Butterfly Beach XIII: The Eye of Thermisto

★★★★★ (< 5)
🕑 20 minuty minuty Fantastyka i science fiction Historie

(Pierwszy wpis z Dziennika W. Dorofiejewa, przetłumaczony z oryginału słowiańskiego przez O.Delacroix). ja. Z pomocą Pavela i Yngvilda udało mi się zamknąć portal, zamykając jaskinię za nami, zanim doprowadzono nas do szaleństwa. Nawet teraz, kilka dni później, miejsce boskości płonie jak gorączka w moim umyśle jak syrena, wzywając mnie.

Moi towarzysze też to czują. Pavel otwarcie płacze na wspomnienie naszego krótkiego pobytu pod zasłoną gwiazd, a ja widzę tęsknotę na twarzy Duńczyka. Obawiam się, że pokusa może okazać się zbyt duża, jeśli pozostaniemy blisko. Z siłą woli, o której myślałem, że już nie jest możliwa, szukaliśmy ucieczki z ciemności tych niekończących się jaskiń.

Zatrzymałem się, spoglądając na kamienne drzwi, które mnie pokonały, przez które przeszedł architekt odkrytego dziennika. Zastanawiałem się, jak dawno temu. Prawdopodobnie lata, może nawet dziesięciolecia. Opisał to, co leży poza nim, jako Boskie.

Niebo, powiedział jej Isshu. Gwiazdy. Niebo. Czy miał na myśli niebiosa, czy też, jak sugerowały słowa pozostawione dla niej, królestwo Najwyższego na Wysokości? - Niemożliwe - wymamrotałem, kręcąc głową na tę myśl.

Szaleństwo. A jednak byłam dowodem na to, że wszystko pod słońcem jest możliwe, jeśli wręcz nieprawdopodobne. Zamykając dziennik związany materiałem, położyłem się na boku, moje skrzydła owinęły się wokół mojego tułowia, gdy powoli przewracałem strony, używając przyćmionego światła w komorze, a także mojego nowo wyewoluowanego wzroku, aby dalej badać, mój duch rośnie każdy nowy wpis. viii. Pavel już od kilku dni narzeka na bóle głowy.

Obawiam się, że to coś więcej niż zwykły brak snu, symptom koszmarów, które nękają go od czasu powrotu na powierzchnię. Z drugiej strony Yngvild wydaje się niewiele zmienić pod wpływem naszego otarcia z boskości, zadowolona z ucztowania na owocach, które rosną w obfitości. Ja też, chociaż walczyłem z pokusą dłużej niż ona. Prawdę mówiąc, uważam, że nasze niekończące się rutyny pomogły nam zachować zdrowie psychiczne. Gdyby tylko Pavel poddał się również jego podstawowym pragnieniom.

xv. Znaleźliśmy ciało Pawła na dnie klifu, które zaczęły je obmywać. Było oczywiste, że odebrał sobie życie.

Kiedyś policzyliśmy tuzin. Teraz jest nas dwóch. xxi.

Znowu zapuściłem się pod ziemię, tym razem sam. Tak jak poprzednio, gdy przechodziłem przez ogromną, zbiorczą jaskinię, poczułem obecność, która drażniła moje zmysły, niejasne poczucie lęku pozostawiło ślad na mojej psychice, dopóki nie opuściłem ciemnych wód daleko poza nią. Dopiero gdy wszedłem do przedsionka, znów poczułem się swobodnie. Spędziłem dzień, może mniej, może więcej, przeszukując zamkniętą przestrzeń.

Poza portalem, przez który przeszedł, jedyną godną uwagi cechą było prostokątne zagłębienie. Zanotowałem to, myśląc, że mógłbym go wykorzystać w przyszłości do ukrycia tego, co ukradłem. Odłożyłem książkę, mój wzrok powędrował do smukłego metalowego pojemnika, który również odkryłem, i moja ciekawość wzrosła. Zastanawiałem się, co kryje się w środku, ostrożnie przewracając stronę po stronie, szukając jakiejś wskazówki, by w końcu znaleźć ją w ostatnim, tragicznym wpisie.

lxv. Po odejściu Yngvilda jestem naprawdę sam. Wkrótce do niej dołączę. Mam nadzieję i modlę się, aby treść tych stron, a także to, co z nimi ukryłem, nigdy nie zostały odkryte. Jeśli tak, zważ na moje ostrzeżenie i zapomnij, że istnieją.

