… pamięci i mocy…” Pustka na zewnątrz rosła wraz z poprawiającym się nastrojem demona.
Sophrosyne próbowała ogrzać się od zalewającego ją nieskończonego chłodu, by złapać oddech uciekający z jej piersi w głębiny nocy, ale miał on nieuniknioną grawitację. Cofnęła się o kilka pasów, po czym mimowolnie potrząsnęła głową, przechodząc w konwulsje. Upadła na ziemię i czołgała się do tyłu, aż znalazła się poza jej zasięgiem, a następnie uciekła do domu, zatrzaskując za sobą drzwiami i upadając na podłogę.
Budzi ją obca przyjemność.…
🕑 8 minuty Nadprzyrodzony Historie 👁 2,016W twoim pokoju było ciepło i wilgotno. Wziąłeś prysznic, a następnie otworzyłeś okno, by wpuścić nocną bryzę. Powiew i chłód pokrowców były cudowne na twojej nagiej skórze. Zwykle…
kontyntynuj Nadprzyrodzony historia seksuOddany nauczyciel przyciąga wzrok Sultany.…
🕑 39 minuty Nadprzyrodzony Historie 👁 1,604Minęło wiele lat, odkąd pierwszy raz przeszedłem przez Bramę Obsydianu. Od tego dnia wszystko się zmieniło. Nowi Bogowie przybyli z mieczami swoich wyznawców. Zrzucili sułtana i ścięli go.…
kontyntynuj Nadprzyrodzony historia seksuŚwięto wiosny prowadzi Tel do jego prawdziwej miłości.…
🕑 48 minuty Nadprzyrodzony Historie 👁 1,973W czasach, gdy ciemni Bogowie przynieśli swoje legiony i płomienie, wiosna przyniosła szczególny czas w Domu Rodzinnym, w którym byłem zarządcą. Każdego roku Sultana przychodziła na…
kontyntynuj Nadprzyrodzony historia seksu