Przygoda Tracie trwa...…
🕑 45 minuty minuty Lanie HistorieObudziła się w sobotę rano, potrzebując go, chcąc go, bolało go ciało. Czubkami palców muskała skórę dna; jej tyłek był nadal trochę obolały od cotygodniowego klapsa w środę, a to był ostatni dzień, w którym pozwolono jej przyjść. Oczywiście pozwolił jej ssać swojego fiuta, nagiego i na kolanach, w czwartek i piątek rano. Pamiętając jego smak, dotyk jego penisa atakującego jej cipkę i nikczemne oparzenia plonów na policzkach, oparła się o poduszkę między nogami, zaciśnięte wokół niej uda. Potrzebowała zwolnienia, źle.
Z jękiem zatrzymała się, ledwie na krawędzi nie nadchodząc. Nie wolno jej było przyjeżdżać bez jego zgody, bez względu na dzień tygodnia. Ale Boże, czy ona tego chciała. Rozpaczliwie potrzebne.
Widząc, że była 9:16, postanowiła do niego zadzwonić. Zaskoczył ją na pierwszym pierścieniu. „Wstałeś wcześnie dla ciebie w weekend”. „Cześć, proszę pana” Przełknęła ślinę, nagle bojąc się zapytać o przybycie. Zamiast tego powiedziała: „Po prostu zastanawiałam się, czy mogę coś dla ciebie zrobić.
Jeśli czegoś potrzebujesz”. "Co za miła niespodzianka." Jej serce lśniło jego słowami i słysząc uśmiech w jego głosie. „Możesz odebrać moje pranie chemiczne.
Potrzebuję koszul na poniedziałek”. „Czy to nie jest banał? Czy sekretarka odbiera pranie chemiczne?” Powiedziawszy to, słysząc sarkazm w głosie, zacisnęła dłoń na ustach. Na szczęście zachichotał.
„Tak, to prawda. Ale nadal ich potrzebuję. Czyścisz Reynolds, wiesz o tym? Tuż po biurze”.
„Tak, tak, wiem to”. - Doskonale. Masz trzydzieści minut. I wiesz, co się stanie, gdy się spóźnisz.
„Ee… ale… ja nie…” Chciała mu powiedzieć, że nie wzięła prysznica ani nawet nie wstała z łóżka, ale go nie było, linia nie żyła. Już cztery minuty spóźnienia Tracie wyszła z pralni, poruszając się zbyt szybko. Poprzedniej nocy mocno padało i wszędzie były kałuże.
Wślizgnęła się i prawie upadła. Odzyskując równowagę, spojrzała na brudną kałużę, a potem wróciła do jego koszul pokrytych plastikiem. Zauważyła małe dziury w plastiku.
Jej usta wykrzywiły się w uśmieszku, a impuls szalał w jej wnętrzu. Sprawdziła czas na swoim telefonie. Osiemnaście minut spóźnienia.
Nie sądziła, że można to zrobić szybciej. Oczywiście miała większe obawy. Stojąc tam i wpatrując się w drzwi, kałuża nagle wydawała się najgorszym pomysłem na świecie. Jej serce biło 90 mil na godzinę, wyciągnęła rękę i wcisnęła guzik. Usłyszała dzwonek w środku.
Zmusił ją do czekania. Nie miała pojęcia, jak długo, jej serce biło głośno w uszach, ale musiało to trwać co najmniej trzydzieści sekund. Może czterdzieści pięć.
Gdy wyciągnęła rękę, by ponownie zadzwonić, drzwi się otworzyły. Potem stał tam, jej intensywne oczy wpatrywały się w nią, a ona nie mogła myśleć ani mówić. Jej serce podskoczyło i wirowało, tak szczęśliwy, że go widzę.
„Cześć, Tracie”. Wyciągnął rękę i wyjął wieszaki z jej ręki. „Obawiam się, że się trochę spóźniłeś…” Potem zauważył wodę kapiącą z koszul. I ciemna, mokra plama na białej koszuli widoczna przez plastik.
"Co się stało?" Brzmiał na zmieszanego. "Przepraszam pana." Nagle ledwo mogła mówić. „Potknąłem się. Była kałuża…” Odsunął się od drzwi, podniósł plastik i podniósł koszule do światła dochodzącego z dużych okien po drugiej stronie strychu.
„Masz mokre od każdego? I brudne?” „Przepraszam”, powiedziała ponownie. Przeszukał każdą koszulę i poczuła narastające napięcie. Zniesmaczony upuścił koszule na krzesło obok drzwi i odwrócił się do niej. „Potknąłeś się?” Odpowiedziała szeptem: „Tak jest. Poza pralniami chemicznymi”.
„I spadł?” Skinęła głową. „Na betonie?” Musiała o tym pomyśleć. "Tak jest." „Pokaż mi twoje ręce”. Cholera.
Wziął ją za ręce i odwrócił, dłońmi do góry. Spojrzał na jej ręce, a potem na jej oczy, napięcie narastało. „Pokaż mi kolana. Zdejmij spodnie”.
Była tylko krok do jego drzwi, drzwi wciąż były otwarte, ale wiedziała, że lepiej nie protestować. Trzęsącymi się rękami sięgnęła i rozpięła dżinsy, a następnie zsunęła je do kostek. Nie miała na sobie majtek, aby go zadowolić, a chłodne powietrze z drzwi wydawało się żywe na tle wilgoci jej cipki. Pochylił się, by obejrzeć jej kolana, a jego twarz znajdowała się w pobliżu jej nagiej cipki.
Boże, chciała wyciągnąć rękę, przeczesać palcami jego włosy, a następnie przyciągnąć usta do jej łechtaczki, poczuć jego usta na jej cipce i język w niej. Ta myśl była prawie za duża. Jego palce dotknęły skóry jej kolana, badając i badając.
Potem wstał. Z wyrazem twarzy, którego nigdy przedtem nie widziała, ujął jej podbródek palcami i uniósł głowę, by spojrzeć mu w oczy. „Panno Johnson, upadłeś?” Intensywność jego oczu zanurzyła się głęboko w niej, obnażając jej duszę.
"Nie." „Co się naprawdę stało?” „Kładę je w kałuży”. „Celowo? Dlaczego?” Zamknęła oczy i spróbowała odwrócić wzrok, ale nie pozwolił, by podbródek się poruszył. "Dlaczego?" zapytał ponownie. Wyciągnęła rękę i pogłaskała go po dżinsach.
To uczucie wywołało wstrząs w jej ciele. „Chciałem twojego fiuta”. Przełknęła ślinę, a potem powiedziała: - I dasz mi ją dopiero po tym, jak mocno mnie klapsa. Wydał sfrustrowane westchnienie i odsunął dłoń od krocza.
„Panno Johnson, na twoim stanowisku, muszę ci bardzo zaufać. Zniszczyłeś to zaufanie”. Była zagubiona i zdezorientowana. Chciała mu powiedzieć, że zrobiła to tylko dlatego, że chciała być blisko niego. Groziły jej łzy.
Kroki rozległy się echem w korytarzu za drzwiami. Sięgnęła, by podciągnąć dżinsy, ale jego stopa jakoś stała na nich między jej nogami. Próbowała się poruszyć, ale utknęła z nogami uwiązanymi przez trampki.
Na jego ustach pojawił się mały uśmiech. Głos z korytarza powiedział: „Dzień dobry”. Brzmiało to jak stary człowiek, ale Tracie była zbyt zawstydzona, by się odwrócić i zobaczyć. Zakryła dłoń rękami.
„Dzień dobry”, odpowiedział Evan. „Czy była zła?” - zapytał stary głos. "Bardzo." Starzec zachichotał: „Biedna droga”. Potem Tracie usłyszała, jak odchodzi. Stopa zsunęła się z jej dżinsów.
