Idź dalej, chłopcze... stary dobry Mikołaju

★★★★★ (< 5)

Podekscytowany starzec zaczął się trząść, ale zrobił to bez wahania,…

🕑 22 minuty minuty Nadprzyrodzony Historie

"Idź dalej chłopcze, stary dobry Mikołaju!" Cindy, przedwcześnie rozwinięta osiemnastolatka w dwunastej klasie liceum, uśmiechnęła się słodko do matki i zapewniła ją, że nie zostanie późno. Clare, jej najlepsza przyjaciółka, również miała rano szkołę, więc nie opuszczali jej zbyt późno opuszczając centrum miasta. Oglądali film, łapali się i łapali autobus do domu przed motłochem, pijąc się głupio w barach i klubach, rozlewając się na ulice i powodując swój zwykły chaos.

Boże Narodzenie nigdy wcześniej nie przeszkodziło im w zakłócaniu dorocznego święta chrześcijańskiego i nikt nie spodziewał się, że zrobią wyjątek w tym lub innym roku. Jednak na wszelki wypadek obie dziewczyny zaaranżowały wspólną podróż do domu i przenocowanie Cindy u Clare, ponieważ mieszkała najbliżej centrum miasta. Całując ojca w skroń i żartobliwie zdejmując okulary, zapytała go, o czym będzie jego zamierzone kazanie, kiedy będzie głosił swojemu owczarni w bożonarodzeniowy poranek. Wielebny, któremu nigdy nie brakowało natchnienia, zapewnił ją, że coś wymyśli i, podobnie jak jej matka, powiedział swojej najmłodszej córce, aby cieszyła się wieczorem. Zatrzymując się przy drzwiach wejściowych, Cindy spojrzała czule na scenę domowego szczęścia.

Jej matka w kuchni, otoczona słodyczami, piklami, mąką do pieczenia i mnóstwem innych składników, zajęta przygotowaniami do tradycyjnej rodzinnej uroczystości bożonarodzeniowej. Jej ojciec, stojący niepewnie na parze rozklekotanych starych schodów, wykańczał drzewo, które on i Cindy spędzili na dekorowaniu przez całe popołudnie. – Och, bądź ostrożny, tatusiu – powiedziała Cindy, zaniepokojona o bezpieczeństwo ojca. "Zrobię Kitten," odpowiedział, wyjmując fajkę z ust, "Idź i baw się dobrze, kochanie." – Będę – zapewniła go. "Kocham Cię tato." – Ja też cię kocham, Kociaku – odparł wielebny.

– Ja też cię kocham, kotku – zawołała z kuchni jej matka. Skręcając za róg na końcu ulicy, Cindy sprawdziła, czy ma wszystko, czego potrzebuje na wieczór; perfumy, szminki, prezerwatywy, zapasowe majtki i sięgnęła do torebki po papierosy i telefon komórkowy. Odrzucając włosy i wypuszczając dym z kącika ust, postukała stopą w rytm dzwonka, czekając, trzymając instrument blisko ucha, na dźwięk głosu przyjaciółki. „Cześć Clare, to ja”, powiedziała Cindy, „Tak, nie ma problemu, głupi starzy głupcy znowu się na to nabrali… Tak, do zobaczenia jutro w szkole… Dzięki, jestem ci coś winien”.

Wskakując do starego chevroleta niemal natychmiast po tym, jak się zatrzymał, ledwo zdążyła pocałować swojego chłopaka, zanim wcisnął pedał gazu, pragnąc dostać się na opuszczony parking naprzeciwko parku rozrywki, który stał się ich regularnym miejscem spotkań. Przerzucona z jednej strony samochodu na drugą przez jego chaotyczną jazdę, wymyślne podstępy z Clare wydawały się bezcelowe, ponieważ Cindy nie była w nastroju do seksu ani niczego innego, kiedy przyjechali. Sapąc z jointa trzymanego w jednej ręce i popijając z puszki budweizera w drugiej, Cindy siedziała beznamiętnie, rysując w zaparowanej szybie obrazy, podczas gdy jej chłopak, z ręką na jej piersi, dobrze się bawił. Okazując niewiele emocji, pozwoliła, by maltretowanie jej osoby trwało nadal, ale nie czerpała przyjemności z czegoś, co już stało się nudną, mało inspirującą i niezdarną rutyną. Znudzona Cindy spojrzała w poprzek drogi, szukając inspiracji i przygody.