Nie mając możliwości zniszczenia tego, co zostało zabrane bez zgody, zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, by ukryć narzędzia mego zniszczenia. Boże błogosław. V.Dorofeyev. Wyciągnąłem rękę, przyciągając pojemnik bliżej jedną ręką, drugą podłożyłem pod głowę.

Mimo ostrzeżenia Rosjanina nie miałam wątpliwości, że mogę zostawić go nieotwarte i po prostu zapomnieć o jego istnieniu. Jedynym prawdziwym pytaniem było, czy zachowałbym jego istnienie dla siebie, czy też się nim podzielił, a jeśli tak, to z kim? Dopóki nie wiedziałem, co kryje się w środku, było to pytanie, na które nie miałem odpowiedzi. - Jakie tajemnice odkryłeś, Wasilij? Wymruczałem cicho, po czym wstrzymałem oddech i otworzyłem wieko drżącymi palcami, odsłaniając w środku trzy małe przedmioty; szesnastocentymetrowe pręty wykonane z materiału krystalicznego. Nie dotykając ich, zbadałem je uważnie, zaciekawiony ich naturą. Jeden przypominał klepsydrę, łącząc ze sobą dwa trójkąty, które ich wierzchołkami.

Inna, ośmioramienna gwiazda, podczas gdy trzecia miała niejasny wygląd ósemki. Na końcu każdego kawałka był przymocowany delikatny złoty pierścień. Ostrożnie przesuwam czubkiem palca pieszczotliwie po powierzchni klepsydry, wypuszczając delikatne westchnienie, gdy mój dotyk ujawnił siatkę delikatnych czerwonych żyłek pulsujących na powierzchni w ślad za moim palcem. Gdy tylko cofnąłem dotyk, nieziemskie światła szybko zgasły. Zagadka, o której nie wspomniano na łamach towarzyszącego dziennika.

Jeszcze jedna tajemnica do rozwikłania. Wewnętrzna debata dotyczyła zalet pozostawienia mojego znaleziska w tajemnicy, aby można go było przejrzeć na jakąś przyszłą datę lub usunięcia ich z ich sanktuarium w nadziei, że albo Prel, albo Isshu mogą rzucić światło na ich cel. W końcu zdecydowałem, że jeszcze jeden sekret nie zaszkodzi i zamknąłem wieko, zamieniając zarówno metalowe pudełko, jak i dziennik w ich kryjówce, zanim jeszcze raz przetestowałem swoją siłę przeciwko kamieniu strzegącemu `` Nieba '', mój mężny wysiłek ale bezowocne. Kolejny sekret, tym razem ukryty przede mną, do sprawdzenia. Sfrustrowany, zawróciłem w kierunku komnaty, którą dzieliłem z moim obcym kochankiem, ledwo zauważając moje przejście, tak zamyślony był, pewny swoich kroków, pomimo ciemności korytarza.

Pierwsza oznaka niebezpieczeństwa pojawiła się nagle, sprawiając, że moje serce zabiło mocniej, a mój puls przyspieszył, gdy adrenalina przepaliła mnie jak pożar. „Mały motylku, zgubiłeś się?”. Poczułem, jak strach szczypie mnie w kręgosłup, słysząc te słowa, a potem kolejne wrażenie, jak igła wbija mi się w ramię, przypominając sobie wspomnienie wygnania sprzed wieków.

"Nie!" - wykrzyknąłem, obracając się w stronę bezimiennego, jedwabiście gładkiego głosu. Czy raczej zaśmiał się cicho. „Och, ale myślę, że tak”.

Poczułem kilka kolejnych ukłuć po wewnętrznej stronie uda i cofnąłem się, cofając się szybko, trzepocząc skrzydłami ocierając się o zimne kamienne ściany. "Czego ode mnie chcesz?" Szepnąłem, walcząc ze strachem, gdy coś zimnego i twardego otarło się o moją pierś, niewidoczne, pomimo mojego wzmocnionego wzroku. „Tylko po to, by śpiewać ci piosenki, mały motylku. Chyba że pragniesz więcej…”. Zadrżałem, gdy poczułem dotyk na moim sutku, zachęcając go do puchnięcia i stwardnienia z pożądania.