„Przyłóż nos do ściany”. Wskazał na miejsce na ścianie, obok krzesła z koszulami. „Zostań tam, dopóki nie zdecyduję, co z tobą zrobić. Jeśli mam cię zatrzymać, czy nie.” Czując się jak bardzo niegrzeczna dziewczynka z dżinsami dookoła kostek, przysunęła się i przyłożyła nos do ściany. Ręce wciąż zakrywały jej pośladek.
„Ręce na głowie” - powiedział. Zrobiła zgodnie z rozkazem, zastanawiając się, jak długo tam będzie. Usłyszała kolejny hałas, więcej kroków i pomyślała, że ktoś inny idzie korytarzem. Zamknął drzwi i zdała sobie sprawę, że kroki dochodzą z wnętrza mieszkania.
Poczuła panikę. „Czy to twoja nowa zabawka?” To był głos kobiety. Kroki podeszły za Tracie i poczuła dłoń na skórze na jej niskich plecach, tuż nad tyłkiem. Chciała się odsunąć lub opuścić ręce i odepchnąć dłoń, ale nie odważyła się.
Nuta perfum, drogich perfum, przeniknęła zmysły Tracie. Dłoń gładziła jeden policzek, a potem drugi. Kim ona jest? Jego dziewczyna? Jego żona? Jak mogę o niej nie wiedzieć? Wypełniło ją zamieszanie, a po jej twarzy spłynęły łzy. „Powiedziałeś mi, że ma niezły tyłek, ale wow…” Palcami bawiła się tyłkiem, a następnie przesunęła się w kierunku cipki. Tracie cicho westchnęła.
„Co się stało z twoimi koszulami?” Ręka opuściła jej tyłek i usłyszała ruch plastiku. „Wrzuciła je do kałuży. Celowo.” "Dlaczego?" „Najwyraźniej chciała, żebym mocno ją spuścił, a potem ją przeleciał”. Kobieta się zaśmiała.
To był dobry śmiech. „Okłamała go. Powiedziała, że potknęła się.” Zawstydzona Tracie zamknęła oczy. Kobieta powiedziała: „Och”.
Ręka wróciła do tyłka Tracie. Uświadomiła sobie, że podoba jej się jej delikatność. „Ma coś wspólnego z kłamstwem” - powiedziała kobieta do ucha Tracie. Kobieta powiedziała Evanowi: „Przynajmniej skłamała z właściwych powodów. Bo cię pragnęła.
Twój cudowny kutas”. Tak, pomyślała Tracie. Powiedz mu.
Powiedz mu, że tylko go chciałem. „Nadal…” powiedział. „I wszyscy mamy nasze małe kłamstwa.
Mówię ci, że cały czas masz dużego kutasa”. Zaśmiała się, kiedy skończyła, a on ryknął udawanym gniewem. Tracie poczuła, że kobieta się od niej odsuwa, a potem usłyszała dwa mocne uderzenia. Dźwięk pulsował w jej łechtaczce i żałowała, że nie ona czuje jego dłoń na jej tyłku. Z całego serca miała nadzieję, że znów to poczuje.
Wylądowały jeszcze dwa klapsy, po czym kobieta uciekła ze śmiechem. „Nie powinieneś dawać jej klapsa?” „Hmmm…” jego głos znów brzmiał ponuro. „Nie jestem pewien, czy mogę ją teraz zatrzymać.” „Cóż, pozwól mi zobaczyć, czy mogę ocalić twoje koszule, zanim zdecydujesz.” Tracie usłyszała szelest plastiku, a potem kobieta odeszła. Podszedł blisko niej.
Wiedziała, że to nadchodzi i przygotowała się. Jego ręka mocno uderzyła w jej tyłek, najpierw jeden policzek, a potem drugi. Dwa kolejne spadły na każdego. - Będziesz tu jakiś czas. Nie waż się ruszać.
Oczywiście, chyba że nie jesteś już gotowy na wszystko, co obiecałeś. Jeśli nie chcesz być mój. W biurze była już wcześniej w kącie i wiedziała, że nie wolno jej mówić. Skinęła głową, mając nadzieję, że wiedział, że nie chce niczego więcej na ziemi oprócz jego.
Zostawił ją tam, zmieszaną i przestraszoną, na długi czas. Tracie znów usłyszała kroki. Lekkie i wiedziałem, że to kobieta.
Dłoń dotknęła jej ramienia, a kobieta wyszeptała: „Ciii. Jest w łazience. „Ręka odwróciła ją i po raz pierwszy zobaczyła kobietę. Trochę niższa niż Tracie, miała może trzydzieści lat.
Piękno jej twarzy przepchnęło kolec w sercu Tracie. Może bardziej egzotyczne niż piękne… nie, egzotyczna i piękna - jej bogata, cudowna skóra sprawiła, że Tracie zastanawiała się, czy jest Amerykanką z Ameryki Południowej czy Hiszpanii, ale Tracie nie słyszała akcentu. Wysokie kości policzkowe otaczały długie ciemnobrązowe włosy wypełnione falami loków. prawie czarne.
Jednak bardziej niż cokolwiek innego, oczy uderzyły w Tracie. Ciemne jak włosy kobiety tańczyły z blaskiem i podekscytowaniem robieniem czegoś, czego nie powinna robić. Wbrew sobie Tracie ją lubiła. Kobieta opuścił ręce Tracie, a potem pomógł jej wypić wodę z wysokiej szklanki. Tracie poruszyła się trochę, nogi i ręce zesztywniały.
Kobieta szepnęła jej do ucha: „Bądź dla niego dobry dzisiaj. Bądź bardzo dobry. Udowodnij mu, dlaczego powinien cię zatrzymać. ”Tracie wpatrywała się w oczy kobiety, chcąc jej podziękować. Oboje usłyszeli kroki.
Tracie szybko odwróciła się i oparła nos o ścianę, a ręce oparła na głowie. Miała nadzieję, że był w tym samym miejscu. Zapytał: „Co robisz?” „Po prostu bawię się zabawką.
Jest bardzo mokra. ”Dla pewności kobieta podniosła palce do Tracie. Tracie jęknęła.„ Czy masz zamiar ją lać? Chcę oglądać. - Więc myślisz, że powinienem ją zatrzymać? - Oczywiście, że tak. Jestem pewien, że po tym, jak dałeś jej klapsa dobrze i mocno, nauczy się swojej lekcji.
- Wątpię w to. Jestem prawie pewien, że tego właśnie chce. Będzie musiało być coś innego, aby upewnić się, że się uczy. „To wywołało drżenie kręgosłupa Tracie.
Śmiech kobiety pogorszył go jeszcze bardziej. Zostawili ją tam ponownie.„ Tracie, odsuń się od ściany. ”Podskoczyła zaskoczona jego głosem i tym, jak blisko był. Nie słyszała jego kroków zagubionych we własnym małym świecie.
Po znalezieniu się odsunęła się na niepewne nogi. „Zdejmij ubranie i połóż je na krześle”. Ze sztywnymi nogami szamotała się, pochylając i rozwiązując buty, a następnie ściągając je. Po wyjściu z dżinsów zdjęła koszulę. Drżąc, była przed nim naga.
Spojrzała i zobaczyła kobietę siedzącą na kanapie, wpatrującą się w nią z nikczemnym uśmiechem na tej pięknej twarzy, gdy jej palce bawiły się jej długimi, ciemnymi włosami. "Na kolana." Opadła na kolana, narzekając na nogi, dopóki nie dotarła nawet do jego krocza. Chciała go w ustach, ale wiedziała, że nie dostanie tego w najbliższym czasie.
Ponownie uniósł jej podbródek, a te oczy zanurzyły się głęboko w niej, sprawiając, że czuła się o wiele bardziej naga niż brak ubrań. „Czy nadal chcesz być mój?” Skinęła głową. "Powiedz to." „Proszę pana, chcę być wasza”. „Nadal chcesz coś zrobić?” „Tak jest, proszę pana. Przepraszam, że skłamałem.
