Sen Chelsy

★★★★★ (< 5)

Chelsie znajduje niesamowite podobieństwo między swoim snem a wydarzeniami sprzed dwóch wieków…

🕑 29 minuty minuty Historyczny Historie

"Au!" powiedział Chelsie. "Przestań!" Spojrzała za siebie. Nic.

Obejrzała się przez drugie ramię. Długi, ciemny korytarz był pusty. W ponurym starym domu nic się nie poruszało. Ale ktoś – lub coś – zdecydowanie dotknął jej tyłu.

Zaniepokojona pobiegła do swojego pokoju i zamknęła drzwi. Ku swojej frustracji zauważyła, że ​​chociaż była duża, ziejąca dziurka od klucza, nie było widać klucza. Słyszała, że ​​w dziewiętnastym i dwudziestym wieku damy czasami wieszały majtki na klamce drzwi sypialni, żeby zakryć dziurkę od klucza i zapobiec szpiegowaniu.

Chelsie wybrała więc odpowiednią bieliznę na następny dzień i udrapowała ją na rączce. Potem pospiesznie rozebrała się, włożyła koszulę nocną i wskoczyła do łóżka. Normalnie zdjęłaby majtki, ale biorąc pod uwagę niepokojące doświadczenie, które właśnie przeżyła, postanowiła je zostawić. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

Chelsie drgnęła i zanim zdążyła zawołać, drzwi się otworzyły i weszła pani Jenkins. Pani Jenkins była gospodynią. Ciepła, pulchna, macierzyńska dama po trzydziestce była przeciwieństwem ponurej, nieco złowrogiej atmosfery, którą zdawała się emanować reszta establishmentu. „Przyniosłam ci nocnik” – zawołała radośnie – „na wypadek, gdybyś chciał wydać grosza w nocy. Wszyscy tutaj z nich korzystamy, zawsze trzeba iść tak daleko, żeby znaleźć toaletę”.

Chelsie zauważyła, że ​​choć miała łazienkę, to rzeczywiście brakowało toalety. – Och, um, dziękuję! Wymamrotała. Pani Jenkins odłożyła artykuł obok łóżka i z radosnym „Dobranoc!” ona przepadła.

W nocy Chelsie została zaatakowana przez kochanków. Porywali ją jeden po drugim, ich członki nabrzmiewały pożądaniem. Ostatnim był król. Wielokrotnie to wykorzystywał, ledwie mięknąc między wytryskami.

Chelsie obudziła się wcześnie, czując się wyczerpana. Leżała sennie pod kołdrą, niejasno zastanawiając się, dlaczego jej majtki sięgały do ​​kostek, a koszula nocna była podciągnięta wokół talii. Wsunęła rękę w miejsce, gdzie powinny być jej majtki.

Od czasu do czasu miała sny erotyczne, ale tej nocy przewyższyły je wszystkie. "Jestem cały mokry." Dlaczego tak się czuła? Sięgnęła po chusteczkę, po czym po namyśle wsunęła palce głębiej w siebie. Spazmy rozkoszy przeszyły jej pośladki i brzuch, gdy znalazła rytm, a wilgoć wzrosła, maleńki strumyczek wytrysnął między jej palcami, spływając po jej pupie na prześcieradło.

Jej oddech stał się nierówny, przerywany sporadycznymi sapnięciami. Była bliska orgazmu, teraz zaczęła dyszeć, zaciskając mocno powieki. Jak ona mogła być taka, zastanawiała się? Poprzedniej nocy jej chłopak kochał się z nią raz za razem, wiedząc, że zostanie pozbawiony jej towarzystwa na sześć tygodni. Liczyła jego orgazmy - pięć razy miał orgazm, pierwsze dwa lub trzy razy napełniał ją obfitymi ilościami swojej spermy, oznaczając ją jako swoją własność, ostatni boleśnie suchy, bolała ją też cipka i zadowolona po tym, jak straciła rachubę własnych orgazmów. Była prawie czwarta, kiedy zapadła w głęboki sen… Rozległo się pukanie do drzwi.

Chelsie ledwie zdążyła się pozbierać, gdy obok niej stanęła niepohamowana pani Jenkins. „Dzień dobry kochanie, jak się masz w ten piękny poranek? Dobrze spałeś? I zrobiłeś siusiu?” - Um, tak - odparła Chelsie, czerwieniąc się. — Och, to dobrze — powiedziała pani Jenkins. „Wyślę Mariettę po nocnik”.

Odwróciła się i Chelsie usłyszała, jak jej kroki odbijają się szybkim echem w korytarzu. Zdążyła tylko dobrze założyć majtki (mając nadzieję, że mała mokra plama na prześcieradle nie będzie widoczna), zanim dało się usłyszeć cichsze kroki, po których nastąpiło delikatniejsze pukanie do na wpół otwartych drzwi. Marietta zajrzała do środka, po czym weszła nieśmiało.

Marietta była jedną z pokojówek, drobną, ciemnowłosą dziewczyną przypominającą chochlika, około dwa lata starszą od Chelsie, miała dwadzieścia, może dwadzieścia jeden lat. Kiedy powiedziała „dzień dobry”, jej cichy głos brzmiał jak wschodnioeuropejski. Marietta przyniosła nocnik i postawiła go na korytarzu.