Tak też zareagował mój seks. Czułam, jak moja cipka zalewa się pożądaniem, zdradza mnie, mój zapach jest prawie ostry w moich nozdrzach. - Non - jęknęłam cicho, potrząsając niepewnie głową, wywołując kolejny chichot. - Nie możesz zaprzeczyć temu, co ujawnia twoje ciało, księżniczko. Znowu poczułem jego dotyk, tym razem wzdłuż mojego boku, powoli opadający, czubki igieł łaskoczące do wewnątrz, drażniące mój odsłonięty brzuch, a następnie obniżające się, gdy stałem nieruchomo, nieruchomo.

Próbowałam walczyć z głodem, który wzbierał w moim wnętrzu, walczyłam, żeby moje powieki nie zamykały się, gdy coś ostrego i twardego muskało moje nabrzmiałe usta, dotyk zarówno groźny, jak i zmysłowy. „Śpi trzmiel, śliczna księżniczka, konik polny umiera. Polowanie na ważki, mała księżniczko, pożerające muchy. Walki motyli, śliczna księżniczko, z przytłaczającą potrzebą. Ale pająki wiedzą jak, mała księżniczko, jej pragnienia karmienia” - zaśpiewał, przerywając słowo „księżniczka”, muskając zimnym twardym palcem mój nubel przyjemności, aż nie mogłam już jasno myśleć.

- Proszę, przestań - udało mi się, słowa pozbawione mocy, kiedy wyciągnąłem rękę, ściskając cienie, zaskoczony, że moje palce zaciskają się na czymś namacalnym. "Czy naprawdę tego sobie życzysz?" - drażnił się złośliwie. - Non - wyszeptałam, rozpaczliwie zaciskając uchwyt.

- Myślałem, że nie, motylku - powiedział z chichotem, a atramentowa czarna sylwetka przelotnie sugerowała potworny kształt, zagubiony, zanim mogłem znaleźć dla niego nazwę. „Poprosiła mnie, żebym cię do niej przyprowadził. Chętnie. Albo nie.”.

Nie mogłem się powstrzymać od usłyszenia emocji wywołanych słowem „Ona”, dziwnej mieszanki pożądania, przerażenia i podziwu. Kimkolwiek była „Ona”, był jej stworzeniem, nie miałem co do tego wątpliwości. Dreszcz przeszedł przeze mnie, gdy poczułem kolejny dotyk. Palce przeczesujące moje włosy, sparaliżowane strachem.

Nie miałam wątpliwości, czy mogę odrzucić zaproszenie. Nie chciałem też tego, ponieważ poczułem w piersi wzburzenie ciekawości. - Akceptuję - zdołałam, słowa były szeptem bez tchu, przechodzącym w prawie bezgłośne westchnienie, gdy mój nadgarstek był uwięziony w palcach, zmuszając moje bose stopy do podążania za nim.

Wkrótce zaprowadzono mnie do innego przejścia, tak dobrze ukrytego, że nigdy bym go nie odkrył bez przewodnika. Pomimo mojej doskonałej wizji, potknąłem się w niemal mistycznej ciemności, której nigdy nie mógłbym nawigować z pomocą. "Co pan nazywa?" - zapytałem, dysząc, gdy zatrzymaliśmy się po przejściu przez szczelinę tak wąską, że bałem się, że zostanę uwięziony, zaklinowany na zawsze między bezlitosnym kamieniem. - Jej - odpowiedział po prostu. Po raz kolejny słowo to przemówiło.

Zdecydowałem się milczeć, nie mając gotowej odpowiedzi. Po tej krótkiej wymianie zdań kontynuowaliśmy w milczeniu. Jak długo nie miałem pojęcia, szybko tracąc poczucie czasu podczas naszej wędrówki, by spotkać tajemniczą kochankę mojego przewodnika, zagubioną w labiryncie przejść, tak że byłem zdany na łaskę przewodnika. W końcu atramentowa czerń zmniejszyła się i mogłem znów wyraźnie widzieć dzięki mojej poprawionej wizji. Przed nami korytarz poszerzył się i poczułem lekki powiew niosący piżmowy zapach pleśni zmieszany z subtelną nutą siarki.