Przepraszam, że pomieszałem wasze koszule. Proszę mnie ukarać.” Wydawało się, że myśli o tym przez długą, długą chwilę. Czuła, że jej serce prawie pęka. Powiedział: „Pójdź za mną”.
Zaczęła wstać. „Nie powiedziałem nic o wstawaniu. Myślę, że to na twoich rękach i kolanach należysz. Nie?” Czołgała się za nim, a jej twarz zrobiła się czerwona, wiedząc, że kobieta patrzy. Na stoliku do kawy stała wiosło, skórzany pasek i drewniana laska.
To sprawiło, że się zatrzymała. Zatrzymał ją przy stole, a ona zauważyła kilka kartek papieru i sharpie na podłodze. Wskazał na papier. „Na pierwszej kartce papieru napiszesz:„ Pan Duhamel jest mną.
Mam do czynienia z tym, co mu się podoba ”. Czy rozumiesz?" Skinęła głową. „Gdy pierwsza strona zostanie zapełniona, przyniesiesz mi jedną z nich”, wskazał na nikczemne trio na stole. Nie musiał mówić, co się wtedy stanie. Ponieważ papier leżał na podłodze, przykucnęła na kolanach i łokciach, wsunęła włosy za ucho i zaczęła pisać na pierwszej stronie.
Odszedł. Kobieta przesunęła się na kanapie, dopóki nie znalazła się nawet z Tracie, a potem położyła boso stopy na plecach Tracie. Kobieta powiedziała: „Jest bardzo przydatna, Evan”.
Gdy Tracie zbliżyła się do końca pierwszej strony, jej żołądek zaczął się ściskać. Wiedziała, że wkrótce poczuje wiosło. Bolały ją kolana, opierając się o drewnianą podłogę. Kiedy skończyła, spojrzała na kobietę. „Wszystko gotowe, kochanie? Jest w swoim biurze.” Wskazała na drzwi obok otwartej kuchni.
Tracie pokiwała głową. Kobieta uśmiechnęła się i poruszyła stopami. Tracie podniosła wiosło i czołgała się obok kanapy w kierunku drzwi.
Kiedy dotarła do drzwi, siedział przy biurku pod dużymi oknami, plecami do drzwi i ona. Nie chcąc mieć więcej kłopotów, czekała spokojnie, nawet nie pewna, czy powinna się czołgać przez drzwi. W końcu odwrócił się i jedno spojrzenie powiedziało jej, że jego gniew nie zniknął.
Wiedziała, że ma poważne kłopoty, że jej tyłek drogo zapłaci za jej głupie zachowanie, a co gorsza, kłamie. Przeniósł drewniane krzesło bez ramienia na środek pokoju i usiadł na nim. Skinął na nią, by podeszła bliżej. Unikając jego wzroku, podała mu prześcieradło.
Przejrzał ją, a na jego twarzy malował się nieszczęśliwy wyraz. „Obawiam się, że twoje umiejętności pisarskie są dość słabe, panno Johnson. Wiesz, jak cenię sobie porządek w swojej pracy. Musisz to zrobić jeszcze raz. Podaj mi wiosło”.
Zrobiła to, a on skinął na nią, by przesunęła się na jego kolanach. Położyła się na jego kolanach i sięgnęła po podłogę. Widziała własne nogi, a między nimi stopy Raleigh w drzwiach.
Bez wątpienia kobieta widziała całą swoją cipkę i jej małego dupka, a co gorsza, jej całkowitą gotowość do zrobienia dla niego wszystkiego. Upokorzenie się skończyło, jej twarz zawstydziła się, a jej cipka była bardziej wilgotna niż kiedykolwiek. Wiosło trzaskało w jej lewy policzek, twarde i złośliwe.
Sapnęła, a ciepło rozlało się po jej tyłku. Uderzył ją w prawy policzek. Te pierwsze zawsze najbardziej bolały, dopóki jej endorfiny się nie uruchomiły, a on nie zaczynał łatwo. Przybyli szybko i mocno, jeden na drugim, aż jej świat skurczył się do krzyczących nerwów pokrywających skórę jej tyłka. Płaczący bałagan, straciła rachubę gdzieś około trzydziestki.
Trwało i trwało. Kiedy było po wszystkim, leżała na jego kolanach i płakała. „Raleigh, czy przyniesiesz pannie Johnson kolejną kartkę papieru? Musi zrobić pierwszą.” Jej drugie wiosłowanie było tak długie i trudne jak pierwsze.
Jedyną różnicą było to, że jej tyłek był już czerwony i obolały, więc drugi czuł się jeszcze gorzej. Zaczęła płakać wcześniej. Potem czołgała się z powrotem do salonu, wiedząc, że ma jeszcze co najmniej dwie strony do napisania i jeszcze dwie klapsy. Jej kolana były wrażliwe na drewnianą podłogę, ale to było nic w porównaniu z jej delikatną, delikatną dupą.
Znów przykucnęła, a potem poczuła, jak stopy Raleigh wracają do normalnego miejsca. Bardzo starannie, zaczęła pisać: Moim jedynym celem jest zadowolenie pana Duhamela. Ma moją cipkę i tyłek. Jest właścicielem mnie wszystkich. Zastanawiała się nad tyłkiem.
Nie spiesząc się, chciała, żeby było to dla niego idealne. Po wypełnieniu kilku linijek poczuła, jak jeden z palców Raleigha zsuwa się z jej pleców i zaczyna drażnić się z tyłkiem. Tracie przestała pisać, zamknęła oczy i cieszyła się delikatnym dotykiem. I będąc na łasce Raleigha. Jak większość jej przyjaciółek, Tracie eksperymentowała z innymi dziewczynami na studiach.
Parę razy nawet poznała Mandy, kochając dotyk dużych piersi Mandy w dłoniach. Za każdym razem, gdy się upijała, nie mogła oderwać od nich rąk. Ale było tak inaczej - być na łasce atrakcyjnej, pewnej siebie kobiety. Nagle chciała zobaczyć i poczuć piersi Raleigh. Mogła powiedzieć, że były sporej wielkości, nie tak duże jak Mandy, ale wciąż znacznie większe niż Tracie.
Palec zsunął się niżej, drażniąc się z jej niskim tyłkiem, a następnie wargami jej cipki. Pochyliła się, a jej głowa prawie dotykała podłogi, podnosząc się. Oboje usłyszeli kroki z biura, a Raleigh wślizgnęła się z powrotem na plecy Tracie.
„Tracie, gadasz? Próbujesz opóźnić następne klapsy? To przyniesie ci tylko dodatki.” „Przepraszam, proszę pana. Już prawie skończyłem.” Zaczęła pisać ponownie. Prawdę mówiąc, martwiła się o kolejne lanie. Byłby to albo skórzany pasek, albo laska. Myśląc o tych dwóch opcjach, pomyliła się.
Przycisnęła głowę do podłogi, nie wierząc w to, co zrobiła. Źle napisała Duhamela. Ile to będzie kosztowało? Otarła łzę z twarzy i skończyła stronę, mając nadzieję, że nie zauważy.
Uznając, że to mniejsze zło, zsunęła pasek ze stołu, wsunęła go między zęby i wróciła do drzwi. Znów kazał jej poczekać, a potem przejrzał prześcieradło. „Naprawdę, panno Johnson?” "Przepraszam pana." „Czy to tak jak z koszulkami? Twój sposób prosić o jeszcze więcej?” „Nie, proszę pana. Proszę pana.” „Co mam z tym zrobić?” Nie była pewna, co by mu się podobało.
„Klaps mnie mocno każdego dnia w tym tygodniu?” „Czy twoje dno kiedykolwiek stanie się wystarczająco obolałe, abyś rzeczywiście nauczył się lekcji?” Zanim zdążyła odpowiedzieć, wziął od niej pasek i wrócił do salonu. Podążyła za nim, motyle odbijając się od ścian brzucha. Czekał na nią na końcu stolika do kawy.