Potem wróciła i znów rozmawiała z Chelsie. – Proszę przygotować dla pani kąpiel, panienko? Chelsie było zawstydzone. Znowu się nakarmiła.

„Um, wszystko w porządku, dziękuję, na pewno sobie poradzę…” „Och, ale pani Jenkins, ona chce, żebym się tobą zaopiekował, panienko, pomógł ci się wykąpać”. Chelsie nie wiedziała, co robić. Być może tak właśnie robiono w tych dużych, starych domach.

Nie mogła zdenerwować gospodarzy. Zdecydowała się złożyć. - Ach, dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony, to znaczy nie chcę sprawiać kłopotów… Marietta była już w łazience.

Oczywiście nie było prysznica, ale wanna była ogromna i dziwnie ukształtowana, z wystającym żebrem lub półką. Marietta zaczęła puszczać wodę. Chelsie wstała z łóżka i stanęła w sypialni, czekając, aż Marietta skończy i ją zostawi. Ale Marietta nie miała zamiaru wyjeżdżać. "Proszę, pozwól mi pomóc ci z koszulą nocną," powiedziała Marietta.

Teraz Chelsie była wyraźnie zaniepokojona. „Nie, wszystko w porządku, jestem w stanie rozebrać się i wziąć kąpiel!” – wyjąkała, ale Marietta była zdeterminowana. „Och, ale pani Jenkins, każe mi się tobą opiekować, wpadam w kłopoty”.

Spojrzała błagalnie na Chelsie. Chelsie zawahała się, a sekundę później jej koszula nocna leżała złożona na łóżku. "Ach, masz majtki, proszę zdjąć, potem mamy kąpiel." Przynajmniej zostawia to mnie, żebym je zdjęła, pomyślała Chelsie, bełkocząc wściekle, ściągając wilgotne ubranie i rzucając je na łóżko.

Pomyślała, że ​​po raz pierwszy była naga przed inną dziewczyną od roku, kiedy Marietta patrzyła z aprobatą, jak Chelsie wchodzi do łazienki. Wanna była pełna spienionej wody i Chelsie się w niej zanurzyła. Było dobrze, trochę cieplej, niż by sobie życzyła, ale nie widziała powodu do narzekań.

Mimo to Marietta nie chciała jej opuścić. Usiadła na brzegu wanny i małą gąbką delikatnie umyła twarz Chelsie, po czym równie delikatnie ją osuszyła. „Szczerze mówiąc, Marietta, jestem naprawdę pewna, że ​​mogę się wykąpać” – wykrzyknęła Chelsie, ale bezskutecznie. Większą gąbką Marietta namydliła ramiona, ramiona i szyję Chelsie. Używając gąbki, drugą ręką delikatnie trzymała Chelsie.

Jej dotyk był lekki i czuły. Mrowienie przebiegło przez klatkę piersiową i brzuch Chelise. Łagodzenie Chelsie do bardziej pionowej pozycji Marietta przeniosła się do jej piersi.

Nie szła na żadne ustępstwa na rzecz prywatnego, intymnego charakteru tej części ciała Chelsie, jej palce nadal pieściły, podczas gdy ona gąbkowała. Następnie skinęła na Chelsie, aby usiadła na platformie lub półce, którą zauważyła wcześniej. Chelsie początkowo siedziała ze złączonymi nogami, ale Marietta wskazała, że ​​musi usiąść na niej okrakiem, i podnosząc kolejno każdą nogę, umyła nogi i stopy Chelsie. Z powodów, których nie mogła zrozumieć, Chelsie znów poczuła, jak jej podniecenie zaczyna narastać; w końcu zaledwie kilka minut wcześniej była bliska orgazmu i niewiele potrzeba, by powróciła do stanu wysokiej stymulacji. Nie chciała już dłużej się opierać – w rzeczywistości była daleka od tego.

Z westchnieniem położyła się, podczas gdy Marietta myła brzuch do około cala nad cipką. Palce lewej ręki Marietty zwinęły się i zacisnęły wokół krawędzi małej, niedawno wywoskowanej szczeliny… i Chelsie ponownie westchnęła, tym razem głośniej, niemal nagląco. Miło było się kąpać.

Wtedy Marietta kazała jej się przewrócić. Najpierw umyła plecy Chelsie, a potem pupę. Naciskała i pocierała mocniej i głębiej. Chelsie jęknęła i miała nadzieję, że Marietta nie zauważy dodatkowej wilgoci na ceramicznej platformie.

Wtedy Marietta zwróciła swoją uwagę, a Chelsie wiedziała, że ​​musi, na tę część siebie, która teraz woła o uwagę. Pobieżne nałożenie gąbki zostało szybko zastąpione miękkimi, małymi paluszkami Marietty, sondowaniem, pocieraniem… Mimowolny spazm przyjemności sprawił, że Chelsie lekko się uniosła. Palce Marietty wsunęły się mocniej, w rytmie, którego nie można było zaprzeczyć. Wsunęła drugie ramię pod Chelsie i przytuliła ją, dotykając policzkiem Chelsie.

Chelsie westchnęła głośno. „Och, Marietta, nie, nie, proszę, Marietta, nie… Och! Marietta, proszę, nie, o nie… OHH!” Oparła swoją cipkę tak mocno, jak tylko mogła, o dłoń Marietty. Och, dlaczego ona taka była, dlaczego? „Panienko, wiem, że potrzebujesz…” Głos Marietty był miękkim mruczeniem w uchu Chelsie. „Wszystkie panie potrzebują… Upewnię się, że nie będziesz potrzebować przez chwilę… Nie walczysz… to po prostu naturalne, dla wszystkich młodych dam. I Chelsie potrzebowała.