– Zakradnijmy się do parku rozrywki – powiedziała, jej oczy błyszczały i były pełne figlarności, a jej twarz była pełna podniecenia. - Nie, zostańmy tutaj – powiedział jej chłopak, jego ręka sięgająca pod jej rąbek, była dla niego wystarczającą przygodą. Widziany przez maleńki otwór, który zrobiła w kondensacji, park zdawał się przyciągać ją jak magnes, kusząc ją, ale nie całkiem wbrew jej woli, do opuszczonego miejsca zabawy. Wpatrując się w neon na zewnątrz jednego z budynków, Cindy, jak zahipnotyzowana, otworzyła drzwi samochodu i wyszła na chłodne, wilgotne, wieczorne powietrze, z oczami utkwionymi w Grocie Świętego Mikołaja. - No to pójdę sama - powiedziała i poruszając się, prostując bieliznę, przeszła przez ulicę w kierunku ogrodzenia z drutu otaczającego park rozrywki.

Cindy, ubrana w biały sweterek z angory z rękawami o długości 3/4, na jasnoniebieską sukienkę w kratkę o skromnej długości i białe skarpetki do kostek z rozsądnymi butami, wyglądała jak obraz niewinności i być może przypominała Dorotkę z Czarnoksiężnika z Krainy Oz. Obraz, który choć zadowalał jej matkę, nie odzwierciedlał jej prawdziwej, krnąbrnej natury i pragnienia przygody, które przyniosły jej reputację wśród współczesnych, o czym jej matka, gdyby wiedziała, byłaby zbulwersowana. Wchodząc przez przerwę w drucie na drugim końcu zasięgu monitoringu CCTV, Cindy skierowała się do Groty Świętego Mikołaja. Otwierając drzwi i mrugając, gdy fluorescencyjne światła automatycznie zamigotały do ​​życia, podciągnęła rękawy powyżej łokci i ujrzała cudowny widok Bożego Narodzenia, wraz z imitacją śniegu i każdym wyobrażalnym charakterem Bożego Narodzenia, jaki można sobie wyobrazić.

Powoli wchodząc do budynku, cicho zamykając za sobą drzwi, Cindy weszła do środka na palcach, zostawiając ślady swoich stóp w „śniegu”. Patrząc z otwartymi ustami, jej oczy otworzyły się szerzej, gdy przyglądała się cudownym obrazom Bożego Narodzenia; każdy temat, każda postać, każdy mit i każda historia, które pamiętała z dzieciństwa, były reprezentowane wśród gigantycznych kolorowych bombek, wielkich kartonowych płatków śniegu i spiczastych sopli z polistyrenu. Łza spadła na jej policzek, gdy tęsknie rozmyślała o godzinach, które spędziła siedząc u babci na kolanach, słuchając z powagą starszej pani, która opowiadała fascynujące historie z minionych świąt Bożego Narodzenia.

Zamykając oczy, Cindy słyszała melodyjny głos czcigodnej osiemdziesięciolatki… i kaszel oskrzelowy, gdy paliła na łańcuchu cuchnące francuskie gauloise'y. Ocierając rozdarcie rąbek sukni i niedbale pokazując majtki, rozejrzała się w poszukiwaniu źródła wilczego gwizdka, który nagle przebił ciszę, przerywając ciszę i przerywając jej wspomnienia. Niewielka postać w wymiętym cylindrze oparła się o latarnię ozdobioną łańcuszkiem i leniwie zaciągnęła się na cygaro, wydmuchując w powietrze maleńkie kręgi dymu. "Cześć, kochanie", powiedział krasnolud, "Masz ochotę na pieprzenie?" – Ciii – powiedziała Cindy – jesteś niegrzecznym dzieckiem i nie powinnaś używać tego słowa.