„Stój” - rozkazał. Zrobiła to, czując się dziwnie, gdy wstała z kolan. „Trzymaj nogi prosto i połóż łokcie na stole.” Pochyliła się, nagle uświadamiając sobie swój surowy tyłek wysoko w powietrzu.
Spojrzała na Raleigh, która wciąż siedziała na końcu kanapy i tylko kilka stóp dalej. „Stań na palcach. Chcę, żebyś starał się utrzymać wysoki tyłek. Jeśli te pięty się zetkną, będziemy musieli zacząć od nowa. Czy jesteś gotowy?” "Tak jest." „Dlaczego jesteś karany?” Powodów było tak wiele, że miała trudności z wybraniem jednego.
„Byłem bardzo zły”. „Obcasy razem”. To wydawało się dziwne, ale spełniła. Raleigh wydał z siebie cichy jęk.
Martwiło ją to jeszcze bardziej. „Zamknij oczy. I odwróć głowę w stronę Raleigh.” Najwyraźniej Raleigh upewni się, że będzie miała zamknięte oczy.
Czuła coś na ustach. Otworzyła je i Raleigh wepchnęła duży palec w usta Tracie. Zachichotał.
„Ma coś w tym, żeby pocałować i ssać jej palce u nóg. Obawiam się, że będziesz dużo tego robić. Masz ciężkie klapsy, więc upewnij się, że nie ugryziesz się w palce. Nie zrobiłbyś tego chcę dać jej powód, żeby cię lać. ” Nagle Tracie nie mogła wymyślić nic innego oprócz klapsa Raleigh.
Przesuwając się na jej kolanach, leżąc na nagich udach Raleigha. Pęknięcie paska na skórze przywróciło ją do chwili. Boleśnie wracam do chwili. Prawie wstała, zatrzymując ją tylko palec w ustach.
Pasek uderzył ją w dno łydek. Podczas gdy ona wciąż go przetwarzała, uderzyło to ponownie, tuż nad pierwszym. Cholera. Powoli wspiął się na jej nogi. Zastanawiała się, jakie ślady pozostawi pasek na skórze, wiedząc, że spódnice nie zakryją ich i że nie będzie mogła nosić nic innego.
Wszyscy będą wiedzieć, że została ukarana. I że był jej właścicielem. Pasek sięgał z tyłu jej kolan.
Płakała, mimo palca w ustach. Chryste to boli. I Chrystusowi się podobało. Przez chwilę myślała o tym, jak dziwnie zmieniła się jej życie, a nawet o wiele dziwniejsze, o tym, jak bardzo ją kochała i pragnęła. Pasek też jej się podobał; dotyk miękkiej skóry na jej skórze i ciepło, które pozostawiła.
Bolało, ale nie tak źle, jak plony jeździeckie. I różni się też od wiosła. Karano ją w uda, były takie delikatne i była prawie szczęśliwa, gdy dotarła do jej tyłka.
Wtedy pierwsze uderzenie przypomniało jej, że dwukrotnie już wiosłowała. Wydawało się, że sięgnął jeszcze trochę, trzaskając skórę w jej dolne policzki trzy razy z rzędu. Jej łzy naprawdę się wtedy zaczęły. Raleigh zmieniła palce u stóp, wciskając drugi i trzeci palec w usta. Otworzyła oczy i zobaczyła, jak Raleigh wsuwa rękę do białych dżinsów i zaczyna się ocierać.
Mocniej ssała palce u stóp, po czym przesunęła językiem. - Raleigh, przestań. Albo użyję paska na twoim tyłku. Niechętnie Raleigh wyciągnęła palce z ust Tracie, ale przytrzymała je przy ustach.
Tracie pocałowała je i polizała. Tracie patrzyła, jak Raleigh wyciąga rękę z dżinsów, z irytowanym uśmieszkiem na twarzy. Pasek ponownie ją ukarał, powoli zakrywając tyłek uderzeniem za uderzeniem.
Przebił się przez jej tyłek, a potem kontynuował. Uderzenia nie były tak mocne, jak uderzenia w jej tyłek, ale nadal bolały. I ona to uwielbiała. Chciał, żeby całe jej ciało było z nią biczowane.
Jej klatka piersiowa Jej piersi. Jej sutki. Jej brzuch Potem myśl, że musi rozłożyć nogi i biczować się cipką, gdy Raleigh patrzył - ta myśl prawie sprawiła, że przyszła bez dotykania jej. Przesunął pasek w górę iw dół jej pleców.
„Kto jest twoim właścicielem, panno Johnson?” „Tak, proszę pana. Jesteście mną wszyscy.” „Jak myślisz, co zrobię, jeśli znów mnie okłamiesz?” Trudno jej było wypowiedzieć te słowa. "Pozwól mi odejść?" "Chcesz tego?" - Nie, proszę pana. Nigdy. Nie będę cię więcej okłamywać.
"Mam nadzieję, że nie." Jego dłoń pieściła jej surowy, bity tyłek. Zamarła, mając nadzieję i modląc się, żeby bawił się jej cipką. Nie zrobił tego.
„Zamierzam znów ubić twoje ciało, tym razem z góry na dół. Czy na podstawie twojego zachowania powinny być lekkie czy twarde?” „Trudno, proszę pana. Bardzo ciężko.” „A potem, ile mam położyć na twojej dupie?” O kurcze. Chciała powiedzieć wystarczająco wysoką liczbę, aby go zadowolić, ale nie wiedziała, co to takiego. „Dwadzieścia, proszę pana?” „Hmm.
Nie jestem pewien, czy to wystarczy. Zobaczymy, jak sobie radzisz po dwudziestce. Poproś o to.” „Proszę, uderz mnie, proszę pana”. Zrobił, uderzenia jeszcze mocniej.
Kiedy już prawie skończyła ostatnią stronę, usłyszała, jak rozmawia przez telefon w swoim biurze. Raleigh też to usłyszał. Uniosła Tracie za ramiona, a potem pocałowała ją, a język wcisnął głęboko w usta Tracie.
Raleigh przycisnęła palec do ust, żeby upewnić się, że Tracie milczy. Potem pchnęła Tracie na drewnianą podłogę na plecach. Tracie krzyknęła, gdy jej tyłek dotknął drewnianych desek podłogowych, ale to nie powstrzymało Raleigh. Błyskawicznie jej jeansy były wokół kostek i klęczała na Tracie.
Tracie mogła tylko wpatrywać się w cipkę Raleigha opuszczającą się na jej twarz. Potem wilgoć dotarła do jej ust, a zapach podniecenia Raleigh wypełnił jej nos i usta. Chciwie oblizała wargi kobiety, po czym wsunęła język. Raleigh westchnęła i zaczęła zgrzytać. Dwa palce Raleigh wyciągnęły się i wepchnęły w cipkę Tracie, jej dłoń ocierała się o łechtaczkę Tracie.
Chwyciła cipkę Tracie, by jeszcze mocniej szlifować, dociskając i zakrywając twarz Tracie jej wilgocią. Nie trwało to długo. Nagle Raleigh zamarła nad nią, jej plecy wygięły się w łuk. Tracie polizała i polizała łechtaczkę.
Przyszedł Raleigh, drżąc. Nadal garbiła twarz Tracie, a potem schyliła się i ścisnęła jeden z sutków Tracie, a drugą ręką wpychała i wysuwała się z cipki Tracie. Dni, kiedy nie pozwolono im nadejść, poranki klęczenia przed nim nago i ssania jego cudownego kutasa i jego smaku, noce dokuczania sobie, a potem nie nadchodzenia, i dzisiejsze klapsy, wszystko rosło jak ogromne, zalane rzeka zaprzeczona przez tamę. Poza tym nie powinna była przychodzić. Nie miał jego pozwolenia.