Potrzebowała drżącego orgazmu, który nastąpił kilka minut później. Potrzebowała ciepłego zadowolenia, które po tym nastąpiło. Marietta trzymała ją blisko, gdy spazmy w jej pośladkach i brzuchu opadł. Potem pozwoliła Chelsie z wdzięcznością zanurzyć się w ciepłej, mydlanej wodzie.

„Och, Marietto”, westchnęła żałośnie Chelsie, „Pomóż mi teraz, proszę”. Marietta delikatnie wyjęła ją z wody i owinęła ogromną, wokół niej podgrzewany ręcznik. Wyczerpana orgazmem Chelsie była prawie martwa w jej ramionach, kiedy wycierała ją ręcznikiem i prowadziła do łóżka. Chelsie westchnęła z wdzięcznością, gdy Marietta położyła ją na ręczniku. Pocałowała na wpół zamknięte oczy Chelsie, potem krótko jej usta i lewe ramię.

Podniosła lewą nogę Chelsie i potarła nosem wewnętrzną część jej uda. Jej pracowity, mały język śmigał wokół i między spuchniętymi od pożądania ustami Chelsie. Chelsie zadrżała i jęknęła, i mocno przycisnęła do siebie głowę Marietty. Wyczuwając orgazm był bliski spazmom w pupie Chelsie Marietta zmieniała rytm, drażniąc się i dręcząc.

„Och, Marietto”, jęknęła Chelsie, „proszę, nie przestawaj, och, proszę!” Z chichotem Marietta dała jej ulgę, której pragnęła. Następnie składała pocałunek po pocałunku na twarzy Chelsie, brzuchu, piersiach i cipce. Ostatnim, długotrwałym pocałunkiem wycofała się bez słowa, a Chelsie wiedziała, że ​​musi w końcu się ubrać i stawić czoła światu. Starsza pani, którą Chelsie znała jako swoją cioteczną babkę, ale która w rzeczywistości była raczej daleką kuzynką, była powodem jej wizyty w dużym, starym domu. Niedawno owdowiała starsza pani planowała wizytę w USA.

Potrzebowała zdolnego młodego towarzysza podróży, z opłaconymi wszystkimi wydatkami, a jej syn Gerard oświadczył się Chelsie. Chelsie, która właśnie opuściła szkołę uzbrojona w trzy matury w klasie A i miejsce na uniwersytecie na jesień, początkowo była pełna obaw, a jej chłopak stanowczo sprzeciwiał się temu planowi. Jednak jej rodzice byli zadowoleni i pochlebiali, że zamożna gałąź rodziny zdecydowała się przyznać jej ten zaszczyt i nie pozwolili jej odmówić.

Pomysł powoli dojrzewał w Chelsie – a teraz, kilka miesięcy później, oto ona. Później tego ranka, wyczerpana nieprzespaną nocą i następującymi po niej wydarzeniami, Chelsie siedziała znudzona i zdenerwowana w dość okazałej bibliotece. Apatycznie przeglądała niektóre z nudnych, zakurzonych starych tomów. Wtedy jeden zwrócił jej uwagę.

Nosił tytuł Wstyd i występek minionych czasów. Wewnątrz znajdowały się ilustrowane erotyczne wiersze i opowieści, wszystkie opatrzone ciężkimi, udawanymi moralizatorskimi komentarzami, a wszystkie skupiały się na Delaroche Court. Guiltily Chelsie zeskanowała pierwszą z serii litografii zatytułowanych Niewierny Lord i Zmienna Dziewica. Przedstawiał omawianą dziewkę siedzącą na kolanach lorda, w sukni bezmyślnie rozpiętej, a górną połowę jej ciała prawie nagą.

W drugiej bryczesy pana były rozpięte i można było zobaczyć dziewkę pieszczącą wystający spuchnięty członek, podczas gdy kolejne ilustracje przedstawiały ich nagich i oddających się współżyciu w różnych pozycjach. Towarzyszący tekst brzmiał: „Z każdą słodką chwilą radości kończy się namiętność? Ale nie, jak feniks, odradza się, ale jego honor umiera, a jej reputacja już nie istnieje”. Nagle Chelsie wzdrygnęła się. Natknęła się na kolejne serie rycin, te z tytułem Zabawiane przez bezwstydną cipkę. Pokazali scenę po obiedzie w wielkim domu, być może w samym Delaroche Court.

Panie najwyraźniej się wycofały, a panowie ubrani w modę z końca XVIII lub początku XIX wieku obserwują dziewczynę tańczącą na stole obiadowym. Szczupła, z małymi spiczastymi piersiami, wygląda na nastolatkę. Na kilku pierwszych obrazach jest udrapowana w dwa lub trzy kawałki cienkiego materiału, ale w miarę postępu sekwencji są one odrzucane, aż w końcu bawi się w radosnej nagości, ku wyraźnemu uznaniu jej publiczności, z których kilku jest widzianych z przednie klapy bryczesów rozpięte, członki napięte w górę. Na ostatnim zdjęciu jej oczy są zamknięte w pozornej błogości, a z różowego pączka róży, ledwie ukrytego za kilkoma kosmykami włosów, wypływa łukiem złoty strumień między jej nogami. Dżentelmen rzuca się do przodu, by złapać małą fontannę w kuflu piwa; za nim inny mężczyzna, podniecony do granic wytrzymałości, wytryskuje bezradnie na koszulę i spodnie… Ale to nie treść lubieżnych przedstawień zszokowała Chelsie.