Zatrzymałbym się, gdyby nie nagły uścisk na moim bicepsie, który ciągnął mnie do przodu z siłą, której nie mogłem dorównać, dopóki nie stanęliśmy na półce obok siebie, z widokiem na coś, co można by opisać jedynie jako zakrzywiony komin, który zniknął w ziemi. Podnosząc twarz, zobaczyłem, że ona również unosi się ku powierzchni, wijąc się i obracając. Wyciągnąłem wolną rękę i zbadałem rynnę.

Ściany były wygładzone. - Otwór - domyśliłem się głośno. - Wulkan. Nieaktywny. Mam nadzieję.

Ostatnie mruknęło mi pod nosem i przerodziło się w krzyk zdziwienia, gdy nagle zostałem zepchnięty z krawędzi, na próżno szarpiąc ściany w celu kupienia, gdy spadałem w kierunku śmierci, moje skrzydła były bezużyteczne w ograniczonej przestrzeni, ślizgając się po mnóstwo siniaków, aż nagle i nieoczekiwanie zatrzymałem się. Czułem się, jakbym wpadł w sieć, podskakując delikatnie po wylądowaniu. Pasma, które mnie podtrzymywały, były lepkie na mojej skórze, gdy starałem się usiąść, szarpiąc moją skórę. Domyśliłem się, że gdybym był mniejszą istotą, zostałbym uwięziony, przywiązany do sieci. W tej chwili uwolnienie się wymagało wysiłku i mogłem poczuć, jak ich pozostałości przylegają do mojej skóry, gdy powoli czołgałem się do kamienia, który ich podtrzymywał, bez tchu, gdy usiadłem na wąskiej półce, z nogami zwisającymi między pasmami podtrzymującymi.

„Sieć” - pomyślałem, myśląc, że to odpowiednia pułapka na stworzenie, które mnie przewróciło, przeklinając go pod nosem, kiedy doszedłem do siebie. Kiedy siedziałem, gotowy, pozwoliłem swojemu spojrzeniu błądzić, skupiając się na znalezieniu wyjścia z mojej kłopotliwej sytuacji, moje oczy w końcu spoczęły na starannie wyrzeźbionym otworze, ledwo dostrzegalnym w prawie całkowitej ciemności. - Rondel na węgiel - wymamrotałem, zastanawiając się, jakie niebezpieczeństwa kryją się w ciemności.

Nie żeby był duży wybór. I tak czołgałem się na czworakach do nienaturalnego tunelu i liczyłem na najlepsze, moje serce biło nerwowo z każdą mijającą minutą, gdy szedłem w nieznane, bez słońca ani gwiazd, które mnie prowadziły. oOo. Czas i odległość niewiele znaczyły, kiedy przedzierałem się przez kręty korytarz.

Miejscami otwierał się tak, że mogłem chodzić wyprostowany, lekko zgięty w talii, na krótkie odległości. Jak długo podróżowałem, nie wiem. Ani jak daleko. Wiem tylko, że byłem zarówno głodny, jak i zmęczony, i przez krótką chwilę nieprzyjemnie zdrzemnąłem się, zanim znów posunąłem się naprzód.

Wiedziałem tylko jedno. Ścieżka była nachylona i prowadziła mnie głębiej w ziemię. Ponownie nie mogłem ocenić, jak głęboko, ani gdzie dokładnie, w odniesieniu do topografii wyspy.

I wtedy wyczułem zmianę w powietrzu, którym oddychałem. Początkowo subtelny, ale stawał się coraz silniejszy, gdy przedzierałem się przez kolejne poszerzenie tunelu; o dziwo zapach kwiatów. Niemożliwe tak daleko, a jednak moje zmysły nie zgadzały się z moim racjonalnym umysłem.

W końcu ciemność zmniejszyła się na tyle, że mogłem zobaczyć moje dłonie przed twarzą. Zaciekawiony, zwróciłem uwagę na plamy fluorescencyjnych porostów zdobiące skalny sufit nad głową. Przekonany, że mój pobyt dobiega końca, przynajmniej na razie, kontynuowałem, trzymając ręce wzdłuż kamiennych ścian, gdy stąpałem ostrożnie w półmroku, a kwiatowy zapach stawał się coraz silniejszy z każdym krokiem, aż usłyszałem dźwięk, który zmusił mnie do zatrzymania się; bulgotanie wody. Domyśliłem się, że to podziemne źródło, przechylając głowę i nasłuchując w skupieniu. Nagle uświadomiłem sobie, jak bardzo spragniony przyspieszyłem kroki, gdy wznowiłem marsz.