Tama się zepsuła. Przyszła Tracie, krzycząc, ale cipki i uda Raleigha powstrzymywały hałas. Jej ciało drżało na drewnianej podłodze, Tracie chciała innego, ale Raleigh wyciągnęła palce i wstała. Sprawiła, że Tracie oczyściła niechlujne palce. Potem wskazała na papier.
„Pospiesz się,” wyszeptała, a potem podciągnęła dżinsy i odeszła. Ledwie mogąc się skoncentrować, zapach Raleigh wypełnił jej zmysły, skończyła kartkę i przeczołgała się do jego biura z trzciną w ustach. Tylko jedno słowo obejmowało stronę. Byle co.
Nadal rozmawiał przez telefon, ale przez chwilę zakrył telefon i powiedział: „Raleigh, postawisz ją na krześle?”. Zachowując się trochę zirytowana, Raleigh podszedł do niej, a następnie wziął garść włosów Tracie i delikatnie poprowadził ją z powrotem do środka dużego, głównego pokoju. Przesunęła skórzane krzesło, jak stare krzesło bankiera, z wejścia na środek pokoju, obok Tracie. Podniosła Tracie z podłogi i poprowadziła ją do oparcia krzesła.
Jego górna krawędź przyciskała się do skóry nad jej cipką - tam gdzie byłyby jej włosy łonowe, gdyby miała. Raleigh pochylił ją nad krzesłem, aż łokcie dotknęły miękkiej skóry siedziska. Zostawiła tam Tracie.
Po kilku chwilach wróciła ze skórzanymi paskami w dłoni. Zawiązała po jednym wokół nadgarstków Tracie. Raleigh pocałował ją.
„Ok, wiesz, jak on cię lubi na palcach. Rozciągnij się.” Tracie przycisnęła się do czubków palców. Raleigh wyciągnęła ręce do przodu i przymocowała pasy do nóg krzesła, poniżej krzyżulca, który biegł między nogami.
Tracie przetestowała paski i wiedziała, że nigdzie się nie wybiera. Potem Tracie zauważyła pozostałe dwa paski. Raleigh wziął pasy i ruszył za nią.
Wzięła kostkę Tracie, przeniosła ją na zewnątrz nogi krzesła, a następnie owinęła skórę wokół kostki i drewnianej nogi. To samo zrobiła z drugą nogą Tracie. Było to o wiele gorsze niż pochylanie się nad biurkiem.
Czuła się rozłożona, jej cipka i tyłek były nieznośnie bezbronne. Torturowana, delikatna skóra jej tyłka narzekała na ciasne uczucie rozciągniętej skóry. Jakby, aby podkreślić swoją wrażliwość, Raleigh lekko przesunęła opuszkami palców po wewnętrznej stronie nogi Tracie. - Masz takie ładne nogi - szepnęła Raleigh, gdy jej palce dotarły do cipki Tracie. „Powiedział, że zawsze byłeś mokry”.
Potem jej palce zniknęły, Tracie nie chciała nic więcej, jak tylko poczuć, jak się ślizgają… Pęknięcie wyssało oddech z ciała Tracie. Raleigh klapsa w drugi policzek. „Podoba ci się, prawda?” Tracie mogła tylko mamrotać napięte „Tak”. Dostała jeszcze dwa na każdy policzek.
Potem te piękne, smukłe palce znów drażnią jej cipkę. Jego głos sprawił, że oboje podskoczyli. „Raleigh, sam zarobiłeś klapsy.
Przyłóż nos do ściany.” Zostawił ich tam, a Tracie nie miała pojęcia, jak długo. Po wieczności wrócił. Usiadł przed nią na podłodze, nawet z ich głowami, i uniósł jej podbródek.
Pocałował ją dobrym, głębokim, długim pocałunkiem. Jego palce przesunęły się w sutek, gdy znów ją pocałował. Uszczypnął jej sutek i potarł go. „Chcesz, żebym cię ukarał?” Skinęła głową.
„Laska boli, gorzej niż plony”. „Proszę. Zasługuję na to.” „Nie”, powiedział. „Myślę, że tego chcesz”. Nie była pewna, czy potrzeby i pragnienia są tym samym.
„Przepraszam”, wszystko, co mogła powiedzieć. „Nie musisz. Mogę cię rozwiązać, a ty możesz wyjść”.
Wiedziała, że „odejdź” nie oznacza tylko opuszczenia jego poddasza. „Nie. Proszę”. „Po tym, jak cię trzcię, Raleigh będzie bardzo podniecony. I przelecę ją tutaj, tuż przed tobą.” Nie wiedziała, co powiedzieć.
Miała wrażenie, jakby jej serce pękło na pół, a potem rozpadło się na mniejsze kawałki, każde miękkie jak błoto. A jednak polizała już Raleigh i polubiła to. Jej emocje były jak wrak samochodu.
„A po tym, jak ją przelecę, co mam zamiar zrobić? Co mam zrobić, gdy cię przelecę?” Zamknęła oczy i oblizała wargi. „Oczyść cię”. „Zgadza się.
Sprawię, że będziesz polizać mojego fiuta i jaja. A także cipkę Raleigha.” Wpuścił to. „Spójrz na mnie”. Otworzyła oczy. „Chcesz, żebym cię rozwiązał? To twój wybór.” "Nie." „W takim razie poproś o to.” „Proszę, trzcinaj mnie.
Ukarz mnie”. "I wtedy?" „Pozwól mi cię oczyścić. I jej. Po…” Nie mogła tego powiedzieć. „Zaczynasz rozumieć, co cokolwiek znaczy?” Te cholerne oczy zanurzyły się głęboko w niej, na zawsze znajdując ciemne, ukryte miejsca, o których istnieniu nawet nie wiedziała.
Skinęła głową. „Nadal chcesz być moja? Być moim zwierzakiem?” Znów pokiwała głową. „Musisz to powiedzieć. Muszę to usłyszeć”. „Tak, proszę pana.
Chcę być twój.” "I?" „Cokolwiek. Jestem twój, mam do czynienia z tym, co chcesz.” "Dobra dziewczynka." Jak zawsze, jej serce zabłysło. - Raleigh, chodź, daj Tracie dziesięć na każdym czeku, z ręką.
Dobry i twardy. Tracie usłyszała, jak boso Raleigh chodzi po drewnianej podłodze, a potem poczuła, jak jedna ręka delikatnie dotyka jej dolnej części pleców. "Przepraszam, skarbie." Potem pierwsza wbiła się w jej skórę, zapalając wszystkie poprzednie kary na policzku. Nigdy się nie poruszył, wpatrując się w jej oczy, jego palce bawiły się jednym sutkiem. Pocałował ją nawet, gdy ręka Raleigha dała jej klapsa.
Potem nadszedł czas. „Raleigh, przynieś mi laskę”. Zmusił ją do pocałunku, w każdym calu, a potem dał jej kolejną dobrą dziewczynę i poszedł za nią. Raleigh wróciła na kanapę z przestraszonym i podekscytowanym wyrazem twarzy.
Podskoczyła, gdy laska dotknęła jej lekko, na niskiej krzywej tyłka. Przetarł ją w dół i w tyłek, a następnie w dół jej ud. „Tym razem nawet tuzin” - powiedział. "Poproś o to." „Proszę”, powiedziała.
"Proszę co?" Nie zamierzał jej tego ułatwić. - Tuzin z laską, proszę pana. Proszę. „Spodziewam się, że będziesz liczyć.
Jeśli stracisz liczyć, zaczniemy od nowa. Poproś o pierwszy”. „Po pierwsze, proszę pana”. Usłyszała, jak trzcina przecina powietrze.
Czułem linię roztopionego ciepła rozprzestrzeniającą się na skórze jej tyłka. Jej świat stał się biały. Nie mogła sobie wyobrazić kolejnej jedenastki.