Z przerażeniem wpatrywała się w twarz tancerki. Na każdym zdjęciu była jak plujący obraz Chelsie, a może Chelsie dwa lub ciebie lata wcześniej, zanim szalejące hormony, wygodne życie i częsty seks nadały jej udom, pośladkom i piersiom lekko pulchne kobiece krągłości. "Aha!" Chelsie drgnęła z poczuciem winy. - Widzę, że odkrywasz nasze grzeszne sekrety! Do pokoju wszedł jej kuzyn Gerard.

Mimo pochłonięcia Chelsie go nie zauważyła. Pośpiesznie zamknęła książkę. „Eee, um, byłem? To znaczy… eee… Po prostu wybrałem to na chybił trafił. Nie mogę uwierzyć, że ludzie byli tacy w dawnych czasach”.

Roześmiała się z poczuciem winy. „Tak naprawdę to nie czytałem, dość obrzydliwe, po prostu przypadkiem na to spojrzałem. Czy to naprawdę jest tutaj?” – Och, nie martw się – powiedział Gerard beztrosko. – Spędziłem nad tym wiele szczęśliwych godzin.

Tak, został skompilowany przez jednego z moich przodków na początku dziewiętnastego wieku. wszystko miało być prawdą, ale założę się, że wiele z tego jest zmyślone, chociaż my, pomniejsi arystokraci, jesteśmy brudną bandą. Roześmiał się serdecznie. „W każdym razie”, powiedział, „jak ci idzie? Myślę, że trochę nudno dla ciebie, ale nieważne, jutro odlatujesz”.

Chelsie, nieco ochłonięta, odłożyła książkę. Poczuła się trochę swobodniej. Gerard podniósł książkę i odłożył ją na półkę. „Lepiej to odłóż” – powiedział – „nie chcę, żeby ta mała dziwka Marietta to znalazła, będzie w beznadziejnym oszołomieniu przez resztę dnia.

Poznałeś ją? Randy jak króliczek!” Zakaszlał lekko. – Przynajmniej tak słyszałem. Ale pani J.

ma o niej wielkie mniemanie, więc nie wolno jej nic mówić, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. W każdym razie, czy chciałbyś, żebym oprowadził cię po domu i posiadłości? powiedz „czy mogę ci pokazać moje akwaforty?” ale oczywiście już je widziałeś!” Roześmiał się szczerze z powodu swojego hałaśliwego dowcipu i nawet Chelsie, mimo że czuła się bardzo zdenerwowana, zdołała zachichotać bez przekonania, chociaż nie miała najmniejszego pojęcia, o czym on mówi. Reszta dnia minęła dość przyjemnie. Gerard, którego Chelsie prawie nigdy nie spotkała, okazał się sympatycznym towarzyszem, posiadającym wyczerpującą wiedzę o domu i jego historii. Kolacja była wspaniała, nabożeństwu przewodniczyła pani Jenkins.

Marietta, teraz w stroju kelnerki, kręciła się w tle wraz z inną pokojówką, rzucając od czasu do czasu czułe, ale ukradkowe spojrzenia zarówno w stronę Chelsie, jak i Gerarda. Po kolacji, tak szybko, jak tylko mogła, Chelsie przeprosiła. Czuła się wyczerpana, choć trudno było zrozumieć, dlaczego. Niepokojące uczucie nagłej potrzeby w jej brzuchu i pośladkach również powróciło i chciała być sama.

W swoim pokoju rozebrała się, wzięła koszulę nocną i rzuciła ją z powrotem na krzesło. Z westchnieniem opadła naga na miękkie puchowe łóżko. Wielokrotna i długotrwała masturbacja ukoiła bóle, a po drugim orgazmie zapadła w głęboki sen. Pół godziny później obudziła ją Marietta, która przyniosła nocnik.

Zgodnie z tym, co Chelsie uznała teraz za normalną praktykę w Delaroche House, Marietta cicho zapukała i bez czekania wślizgnęła się do środka. Prawdę mówiąc, nie miało to większego znaczenia – Chelsie zapomniała powiesić majtki nad dziurką od klucza, przez co miał wspaniały widok na jej leżące ciało., iw rzeczywistości służąca spędziła kilka sekund na podglądaniu jej, zanim zapukała. Chelsie usiadła zaspana.

– Och, Marietta, nie mam nic na sobie. „Ach! Panienko, tak mi przykro, chyba cię budzę, jesteś taka zmęczona! Pozwól, że pomogę ci z koszulą nocną”. Chelsie była zbyt zmęczona i oszołomiona, by się kłócić. Jak dziecko uniosła ramiona, by Marietta założyła jej szatę na głowę, i powoli zsuwała ją, aż zakryła jej ciało. Marietta podniosła z podłogi porzucone majtki Chelsie.

– Nosisz majtki do koszuli nocnej, prawda? Chelsie zawahała się, a potem potrząsnęła głową. Marieta uśmiechnęła się słodko. „Ach, panienko, oczywiście lubisz być wygodna.