Wkrótce odkryłem małą jaskinię. Być może wielkości salonu, gdybyśmy byli w Londynie. Tutaj porost gęstniał, oświetlając mały basen, którego powierzchnia bulgotała, jakby była karmiona od dołu. Nie traciłem czasu na upadek na kolana i nabieranie garści lodowatego płynu, gasząc wysuszone gardło, zanim oceniłem resztę niewielkiej przestrzeni.

Po raz pierwszy, odkąd spadłem w dół wulkanów, zastanawiałem się, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę Isshu lub Prela. Trzeba przyznać, że to otrzeźwiająca myśl, której nie mogłem zignorować. Krótko mówiąc, pozwoliłem sobie płakać z powodu mojej kłopotliwej sytuacji, zanim znalazłem głęboko w sobie rdzeń determinacji. Za dużo przeżyłem, żeby na zawsze pozostać pod ziemią. Z pewnością był w tym cel, taki, że mogłem tylko odkryć moją wędrówkę.

To wtedy zauważyłem krwistoczerwone pąki wyściełające ściany jak żyły w pobliżu tuneli. Podchodząc bliżej, zdałem sobie sprawę, że to one były źródłem zapachu, który drażnił moje nozdrza. Były to oczywiście kwitnące pąki, chociaż to, jak udało im się przetrwać bez światła słonecznego, które je odżywiało, było kolejną tajemnicą, której obawiałem się, że nigdy nie rozwiążę.

Myśląc o jagodach, wybrałem jedną, uważając, by uniknąć kolców przypominających igły, które je otaczały, i przyłożyłem ją do ust, pozwalając czubkiem języka próbkować zewnętrzne płatki. Była w tym gorycz i nutka cierpkości. Ani przyjemne, ani nieprzyjemne. Jak powiedzieli, za pensa, za funta.

Skosztowałam go, też gryzłam, pozwalając mu siedzieć na języku przez kilka chwil przed połknięciem. A potem po prostu czekałem, zastanawiając się, jakie może mieć właściwości. W końcu zauważyłem, że w przeciwieństwie do błyszczących kwiatów ten kwiat nie ma tajemnic, więc ruszyłem dalej, wychodząc z jaskini naprzeciwko, a moją drogę oświetlały dziwne porosty, które pokrywały nie tylko ściany, ale teraz podłogę, miękką jak mech pod spodem.

moje bose stopy. Przynajmniej korytarz urósł, zarówno szerszy, jak i wyższy, co pozwoliło mi na wygodne wyjście, gdy wiło się przez ziemię, teraz opadając w górę. Znowu straciłem poczucie czasu, odpoczywając, gdy byłem zmęczony, a mój żołądek burczał z głodu, aż znów zacząłem rozpaczać, że zgubiłem się na zawsze pod ziemią. Myśl, że umrę tutaj bez świadka i bez grobu, bardzo mnie zmartwiła. Na szczęście, zanim wszelka nadzieja zdążyła uciec, natknąłem się na schody wykute w skałach i wijące się w górę.

Wypowiadając krótką modlitwę, że doprowadzi mnie to do wolności, wspinałem się ze znużeniem, moja energia słabła z każdym krokiem, nigdy nie wyobrażając sobie dziwnego i magicznego widoku, który czekał na mnie na najwyższym stopniu, sceny, której nigdy nie mogłem sobie wyobrazić. Stałem na czymś, co mogę tylko opisać jako platformę z balustradą wychodzącą na podziemia znajdujące się pod ogromną kamienną kopułą. Na wodzie, a dokładniej mówiąc, wynurzając się z jeziora jak wyspa, znajdowało się mnóstwo obcych wyglądających iglic, tworzących wygląd miniaturowego miasta. Stałem milczący i pełen podziwu dla tego miejsca, badając rozległą maszynerię, na pewno to było to, mierząc po ogromnych drutach i zębatkach, które je zdobiły. Kiedyś musieli mieć jakiś cel, ale obecnie wszystko było ciche i nieruchome.