Roślina dotknęła jej dolnej części pleców. "Co mówisz." "Dziękuję Panu." „Zapytaj o następny”. „Po drugie, proszę pana”. Laska znów odcięła powietrze.
Niemożliwe, było gorzej, niżej na jej tyłku, dokładnie tam, gdzie pasek i wiosło spadały tyle razy. Wrzasnęła, niemal krzycząc, a jej ciało przyciągnęło całą swoją siłę do skórzanych pasków. Nagle zrozumiała, dlaczego została przywiązana.
Do piątej płakała mocno, pogrążona w bólu, jej ciało było śliskie od potu. Jej świat skurczył się do niczego więcej niż ciepło trzciny i płonące paski na jej tyłku. Gdzieś w tym straciła rachubę. Raleigh wyszeptała do niej „Osiem”.
O dziesiątej była bezwładna, tylko krzesło ją podtrzymywało. Jedenaście znalazło się pośrodku jej tyłka. „Podnieś. Błagaj”. Zajęło jej wszystko, wszystko, co miała, rozciągnąć się i przedstawić mu swoje pośladki.
Mogła tylko o nim myśleć, chcąc go zadowolić, chcąc, żeby nie był na nią zły. „Proszę pana, numer dwunasty”. "Dobra dziewczynka." Kolejny stopiony pasek, znów niski, w miejscu, gdzie jej tyłek spotkał jej uda. Wrzasnęła, jej ciało drżało. Jego dłoń pieściła jej tyłek, a następnie ujęła jeden policzek, ściskając go.
Przez łzy wciągnęła powietrze, jego ręka była niemożliwie zimna. Po poruszeniu się wokół krzesła, usiadł przed nią, a niegodziwy laska obok niego. Pocałował łzy z jej twarzy, a potem ją pocałował.
Coś w niej pękło i zaczęła płakać jeszcze bardziej. Przyciągnął ją do ramienia i szyi i potarł ją po plecach. „Przepraszam”, powiedziała. „Ciii.
W porządku. Wybaczam ci.” Trzymał ją tam, trzymając, aż przestała płakać. Raleigh się nudził.
Przetarła zimne ręce osłem Tracie. Potem Tracie poczuła na dnie coś jeszcze zimniejszego - magiczny krem. Raleigh, powoli i delikatnie, wcierała go, pokrywając każdy centymetr swojego biednego tyłka. Jej palce bawiły się pęknięciem, przesuwając się po nim.
Koniuszek palca dokuczał jej dupkowi, pocierając go w kółko. Wygięła się i palec wsunął. Kolejny opuszek palca bawi się jej łechtaczką.
Raleigh powiedział: - Czy wiesz, że twoje soki spływają ci po nodze? Powiedział: „Taka niegrzeczna, brudna dziewczyna”. Znowu pocałował ją w policzki. "Co zamierzam teraz zrobić?" „Zamierzasz… jechać… pieprzyć… ją”. Wciąż dotykając palcami łechtaczki Tracie, Raleigh powiedziała: „Tak, jest. I potrzebuję tego”.
Powiedział: „Powiedz jej imię”. „Raleigh. Masz zamiar pieprzyć Raleigh.” O dziwo, tak jakby chciała to teraz zobaczyć.
Pocałował ją ponownie. „Chodź tutaj” - powiedział do Raleigh. Zachichotała, a potem szybko do niego podeszła. Wstał i rozpiął dżinsy.
Raleigh ściągnęła je z głodnym spojrzeniem w oku. Wciąż miała na sobie biały sweter, ale gdzieś wzdłuż linii porzuciła białe dżinsy. Potem zobaczyła Tracie wpatrującą się w nią i uklękła, by ją pocałować. Nagle jego kogut znalazł się między nimi, na wpół twardy. Popchnął go w usta Tracie.
„Utrudniaj. Utrudniaj ją”. Czując, jak jej twarz robi się czerwona z upokorzenia, otworzyła usta, chcąc go posmakować.
„Tak, dla mnie jego kogut jest bardzo twardy”. Raleigh pomogła, jej palce bawiły się jego piłkami, a drugą drażniły sutki Tracie. Potem Raleigh zdjęła biały sweter, bez stanika i położyła się na dywanie. Jej piersi były duże i dojrzałe na piersi, a jej kremowo-czekoladowa skóra idealna. Widziała, jak Tracie wpatruje się w jej pierś i bawi się obiema sutkami.
"Czy lubisz ich?" zapytała. Tracie mogła tylko kiwnąć głową. Wyciągnął penisa z ust Tracie. Sprawiła, że było bardzo ciężko. Dla Raleigh.
Raleigh szeroko rozłożyła nogi. Uklęknął między tymi szerokimi nogami, a potem podniósł ją rękami pod biodra i przyciągnął ją bliżej Tracie. Położył jej tyłek na udach.
Sięgnęła i położyła głowę jego kutasa na ustach swojej nagiej cipki. Powiedział: „Nie waż się odwrócić wzroku”. Tracie zdała sobie sprawę, że ją tak pieprzy, żeby mogła wszystko zobaczyć. Więc musiała patrzeć. „Proszę” jęknął Raleigh.
Powoli przyciągnął jej uda do siebie. Zdezorientowana, zafascynowana i z kroplami wilgoci spływającymi po jej nogach, Tracie patrzyła, jak głowa jego penisa zniknęła w cipce Raleigha. Raleigh jęknął: „Kurwa tak”.
Podciągnął ją do góry, aż jego kutas był całkowicie w środku, a następnie podciągnął jej ciało, aby były twarzą w twarz. Jedna dojrzała, pełna pierś znajdowała się zaledwie cale od głodnych ust Tracie. Raleigh wyciągnęła rękę i wcisnęła kciuk między usta Tracie.
Podniósł ją, a następnie zsunął z kutasa. Raleigh znów jęknął. „Boże, kocham twojego fiuta”.
Zaśmiał się, a potem zaczął ją pieprzyć szybciej, podnosząc ją w górę i w dół. Z szeroko rozłożonymi nogami zaczęła mu pomagać, podskakując w górę i w dół, coraz szybciej. Wepchnęła dwa palce w usta Tracie.
Tracie ssała je mocno, jej język tańczył do przodu i do tyłu. - Idę - powiedział głośno Raleigh. Pieprzył ją jeszcze szybciej i mocniej. Raleigh krzyknęła, wyciągając palce z ust Tracie, a jej dłoń ściskała twarz Tracie, a potem włosy.
Zepchnął ją na plecy, a jego ciało obejmowało jej ciało, i dalej ją pieprzył. Raleigh stawał się coraz głośniejszy. „Tak, pieprzyć mnie, pieprzyć mnie mocniej.
Pieprz mnie, kochanie.” On zrobił. Uderzenie skóry o skórę wypełniło pokój. Jej biodra pulsują w powietrzu, pomyślała Tracie, z najdelikatniejszym dotykiem, przyjechała jak nigdy wcześniej.
Nawet gdyby mogła zacierać uda, to by wystarczyło. Więcej niż trzeba. Raleigh krzyknęła, zbliżając się ponownie, a jej ciało drżało i drżało pod nim. Zwolnił, ale się nie zatrzymał.
Warknął, a potem wyciągnął ją. Tracie widziała, jak jego kutas lśni jej soki. Chciałem to w jej ustach. Zamiast tego z grubsza przewrócił Raleigh, podciągnął ją na kolana.
Raleigh sięgnęła między jej nogi, po swojego kutasa, i poprowadziła go do środka. Wepchnął ją kilka razy, po czym zepchnął Raleigh z twarzą opartą na dywanie, jej tyłek wysoko w powietrzu. Uderzył ją w tyłek, a następnie złapał ją za biodra i przeleciał. Mocno ją przeleciał. Raleigh mogła tylko krzyczeć na dole każdego pchnięcia, a jej dłonie chwytały i ciągnęły dywan.
Do Tracie jęknęła: „Zbliża się, kochanie. On we mnie wejdzie. A potem mnie polizasz”. Najwyraźniej to wystarczyło.