Rozumiem. Umyję to. Teraz czeszę twoje włosy”.

Chelsie próbowała zaprotestować, ale na polecenie Marietty usiadła na stołku przed toaletką z wysokim, staroświeckim lustrem. Marietta cierpliwie iz miłością uczesała swoje długie włosy, po czym zaprowadziła Chelsie z powrotem do łóżka. – Czy mogę jeszcze coś dla ciebie zrobić, panienko? – zapytała z lekko błagalnym spojrzeniem w oczach. Chelsie potrząsnęła głową.

– Nie, dziękuję – powiedziała stanowczo. „Więc widzimy się z samego rana” – odpowiedziała Marietta. „Do twojej kąpieli”. Rzuciła Chelsie znaczące spojrzenie, a potem zniknęła.

Tej nocy Chelsie znowu śniła. Była boso, stała na dużym, podłużnym stole. Wokół niej leżały resztki obfitego posiłku, chociaż przestrzeń o powierzchni kilku stóp kwadratowych wydawała się celowo oczyszczona. Z jakiegoś powodu na stole obok niej stało małe krzesło. Chelsie była świadoma, że ​​ma na sobie bardzo mało.

Z pewnością jej bielizna była całkowicie nieobecna. Kawałek półprzeźroczystego, przypominającego tiul materiału, zręcznie owinięty wokół jej ramion, zwisał cienką kaskadą na piersi; większy kawałek podobnego materiału był przymocowany wokół talii małą broszką, przyciętą tak, by wyglądała na postrzępioną, tak że dwie lub trzy fałdy zwisały jej poniżej kolan, chociaż w innych miejscach miała nie więcej niż kilka cali długości. W lewej ręce Chelsie trzymała pastuszkę. Rozglądając się wokół, Chelsie dostrzegła w dość słabo oświetlonym pokoju gości obiadowych. Wszyscy byli mężczyznami i ubrani zgodnie z modą końca XVIII wieku.

Nagle zrobiło się małe zamieszanie: w drzwiach pojawiła się Marietta w mafijnej czapce i obszernej, ale głęboko wyciętej sukience pokojówki, odsłaniającej spory biust. Niosła dużą pustą miskę, którą pochyliła i postawiła blisko stóp Chelsie. Kiedy pochyliła się do przodu, widok jej klatki piersiowej wywołał pomruki uznania wśród gości, a uznanie, które zmieniło się w aplauz, gdy mówiła. „Błagam o wybaczenie, panienko, a moja pani przekazuje komplementy wraz z tą umywalką i prosi, abyś zrobiła wszystko, co w twojej mocy, aby uniknąć uszkodzenia jej bielizny lub dywaników”. Marietta mówiła nie ze swoim zwyczajowym środkowoeuropejskim akcentem, ale głębokim, rustykalnym tonem, jaki Chelsie słyszała wcześniej tylko w starych filmach.

Przybierając nieco nadęty wyraz twarzy, zupełnie inny niż sarni wygląd, do którego przywykła Chelsie, Marietta wycofała się. Potem odezwał się inny głos. „Panowie, proszę o uwagę!” To był Gerard. Jego strój i postawa były wspaniałe, ale nie ostentacyjne.

Wrzawa ucichła. „Panowie, pozwólcie, że przedstawię wam pannę Daisy March, która zaprezentuje nam jeden ze swoich najbardziej poruszających obrazów. Jej wdzięk i kunszt nie mają sobie równych. pasterka, której adorator poszedł za żołnierza, by chwycić za broń przeciwko przeklętym Francuzom.

Po sali rozległ się pomruk uznania, najwyraźniej wywołany w równym stopniu perspektywą mającego się odbyć występu, jak i myślą o stoczeniu bitwy z Francuzami. Gerard zakończył swoje wprowadzenie. „Panowie, oddaję pannę March i ufam, że okażecie wdzięczność w pełnej mierze!” Chelsie – panna March – wiedziała, co ma robić. I poczuła się pewna siebie i potężna, gdy ze spuszczonymi oczami i smutnym wyrazem twarzy zaczęła poruszać ramionami, najpierw ledwo zauważalnie, a potem trochę wyraźniej.

Wydała z siebie ledwo słyszalny szloch i przyłożyła wolną rękę do czoła. Jej publiczność westchnęła ze współczuciem. Chelsie – panna March – trzymała je w dłoni. „Tableau”, teraz bardziej oczywisty taniec, trwało dalej. Panna March zaczęła poruszać biodrami, znowu tylko nieznacznie, a potem wyraźniej.

Pozwoliła, by jeden róg szaty zsunął się jej z ramienia, zanim włożyła ją z powrotem, z wszelkimi pozorami dziewiczego przyzwoitości. Mężczyźni warczeli i szeptali z mieszaną aprobatą i rozczarowaniem. Panna March odwróciła się i ze zwieszoną głową znów zaszlochała, tym razem głośniej. Jej ciało zadrżało z emocji, powodując, że dolna część jej kostiumu zsunęła się i na ulotną chwilę odsłoniła część jej nagich pup. Znowu pomruk aprobaty, tym razem głośniejszy.

Podniecenie rosło. Panna March znów pozwoliła kostiumowi zsunąć się z ramienia, ale tym razem go nie założyła. Powoli pozwoliła mu zsunąć się tak, że odsłoniła się część jej piersi.