„Tak, wielki cel”. Bezcielesny metaliczny głos zaskoczył mnie. W panice odwróciłem się w prawo, szukając głośnika, z oczami zwróconymi do małego metalowego pudełka, którego bok był pokryty cienką miedzianą siateczką. „Gdzie…” urwałem, podchodząc bliżej, gdy usłyszałem dochodzący z siebie cichy chichot, zaglądając przez siatkę. - Tylko narzędzie do projekcji mojego głosu.

Nie jestem taki mały, żeby się w ten sposób ukryć. Witaj mój mały owad. W jej głosie usłyszałem kpinę, aw mojej piersi zakwitła iskra gniewu. „Nie jestem owadem, a już na pewno nie twój”.

Kolejny chichot. Z całą pewnością kobieca. Prawie uderzyłem dłonią w czoło.

Oczywiście głośnik. Niezbyt często, ale kiedyś słyszałem o takich rzeczach, zanim zostałem wyrzucony na tę wyspę. „Masz kręgosłup.

Dobrze.”. "Czym jesteś?" Zażądałem, ignorując komentarz. „Czego chcesz ode mnie?”. - Wygnaniec. Ostatni z mojego gatunku.

Może chcę się tylko dowiedzieć o tobie. Nastąpiła długa przerwa, zanim poprawiła swoją myśl. "Być może.".

Milczała, zostawiając mnie samą z moimi myślami, przerażoną, a jednak ciekawą. W końcu moje pragnienie dowiedzenia się więcej zwyciężyło nad ostrożnością. "To twoja maszyna…?" Wskazałem, niepewny, czy widzi lub wyczuwa mój ruch, w kierunku środka ciemnych wód.

„Statek, a jednak nie statek. Teraz bez życia.”. „A ty jesteś sam?”.

Moje przypuszczenie zostało przyjęte z rozbawieniem. - Wcale nie. Wyklułem wiele dzieci.

Poczułem, jak przeszedł mnie dreszcz, myśląc o stworzeniu, które śpiewało kołysanki w ciemności. „Stwór, który mnie tu przyprowadził?”. „Mój obecny partner”. „Och,” odpowiedziałem po prostu, gdy zacząłem eksplorować małą platformę, przesuwając dłonią po zardzewiałej metalowej poręczy, próbując zebrać myśli, zanim zacznę mówić.

- Mówisz, że twój statek. Skąd podróżowałeś? Rozmyślałem na głos, omiatając wzrokiem powierzchnię wody, zanim ponownie spoczęłam na obcym statku. "Dalej, niż możesz sobie wyobrazić.

Na razie wystarczy pytań. Przyjdź do mnie. Czekam na ciebie." Po raz pierwszy, odkąd ujrzałem ciemne jezioro, zdałem sobie sprawę z dźwięków wypełniających rozległą przestrzeń jaskini; pulsowanie wody na kamieniu. Westchnienie delikatnej bryzy. Ledwo słyszalny odgłos odległych maszyn.

I cichy szum prądu elektrycznego w oddali, gdy nagle światła zaczęły migotać po wodzie po kolei, każde bliżej, oświetlając niewidoczny wcześniej most z platformy, na której stałem, do statku obcych. Niewiele chodnika. Wykonany z drutu tak cienkiego, że nie można by go było zobaczyć bez pomocy miękkich, niebieskich świecących kul, przymocowanych do niego co dwa metry. Nie byłoby też łatwo podróżować bez pomocy skrzydeł, które utrzymywałyby moje bose stopy w równowadze na niepewnej ścieżce.

Odwrócenie się nie wchodziło w grę, ani ja nie miałbym, nawet gdyby tak było. Z głębokim oddechem przetestowałem drut jedną stopą, stwierdzając, że jest zarówno wystarczająco mocny, aby unieść mój ciężar, jak i stabilny. I tak powoli i ostrożnie szedłem w kierunku środka podziemnego jeziora, skupiając się na każdym kroku, aż w końcu dotarłem na kolejną platformę - ustawioną może 40 metrów od celu - i dostałem możliwość znacznie bliżej.

Z miejsca, w którym stałem, mogłem stwierdzić, że iglice wznoszące się z wody to tylko część stworzenia. Platforma pod moimi stopami była w rzeczywistości jednym końcem podłużnego kształtu tuż pod powierzchnią, do której były przymocowane. Statek podwodny! Chociaż nigdy na nim nie byłem, zdawałem sobie sprawę z istnienia okrętów podwodnych, jak się je powszechnie nazywano.