Raleigh pojawił się znowu, drżąc na niego. Szedł coraz szybciej, skóra przy skórze, cichy jęk wydobywający się z jego ust. „On przyjdzie, kochanie.
Och, kurwa. Czuje się taki duży. Kurwa. Przychodzi we mnie. Chodź, kochanie.
Wejdź we mnie”. I był, jego ciało trzęsło się, gdy mocno przyciskał się do tyłka Raleigha. Przesunęła tyłek do przodu i do tyłu, wydojąc go, i znów zadrżała. Opadł na ziemię, opierając się o gładką, idealną skórę pleców Raleigha.
Pocałował ją w szyję, a potem zsunął. Cipka Tracie w ogniu mogła tylko gapić się na jego penisa, chcąc tego. Raleigh przewrócił się na pół i pocałował go, na wpół śmiejąc się. Spojrzała na Tracie i powiedziała: „Wyglądasz na głodną, kochanie”. Po wstaniu oparła stopę na krześle, opierając kolano na ramieniu Tracie i jedną ręką rozłożyła wargi cipki.
Druga dłoń mocno ścisnęła włosy Tracie i przycisnęła ją mocno do swojej cipki. „Poliż mnie, kochanie. Spraw, żebym przyjechał ponownie.
Czy możesz go posmakować?” Tracie pokiwała głową, że mogła. Jej świat był niczym innym jak zapachem i smakiem jego i jej. Polizała i polizała, jeszcze bardziej wciskając język. Raleigh kciukiem potarła własny łechtaczkę. „Ty niegrzeczna dziewczyno, lubisz to.
Założę się, że znów spływasz po nodze. Zjedz mnie, kochanie. Spraw, żebym przyszedł”.
Raleigh powiedział do niego: - Czy lubisz patrzeć, jak liże mnie? Czy podobało ci się, gdy patrzy, jak się pieprzymy? Czy to cię podnieciło? Nic nie powiedział, ale to sprawiło, że Raleigh włączył się jeszcze bardziej. „Boże, jego kutas czuł się tak dobrze we mnie”. Potem przyszła, jeszcze mocniej przyciskając twarz i podbródek Tracie. „Kurwa, kurwa, kurwa…” Opuściła się na wpół, na wpół upadła na podłogę, a jej ciało opadło na jego ciało. Spojrzała na Tracie, potem usiadła i pocałowała ją.
„Umm, dobrze smakujemy”. Potem położyła się. Po kilku minutach Raleigh drażnił się z kutasem opuszkiem palca.
„Myślałem, że zmusisz ją, żeby cię polizała. Chcę to zobaczyć”. Odsunął jej rękę. "W minutę." Trzymała palce za jego kutasem. „Zabawnie jest drażnić się z nim, gdy jest mało”.
„Dostaniesz lanie.” Raleigh tylko się zaśmiał. Potem spojrzała na Tracie, nikczemną minę. „Wiem, co sprawi, że znów będzie twardy”. Wczołgała się i ponownie pocałowała Tracie. Wyszeptała do ucha, choć wystarczająco głośno, by upewnić się, że usłyszał: „Chcesz polizać moje sutki? Ssać je?” Z lekkim jękiem Tracie pokiwała głową.
Raleigh poruszyła swoim ciałem, aby Tracie mogła pocałować skórę między piersiami. „Chcesz ich, prawda?” "Tak." „Ten pasek będzie cię kosztował dziesięć. Mogłem powiedzieć, że pasek ci się podobał.” Tracie zamarła. Myślała, że kara się skończyła. Nie sądziłem, że jej tyłek może wytrzymać.
„I chciałeś, żebym klapsa cię cały dzień. Nie? Pamiętasz, nie kłamałam”. Tracie szepnęła: „Tak”.
"Dobra dziewczynka." Chryste, pomyślała Tracie, uwielbiam to, kiedy to mówi. Po kolejnym pocałunku Raleigh zniknął. Potem Tracie poczuła, jak pasek ociera się o jej tyłek.
Raleigh użył jej krawędzi, by drażnić się z cipką Tracie. Zamknęła oczy, tak bardzo tego chcąc. I boję się tego. „Jesteś bardzo blisko, niegrzeczna dziewczyno. Evan, mogę sprawić, żeby przyszła?” „Nie.
Zostaje ukarana”. Tracie to wtedy poczuła. Ogarnął ją strach.
Nie wiedziała, jak to zrobić, ale wyczuła, że Raleigh miał mu powiedzieć, że już wcześniej przyjechała po wiosłowaniu. Jaj go, by znów ją klapsował. „Raleigh, proszę”, powiedziała. Raleigh zaśmiała się, a potem uderzyła się w tyłek.
„Ok, moja dziewczyno. Dam ci pasek tak, jak chcesz. Dlaczego go chcesz?” „Więc mogę lizać i ssać twoje cycki”.
Pasek uderzył ją w tyłek. Wrzasnęła, opierając się o pasy, ból wytrysnął z jej dna. Raleigh nie uderzyła tak blisko, jak on, ale pomimo całej kary wciąż rozjaśniał jej świat. Pozostali poszli za nią, nie twardo, ale szybko. Łzy wróciły szybko, jej cipka w ogniu.
Wyprostowała się, chcąc zadowolić Raleigh. Wzięła wiele więcej niż dziesięć. Raleigh dawał jej to, czego potrzebowała, coraz mocniej.
Coś musnęło jej twarz. Ponownie otworzyła oczy na jego penisa. Przetarł ją o twarz, a następnie uniósł i pozwolił jej polizać jaja.
Pęknięcie. Pasek znalazł jej uda. „Kto jest twoim właścicielem?” on zapytał. "Ty robisz." Pęknięcie. Wepchnął swojego kutasa do jej ust.
Otworzyła szeroko, biorąc tyle, ile mogła. „Możesz ją posmakować? Jej cipkę?” Pęknięcie. Skinęła głową.
Pęknięcie. „Czy lubiłeś patrzeć, jak ją pieprzę?” Znów pokiwała głową. „Evan, chodź pieprzyć ją. Zasłużyła na to. I chcę oglądać.” Serce Tracie zamarło.
Całe jej ciało chciało go w sobie. Chciałem go tak bardzo, ale nie miała odwagi mieć nadziei. Wyciągnął penisa z jej ust. Tęskniła za tym.
Szedł za nią. Czuła, jak dłoń Raleigha znajduje jej cipkę, a potem obie jego silne dłonie znajdują jej biodra. Palce Raleigha poprowadziły głowę jego penisa do mokrego otwarcia jej cipki. „Proszę”, krzyknęła Tracie. "Proszę." Nigdy tak bardzo nie pragnęła niczego, a cała jej wołała.
Jego kutas wepchnął się do środka, dzieląc ją. - Pierdol ją mocno - powiedział Raleigh. On zrobił. Jego kogut wysunął się, a potem uderzył z powrotem w nią.
Sapnęła, a jej cipka poczuła dreszcz emocji, a jej ból uderzył w jej tyłek; jej klapsy, wiosła, paski i tyłek z pyska. Raleigh podeszła do krzesła, oparła się na krześle i pozwoliła Tracie spróbować jej cipki. Potem upadła na kolana.
„Zapomniałem, że na to zasłużyłeś, prawda?” Uniosła lewą pierś do ust Tracie i pozwoliła jej polizać i ssać. „Skub to”. Tracie tak zrobiła.
Przez cały czas pieprzył ją, dając jej to, czego potrzebowała. Jak klapsy i pieprzenie w tym samym czasie. Jej niebo „Proszę pana, mogę przyjść?” Raleigh odpowiedział. „Tak, kochanie.
Chodź jego kutas. Spraw, żeby wszystko było mokre. Chcę patrzeć, jak znów to zmywasz.” Potem wepchnęła piersi jeszcze bardziej w usta Tracie.