Wreszcie, bez artyzmu, pozwoliła publiczności zobaczyć całą swoją pierś. Wywołało to oklaski i podekscytowany aplauz. Panna March zdawała się tego nie zauważać. Wiła się teraz i wirowała w męce utraconej miłości i seksualnej tęsknoty. Cała górna część kostiumu poddała się nierównej walce i zsunęła się wokół talii.

Odpięła ją i odrzuciła na bok. Większość mężczyzn już wstała, wiwatując i krzycząc. Chelsie zauważyła z aprobatą, że z przodu ich ciasnych bryczesów pojawiły się wypukłości. Panna March przycisnęła kufer pasterski do nagiego biustu, po czym wbiła go w fałdy materiału między udami.

Z zagięciem mocno w miejscu, kołysała się w przód iw tył, płacząc (jak się wydawało) bezradnie. Zaczęła wirować szybciej, jej szloch przechodził w sapanie, gdy poddała się pożądaniu. Potem, dysząc z pożądania i tęsknoty, doszła do chwili ekstazy, po czym opadła na fotel z ekstrawaganckimi westchnieniami wyczerpanej ulgi.

Jej lekko rozchylone nogi umiejętnie eksponowały małą mokrą plamę z przodu jej kostiumu. Opowiedział historię, której żadne słowa nie były w stanie wyrazić, a niektórzy na widowni byli wzruszeni niemal do łez. Złodziej Chelsie z brzękiem upadł na stół, aw rzędzie najbliżej niej bardzo młody mężczyzna, nie starszy niż osiemnaście czy dziewiętnaście lat, nie mógł już dłużej powstrzymywać swoich uczuć.

Z rozpaczliwym jękiem również opadł na krzesło, beznadziejnie próbując ukryć znacznie większą mokrą plamę, która nagle pojawiła się na przodzie jego bryczesów. Po sali rozległy się współczujące pomruki i oklaski. Mężczyźni cieszyli się szczęściem biednej, zakochanej pasterki, cieszyli się, że przynajmniej w pewnym stopniu uwolniła się od nieznośnej, ale nazbyt naturalnej samotności i tęsknoty. Ale jej ulga najwyraźniej nie trwała długo, bo w ciągu kilku sekund wróciła do tańca, ocierając łzę z oka fałdą sukienki i dając widzom przelotny widok kremowobiałego ciała jej uda i biodra.

Jakimś cudem jej kostium zsunął się niżej, tak że teraz widać było cały brzuch. Z westchnieniami sugerującymi głębokie wzruszenie panna March jedną ręką pieściła swoje piersi, drugą bawiła się broszką, która utrzymywała na miejscu resztki jej zwiewnego kostiumu. Mężczyźni ryknęli z sfrustrowanej radości. Śniąca Chelsie była teraz w swoim żywiole, gdy występ panny March osiągnął nowy poziom bezmyślnej uwodzicielskości.

Przeciągała tę część tańca tak długo, jak tylko mogła, pozwalając mężczyznom coraz częściej spoglądać na jej uda i od czasu do czasu na różowo-różowy tyłek, ale ostatnie resztki jej stroju pozostały na swoim miejscu. Ale w końcu tableau musiało osiągnąć punkt kulminacyjny. Panna March odwróciła się i nieśmiało rzuciwszy okiem przez ramię, odpięła broszkę. Przez minutę lub dwie trzymała kostium palcami.

Mężczyźni ryczeli coraz głośniej. Śniący Chelsie zauważył, że nawet młody człowiek, który miał wypadek, znów wstał, klaszcząc radośnie, a przód jego bryczesów znów pękał. Cienki materiał spadł na podłogę.

Pasterka była naga… może tak jak wtedy, gdy żegnała się ze swoją prawdziwą miłością. Dwóch lub trzech mężczyzn, nie mogąc znieść ciasnych bryczesów, rozpięło przednie klapy, a ich członki sterczały, zdradzając pożądanie tak silne, jak u najbardziej namiętnej porzuconej pasterki. W słodkich, niebieskich oczach panny March błysnęło uznanie dla widocznego zadowolenia widzów z jej kunsztu, a marzycielska Chelsie została zachęcona do jeszcze większych wysiłków, by ich zadowolić. Ze strategicznie rozmieszczonymi rękami panna March odwróciła się twarzą do publiczności. Chelsie zastanawiała się, jak zareagują, gdy w końcu zobaczą kosztownie wydepilowaną dolną część brzucha.

Uwodzicielsko i powoli panna March uniosła ręce do twarzy. Z zamkniętymi oczami wydała westchnienie, które niemal zagłuszyły najgłośniejsze wiwaty tego wieczoru. Zaczęła się wić i wirować tak prowokacyjnie, jak tylko mogła, pozwalając teraz mężczyznom jak najlepiej zobaczyć wszystkie jej wdzięki.

Ich uznanie było widoczne. Zaczęła się pieścić. Jej oddech stał się nierówny, przerywany sapnięciami.

Coś spryskało jej stopę, wyraźnie widać było kropelki. Kątem oka panna March dostrzegła mężczyznę w mundurze oficera kawalerii, którego członek był odsłonięty i drgał w niekontrolowany sposób. Odwróciła się, pieszcząc się na jego oczach.