I do tego imponujący, z łatwością tak duży jak Golden Dove. Chociaż Alien, przynajmniej dla moich oczu, był to dość znajomy projekt. Zdałem sobie sprawę, że jeśli zechcę, zrezygnuję z chodzenia po niepewnym mostku drucianym i zamiast tego skorzystam z powierzchni podwodnego statku, chociaż brodziłbym w tym celu po pas wody.

Próbowałem zanurzyć palec u nogi w jeziorze i zadrżałem, gdy lód wniknął w moje ciało. Celowe zanurzanie się w zamarzniętej cieczy wydawało się najbardziej nieprzyjemną opcją. Ponownie skupiłem się na iglicach.

Wydawało się, że są wykonane ze stali, podobnie jak mechanizmy i osprzęt, chociaż wykryłem ogromne szeregi rurek i łączących je przewodów, które były albo miedziane, albo złote, czego nie można było stwierdzić. I szkło też. Grube szyby, które służyły za okna, a przynajmniej tak się spodziewałem, chociaż nie mogłem ich zobaczyć; przeważnie wielkości portalu, choć niektóre są tak małe jak moje własne oko.

Również żarówki zdobiły powierzchnie, zagłębione w metalu, tak że widoczne były tylko małe szklane kopuły. Zrozumiałem ich funkcję dopiero wtedy, gdy usłyszałem cichy szum prądu elektrycznego zwiększającego swoją objętość i ożyły one w wielu podstawowych kolorach; przeważnie niebieski, zielony, bursztynowy i czerwony. „Witamy w Oku Thermisto”.

Nagłe ogłoszenie zaskoczyło mnie, powodując, że zacząłem łapać oddech, a moje serce nagle zabiło, gdy usłyszałem dźwięk podobny do pary wydobywającej się z czajnika bezpośrednio pod nim, poprzedzającej podłogę platformy, która znika z nagłością, która mnie zaskoczyła. Na próżno chwytałem się bezpieczeństwa mostu, po którym podróżowałem, gdy ponownie spadłem w nieznaną ciemność. Zanim zdążyłem zaczerpnąć oddechu, by krzyknąć, głośny trzask prawie mnie ogłuszył, po którym nastąpiła eksplozja światła, która skutecznie oślepiła mnie na kilkanaście uderzeń serca. Kiedy w końcu mogłem znowu widzieć, choć niedoskonale, znalazłem się w czymś, co wyglądało na wielką klatkę, obserwowanego przez stworzenie, zarówno straszne, jak i piękne z wyglądu…..

Podobne historie

Maszyna miłości

★★★★★ (< 5)

Sarah O'Connor dostaje dostawę niespodzianki w Walentynki…

🕑 34 minuty Fantastyka i science fiction Historie 👁 12,393

Sarah O'Connor wpatrywała się w wyświetlacz łazienkowej wagi, żółć unosiła się w jej gardle, gdy skanowała postacie na ekranie. Dlaczego miała tę babeczkę w poniedziałek wieczorem? To…

kontyntynuj Fantastyka i science fiction historia seksu

Moje spotkanie z leśną nimfą

★★★★★ (5+)

Don dowiaduje się, czy historie, które opowiadał mu tata, były prawdziwe, czy nie.…

🕑 23 minuty Fantastyka i science fiction Historie 👁 9,619

Dorastając na Alasce, mój ojciec zabierał mnie na ryby do jego tajnego miejsca w lesie państwowym Chugach. Nauczył mnie wszystkiego o znalezionym tam zwierzęciu i roślinach oraz o…

kontyntynuj Fantastyka i science fiction historia seksu

Scarlett Futa, część 3

★★★★★ (5+)

Spędzam dzień z Jasmine i planujemy wieczór z wszystkimi trzema moimi Mistrzami.…

🕑 10 minuty Fantastyka i science fiction Historie 👁 7,179

Kiedy obudziłem się następnego ranka, zacząłem łyżkować Jasmine. Czułem jej twardego kutasa między moimi nogami i napierającego na moją cipkę. Odwróciłem głowę, żeby na nią…

kontyntynuj Fantastyka i science fiction historia seksu

Kategorie historii seksu

Chat