- Nie jestem dzieckiem - odparł z oburzeniem krasnolud - jestem tylko mały. Cindy podniosła wyniośle głowę i spojrzała na niego z nadętą miną. „Cóż”, powiedziała, „Nie sądzę, żeby mali ludzie mieli takie wielkie pomysły”. – Mam dużego Williego – powiedział, jakby to było coś, co chciała wiedzieć. Cindy, początkowo trochę zszokowana jego szczerością, odzyskała spokój i śmiejąc się okrutnie, zbeształa go: „Jesteś za mały, aby mieć dużego Williego”.

– Cóż, po prostu poczekaj i zobaczysz – odpowiedział krasnolud i odwrócił się do niej plecami. Zgarbione ramiona, energiczne ruchy ramion, dłonie wsunięte głęboko w małe skórzane spodnie, krasnolud pieścił się wściekle. - Tam! - oznajmił z dumą, odwracając się do niej.

– Ale to wciąż niewiele – zachichotała Cindy. – Cóż, to trudne – odparł krasnolud, próbując ocalić trochę godności. – Tak – przyznała Cindy – ale jest taki mały. Krasnolud spojrzał przygnębiony na swoje maleńkie narzędzie.

– Jest wystarczająco duży – powiedział z rozdrażnieniem. – Spójrz – powiedziała Cindy, kładąc obok niego rękę – jest mniejsza niż mój mały palec. - Tylko czubkiem paznokcia - poskarżyła się krasnoludka, czując się oszukana, że ​​dzięki swoim długim, wypielęgnowanym paznokciom ma niesprawiedliwą przewagę! „OK”, powiedziała Cindy, zaintrygowana myślą o seksie z krasnoludem, „Nie marnujmy tego”. Ale krasnolud, próbując się powiększyć, nadal się głaskał i strzelił bełtem! "Hę!" Cindy powiedziała z obrzydzeniem i patrząc na niego z pogardą, poszła dalej w głąb groty. Krasnolud, obwiniając Cindy za swoją porażkę, skandował, tańcząc i odskakując: „Łapacz kutasów, łamigłówka kutasów, nigdy nie będziesz uprawiał seksu, jeśli jesteś łamigłówką…” Cindy wzruszyła ramionami, rozbawiona sprośnością małego faceta.

ditty i ruszył dalej. Boże Narodzenie! Cindy miała miłe wspomnienia z Bożego Narodzenia. Przedstawienia szkolne, koncerty kolęd, pantomimy i długie godziny spędzone w centrum handlowym, okradanie z domów towarowych i straganów. Babcia na sherry, brat Tim w biegu i jej rodzice całujący się pod jemiołą. Mama całująca listonosza, mleczarza, papierosa i pana Burnsa z sąsiedztwa.

Tata całujący wszystkich przyjaciół mamy, panią Avon, pielęgniarkę środowiskową babci, panią Burns z sąsiedztwa i każdego, kto przyszedł do domu! Tak, Cindy uwielbiała Boże Narodzenie ze wszystkimi jego głupimi tradycjami. Ostrokrzew i bluszcz, jemioła i choinki. Świąteczne kolędy śpiewane przez chór, dzieci piekące się na otwartym ogniu.

Ludzie przebrani za Eskimosów i Jack Frost skubiący jej nos… jej uszy, szyję, palce u nóg i gdziekolwiek by mu pozwoliła! Tak, Cindy uwielbiała Boże Narodzenie i wierzyła w okazywanie miłości i dobrej woli wszystkim mężczyznom; no cóż, wszyscy mężczyźni powyżej wieku przyzwolenia to znaczy! Rozglądając się z podziwem na niezliczoną ilość światełek, bombek, świecidełek i wszelkiego rodzaju świątecznych figurek, Cindy usłyszała cichy dźwięk dzwonków i zauważyła siedem małych wiewiórek stojących ramię w ramię w chórze, kołyszących się rytmicznie w rytm muzyka i śpiew ich piskliwym głosikiem. Pochyliwszy się w pasie, usiłując ich usłyszeć, pochyliła się bliżej i usłyszała. - Dzwonią dzwoneczki, dzwonią dzwoneczki… Cindy sprawia, że ​​nasze palce śmierdzą… Cindy sapnęła i wstała, zakrywając dłonią usta, zszokowana, że ​​takie słodkie, wściekłe małe stworzenia mogą powiedzieć tak straszne rzeczy. „Jesteście okropni” – skarciła ich. "I nie będę miał z tobą nic wspólnego!" Odrzucając wyniośle blond włosy, szła dalej, podążając za zakrętami, które zaprowadziły ją głębiej do groty.