Podobnie jak jego młodzieńczy towarzysz kilka minut wcześniej, nie mógł już nad sobą panować. Jego nasienie trysnęło serią potężnych wytrysków, podczas gdy panna March udawała, że ​​odwraca wzrok. Gdyby kulminacyjne zakończenie pierwszej części jej występu było umiejętnym zagraniem, emocjonalny finał byłby nieudawany.

Dysząc z nieskrywaną tęsknotą, panna March usiadła okrakiem na oparciu krzesła, po czym usiadła na nim z rozchylonymi i wyciągniętymi nogami. Na początku leniwie, ale z rosnącą energią, pocierała, pieściła i głaskała, od czasu do czasu wydając niepohamowane piski rozkoszy, gdy zaczęły narastać błogie skurcze. Przed nią korpulentny dżentelmen, pięćdziesięcioletni, jeśli miał jeden dzień, patrzył i słuchał jak sparaliżowany, a łzy spływały mu po twarzy. Podobnie jak dwóch czy trzech innych gości, jego przednia klapa była otwarta, a nabrzmiały członek stał wyprostowany, drgając spazmatycznie.

Wtedy jego współczucie dla trudnej sytuacji pasterki było tak gorące, że bez ostrzeżenia wydał z siebie serię głośnych szlochów, a obfita wydzielina spłynęła mu po spodniach. Kiedy panna March osiągnęła punkt kulminacyjny swojego aktu, Chelsie wiła się synchronicznie. Pościel zsunęła się na podłogę, a ona wygięła plecy w łuk, gdy pochłonął ją najpotężniejszy orgazm, jakiego kiedykolwiek doświadczyła. Budząc się gwałtownie, krzyknęła z przerażenia i ekstazy.

Z jedną ręką przyciśniętą do ust, a drugą między udami, wzdrygała się i sapała przez prawie pół minuty, gdy fale rozkoszy przepływały przez nią. W końcu leżała spokojnie. Potem, jak odurzona, znowu zasnęła. Sen Chelsie powrócił.

Można powiedzieć, że trwało to pod jej nieobecność. Panna March leżała na krześle, dygocząc, gdy ustąpiły spazmy ekstazy. Jęknęła, nasyciła się i opadła głębiej w fotelu, popychając swój różowy, mokry tyłek do samej krawędzi siedzenia. Strużka moczu spryskała obrus, a zamyślony dżentelmen przysunął dużą misę bliżej jej nóg. "Och dziękuje!" ona westchnęła.

„Jestem tylko biedną dziewczyną, proszę pana. Nie mogę pomóc”. W ten sposób wywołała istną erupcję, złoty łuk, który z niesamowitą precyzją znalazł basen. Zatrzymała się, zaszlochała, po czym z zamkniętymi oczami wypuściła kolejne tryskające łzy, a każdemu towarzyszył sugestywny szloch lub westchnienie ulgi.

W końcu została osuszona. Opadając z powrotem wyczerpana, otarła się słabo rogiem porzuconego kostiumu. Jej publiczność ryknęła z aprobatą i zachwytem. Osłabiona panna March wstała. Uprzejmy dżentelmen pomógł jej zejść ze stołu, a publiczność niechętnie pozwoliła jej przemknąć się niepewnie przez pokój, trzymając przed sobą kawałek tiulu, aż dotarła do Gerarda.

Upuszczając tiul, ujęła jego wyciągniętą dłoń. Drugą ręką rozpiął spodnie, po czym posadził ją sobie na kolanach i zatopił obolały, sztywny członek w jej gorącym i chłonnym brzuchu. Publiczność wiwatowała.

Panna March objęła go ramionami, zamknęła oczy i zaczęła się poruszać w górę i w dół, mrucząc z zadowoleniem. Mężczyzna w pobliżu Gerarda zaprotestował. „Dawaj, Bob, stary, podziel się damą, zrób to, proszę!” Gerard potrząsnął głową. "Droit de seigneur stary człowieku!" odpowiedział.

Nie mógł powiedzieć nic więcej, gdyż w tym momencie ogarnął go upragniony orgazm. Panna March szeroko otworzyła oczy, zanim na jej twarzy pojawił się wyraz lekkiego rozczarowania. Kontynuowała kołysanie jeszcze przez kilka minut, aż wysunął się z niej na wpół wyprostowany członek Gerarda. Potem zeszła z jego kolan i złożyła tam mały pocałunek, jakby próbowała przywrócić słabnącą galanterię.

Zachichotał, potrząsnął głową i schował ją w spodniach. „A teraz biegnij, mój zwierzaku! Idź do Jenkinsa w kuchni. Ona się tobą zaopiekuje”. Panna March podniosła kostium i wymknęła się z pokoju przy jeszcze większym aplauzie. Śniąca Chelsie szła z nią – była nią – kiedy biegła, prawie naga, długimi, ciemnymi korytarzami starego domu.

W kuchni pani Jenkins powitała ją swoim zwykłym życzliwym uśmiechem i kąpielą pełną do połowy ciepłej wody. Obok stała Marietta z wyniosłym wyrazem twarzy, trzymając ręcznik. Chelsie (lub panna March) zwiesiła głowę ze wstydu, boleśnie świadoma spermy Gerarda spływającej po jej udach. „Ach, biedna owieczka!” — powiedziała ze współczuciem pani Jenkins. – Przypuszczam, że młody pan miał na ciebie ochotę, prawda? Chelsie skinęła głową ze smutkiem.