Przyszła. Jej umysł, ciało i cała jej istota zamieniły się w jedną czerwoną, pulsującą kulę energii. W końcu dostała to, czego chciała, a pragnęła od kilku dni - jej tyłek był pobity i czerwony, jego kogut głęboko w niej. Nie przestał, jego kogut ją wali.
Z ogniem w dupie i cipce nie mogła przestać przychodzić, jeden mały orgazm na drugim, budując i budując. Raleigh opadła na podłogę i opadła na plecy. Uniosła jedną stopę i wepchnęła swój duży palec u nogi w usta Tracie. „Za drugim razem to trochę potrwa. Dobrze się pieprzy.” Potem Raleigh dotknęła palcami jednej ręki, by pocierać sutek - tę, którą ssała Tracie - podczas gdy druga ręka zsuwała się, by bawić się cipką.
Kolejny orgazm przetoczył się przez ciało Tracie. Nie tak intensywny jak pierwszy, ale większy od drugiego, maluchy. Uwielbiała, że była związana i bezradna. Że oboje mogą zrobić z nią, co im się podoba. Że pochylała się nad krzesłem, które zerżnęło go, gdy ssała palec pięknej kobiety.
Przyszła ponownie, myśląc, że oszaleje. Potem jego kogut zniknął, jej cipki brakowało w chwili, gdy wyciągnął. Odepchnął stopę Tracie z drogi, a następnie wepchnął głowę do jej ust.
Spróbowała się na jego penisie, niewiarygodnie śliska z sokami. Był blisko. Ssała, jej język poruszał się w tył i przód po dnie jego penisa.
Wyciągnął rękę, złapał ją za obolałe policzki i zaczął pieprzyć jej usta. Jęknął. Pierwszy zryw, biały jak błyskawica, uderzył ją w gardło. Przełknęła ślinę, gdy on wciąż jebał jej usta.
Znów przełknęła ślinę, wypełniając ją trysk po strumieniu. Ssała i ssała, chcąc tego wszystkiego, zaciskając usta wokół niego. Uwielbiała drżenie jego ciała na tych wargach i dźwięki wydobywające się z jego ust. Z trudem łapiąc powietrze, wyrwał jej usta i opadł na dywan. Raleigh była na wpół pod nim i musiała po prostu przyjść - była na boku, jej ciało wciąż się trzęsło.
Odzyskanie zajęło kilka chwil. W końcu Raleigh udało się wczołgać do Tracie. Pocałowała ją słodko w usta, a potem zaczęła ją rozwiązywać.
Pomogła Tracie wstać, a potem pomogła jej przejść do Evana, a oni upadli razem, wszyscy się dotykali. Raleigh powiedział: „Kurwa, to było intensywne”. Przetoczyła się na bok, tak że ona i Tracie patrzyły na siebie, Raleigh na boku i Tracie na brzuchu. Tracie uśmiechnęła się do niej, przebiegł przez nią kolejny nikczemny impuls.
„Jestem pewien, że wciąż musi cię lać.” „Zły diabeł”, powiedział Raleigh. Wyciągnęła rękę, by uderzyć Tracie w tyłek. Znacznie później, późną nocą i grożącym świtem, Tracie się obudziła.
W jego łóżku. Jego ciało leżało rozciągnięte obok niej, prześcieradła bałagan, jego lekkie chrapanie pocieszało w ciemności. Raleigh spała po jego drugiej stronie, jej słodki tyłek przy boku. Tracie zamknęła oczy, próbując rozkoszować się chwilą.
Nigdy nie była tak spokojna. Tak zadowolony. Tak kochana, uświadomiła sobie.
To ją przeraziło, a część jej uważała to za dziwne i strasznie złe - że musiała być własnością i ukarana, żeby tak się czuła. Ale te myśli wydawały się głupie, przytłoczone jej ogromnym poczuciem spokoju. Próbowała zasnąć, ale po dziesięciu lub piętnastu minutach zrezygnowała z tego i zastanawiała się, co powinna zrobić. Mogła oglądać telewizję.
To może go obudzić. Wtedy mógłby ją klapsa za obudzenie go. Pocierała się o miękkie, miękkie prześcieradła, zastanawiając się, co by zrobił, gdyby obudził się w środku jej zabawy ze sobą. Opuściła rękę, by poczuć paski na dupie.
Boże, jak mam usiąść jutro? Po tym, jak bardzo powoli odsunęła prześcieradło, zsunęła się i wzięła go do ust. Czuła na sobie smak zarówno siebie, jak i Raleigha. Lubiła to. Bardzo delikatnie wciągnęła jego penisa, a potem zawirowała językiem nad głową. Uwielbiając miękkość jego skóry, posadziła w górę i w dół małe pocałunki.
Usłyszała, jak narzeka, a potem poczuła, jak jego kogut reaguje. Wciągnęła go z powrotem do ust, chcąc poczuć, jak się twardnieje. Jej język zmusił go do twardego uderzenia, a ona była zaskoczona różnicą wielkości między miękkim a twardym. Powoli pocałowała się z powrotem w jego ciało, pozwalając, by jej wargi cipki przesuwały się po jego nodze.
Unikała patrzenia mu w oczy, kiedy całowała jego usta, a potem całą jego twarz, szyję, a nawet uszy, gdy jej cipka droczyła się z jego kutasem. Mając dość tego, jego dłonie otoczyły jej talię. Jednym pchnięciem jego kogut całkowicie ją zaatakował, wypełniając ją.
Otworzyła oczy i zobaczyła jego wpatrzone w siebie plecy. Rękami przeleciał ją, popychając jej biodra do przodu i do tyłu. Przesuwała palcami po jego włosach, uwielbiając ich dotyk, jej oczy nigdy nie opuszczały jego.
W końcu, intensywność tego wszystkiego zbyt mocno, zamknęła oczy i przycisnęła ciało do siebie. „Przepraszam,” wyszeptała mu do ucha. Łzy spływały jej po twarzy. „Wiem,” wyszeptał, jego głos był miły. „Wiem.
Teraz wszystko jest w porządku.” Płynęły kolejne łzy, gdy jej serce groziło pęknięciem z emocji, których nie potrafiła nazwać i których nie rozumiała. Zaczęła pchać biodra coraz szybciej. Chciała, żeby ten moment się nigdy nie skończył, ale nie mogła kontrolować szalonego pragnienia swojej cipki.
Ta myśl wypełniła jej głowę. Znając niebezpieczeństwo, strach przed nim niemal przytłaczający, chciała uciec daleko i ukryć się. A jednak miała wrażenie, że umrze, jeśli tego nie powie.
Wyszeptała: „Kocham cię”….
Interesowałem się laniem, ale nigdy nie wyobrażałem sobie, jak się to poczuje.…
🕑 4 minuty Lanie Historie 👁 3,435Sprzątałam dom, zajęta odkurzaniem w skąpym stroju pokojówki, w pończochach i czarnych szpilkach, nie miałam na sobie bielizny, więc jak się pochylałam, odkurzając centrum rozrywki, widać…
kontyntynuj Lanie historia seksuByliśmy w filmie i nie mogłem przestać mówić, jak kiepski był film i po filmie.…
🕑 6 minuty Lanie Historie 👁 2,657Podeszłam do niego ubrana w białą mini spódniczkę z koronkową różową koszulą, z włosami upiętymi w kucyk, miałam na sobie ulubioną parę butów, szliśmy na zakupy i chciałam ładnie i…
kontyntynuj Lanie historia seksuCassie ma pełną rękę, ale...…
🕑 11 minuty Lanie Historie 👁 2,469W dolinie. (romantyczny, klapsy). Cassie odskoczyła i krzyknęła. – Tak! Nick, wystraszyłeś mnie jak diabli. Dlaczego się skradasz? zapytała. – Nie skradam się. Ja się nie skradam –…
kontyntynuj Lanie historia seksu