„Czasami mężczyźni nie potrafią się kontrolować. Nieważne, moja droga. Nie tak dawno gościliśmy tu słodką młodą dziewczę, która występowała dla gości i wydaje mi się, że nie było ani jednego dżentelmena, który nie wykorzystałby w pełni ”.

Wskazała Chelsie wannę i umyła ją całą gąbką, jak dziecko. Marietta pomogła pani Jenkins ją wysuszyć. „Delikatnie z jej pupą i siusiu, spodziewam się, że to boli, prawda?” Chelsie skinęła głową, a Marietta prychnęła z dezaprobatą. Kiedy była już sucha, Chelsie wspięła się na obszerne kolana pani Jenkins, przytuliła się i zasnęła.

Chelsie poruszyła się przez sen. Powoli doszła do siebie. Czuła się wyczerpana i wyczerpana. Wstawał świt.

Usłyszała ciche kroki przy swoim łóżku. Mała dłoń wkradła się w jej dłoń. Ktoś próbował wejść z nią do łóżka. Poczuła zapach perfum, których użyła pani Jenkins, ale to Marietta leżała teraz obok niej. Tylko na wpół rozbudzony Cheslie przesunął się, by dać Marietcie więcej miejsca.

Instynktownie objęła służącą ramieniem i ponownie zasnęła. Obudziła się niedługo potem. Jedna z nóg Marietty leżała na niej, a ona kołysała się w przód iw tył, opierając się o Chelsie. Chelsie pocieszająco otoczyła ramionami Mariettę. – Och, Marietto, co się stało? „Pani Jenkins, co ona powie, jeśli się dowie…?” „Och, Marietta, nie bądź głupia.

Ona niczego się nie dowie. To może być tylko nasza mała tajemnica”. Chelsie pogładziła pupę Marietty pod jej kostiumem pokojówki, a potem położyła jej dłoń tam, gdzie myślała, że ​​Marietta to doceni. - Twoja suknia będzie cała pognieciona i wilgotna. Marietta namiętnie pocałowała Chelsie.

„Nieważne, mam jeszcze jeden” – powiedziała. „Och, panienko, jesteś taka miła, zrobię wszystko, co chcesz”. Chelsie rozgrzała się do swojego quasi-matczynego tematu. - A twoje majtki, gdzie one są? „Och, panienko, proszę się nie gniewać! Ubieram się w pośpiechu, zapominam o majtkach!” Marietta kołysała się teraz mocniej w przód iw tył, z coraz większą powagą, przyciskając się do dłoni Chelsie.

Chelsie wsunęła w nią dwa palce i zaczęła masować ją podstawą kciuka. Marieta westchnęła. Chelsie usiadł prosto. – Myślę, że lepiej, żebyśmy to skończyli, prawda? Rozpięła sukienkę Marietty i ściągnęła ją. Przyciskając do siebie nagą dziewczynę, obsypywała ją pocałunkami - jej twarz, szyję, piersi, brzuch i uda.

Plecy Marietty wygięły się w łuk, gdy zręczne palce Chelsie doprowadziły ją do orgazmu, podczas gdy z ustami zaciśniętymi na ustach Marietty, tłumiła westchnienia. Drzemiąc w świetle wczesnego poranka kochankowie leżeli w swoich ramionach. Minęło piętnaście, dwadzieścia minut. Potem Marietta zsunęła się i oparła głowę na udzie Chelsie. Rozchylając nogi Chelsie, pogładziła ją nosem.

Jej oddech był gorący, gdy jej język poruszał się w górę iw dół, w kółko. "Nie Marietta, nie…" mruknęła Chelsie. „Och, panienko, ale ja chcę…” Chelsie westchnęła z mieszaniną zadowolenia i podniecenia i opadła z powrotem na poduszkę.

Wkrótce miała opuścić stary dom, Marietta, Gerard i pani Jenkins. Przekroczy Atlantyk, a tam - kto wie, jakie przygody mogą ją czekać?..

Podobne historie

Spadkobierca za wszelką cenę

★★★★★ (< 5)

Mój mąż był w okopach, ale rodzina potrzebowała syna…

🕑 15 minuty Historyczny Historie 👁 4,908

Uścisnęłam Donalda po raz ostatni i cofnęłam się, by podziwiać go w jego nowym mundurze. Został awansowany na podpułkownika tuż przed wyjściem na urlop. Miałem nadzieję, że to utrzyma…

kontyntynuj Historyczny historia seksu

Pani Succubus - Halloweenowa opowieść

★★★★★ (< 5)

Historia imprez Barkly Mansion zostaje w końcu ujawniona.…

🕑 25 minuty Historyczny Historie 👁 2,079

To bardzo łagodna historia, w której niewiele jest wyraźnego seksu... ale jest bardzo magiczna. Ma Leprechauny, Succubi i ciekawą podróż przez moją bardzo dziwną wyobraźnię. Myślałem, że…

kontyntynuj Historyczny historia seksu

Pasja i śmierć w renesansowej Ferrarze

★★★★★ (< 5)
🕑 14 minuty Historyczny Historie 👁 1,731

Jęknąłem. Jezu, czułem się okropnie. Matko Boża, miałam kaca wszystkich kaców. Ostrożnie otworzyłem oczy i natychmiast je zamknąłem. Nawet przy zasłoniętych zasłonach światło paliło…

kontyntynuj Historyczny historia seksu

Kategorie historii seksu

Chat