Za zakrętem zatrzymała się nagle, małe stadko reniferów pasło się na śniegu, blokując jej drogę. Przywódca, jeden Rudolph, bardziej napalony niż pozostali, stanął dęba na tylnych łapach, odsłaniając imponujący fallus. — Chyba żartujesz — powiedziała Cindy.

— Nie wkładasz tego we mnie! „Donner und Blitzen”, zaklął Rudolph, gdy Cindy przemknęła obok niego. Czując się niepewnie, zdając sobie sprawę, że jest prezentem świątecznym na szczycie listy wszystkich, Cindy poczuła ulgę, że znalazła się w komnacie wśród swojej płci. Podziwiając piękne wróżki w ich pięknych małych sukienkach, nie zauważyła, jak królowa wróżek strzepuje trochę czarodziejskiego pyłu ze swojej magicznej różdżki. "Oh!" Cindy sapnęła, czując, jak jej pachwina kurczy się, gdy iskrzący się pył dotknął jej poniżej talii.

"Oh!" Powiedziała, gdy królowa wróżka ponownie machnęła magiczną różdżką. „Och, och, och”, powtarzała i podskakiwała za każdym razem, gdy inne wróżki machały różdżkami, magiczny pył dotykał jej i przenikał przez jej sukienkę, nasycając jej bieliznę i doprowadzając ją do wspaniałego orgazmu, takiego jak nigdy wcześniej nie czułem. "Ohhhhhh" Jęknęła, jej oczy prawie zniknęły w ich oczodołach. Nie mogąc znieść dalszej przyjemności, Cindy wytoczyła się bez tchu z komnaty i wyszła na korytarz, kierując się znakami z napisem „Do Świętego Mikołaja”. Wiedziała wszystko o siedzeniu Mikołaja na kolanach i małych „niespodziankach” Mikołaja, która dopiero w zeszłym roku zakochała się w jego sztuczkach i skulduggeringu.

Mleko i ciasteczka, mówiła jej matka, ale pan Mendelssohn, grając Świętego Mikołaja, upierał się, że w jego rodzinnej Bawarii wszystko dzieje się inaczej. Tak było, oczywiście, dopóki nie zabrała go policja. Słysząc dźwięk fletów i skrzypiec, Cindy skierowała się w stronę źródła dźwięku. Mali Irlandczycy, nie więksi od krasnoluda, grali na instrumentach, podczas gdy ich przyjaciele wykonywali taniec rzeki i inne jigi, ich małe, wrzecionowate nóżki obracały się i zdzierały ze skóry we wszystkich kierunkach.

Przywódca, ten w największym kapeluszu i trzymający dużą, drewnianą maczugę, szeroko rozpiął brudny płaszcz przeciwdeszczowy i odsłonił się. – Dzień dobry dla ciebie – powiedział. – Jestem Fynbargh the Flasher, lubieżny leprechaun i jak ci się podoba moje sheleighly. – Hmm, tak to nazywasz – powiedziała Cindy, nie będąc pod wrażeniem, ale była, musiała przyznać, większa niż krasnoluda. – Pozwól, że przedstawię moich przyjaciół – powiedział leprechaun, kłaniając się z rozmachem i wskazując na malucha po swojej lewej stronie.

– To Cornelius Cunnilingus, a po mojej prawej Horatio Fellatio. Dwaj mali mężczyźni zdjęli kapelusze, odsłaniając szok jasnych, rudych włosów i wystawiając swoje długie, lubieżne języki, lubieżnie lizali i ssali świąteczne cukierki. Cindy, kręcąc głową i machając na pożegnanie, machała małym palcem w drwiącym geście Fynbarghowi, który tracąc swój irlandzki temperament, uderzył obu swoich towarzyszy po głowach swoim sheleigh, chociaż nie zrobili nic, by go urazić! Cindy zdała sobie wtedy sprawę, że nie znajduje się w zwyczajnej grocie bożonarodzeniowej, i postępowała ostrożnie, uważnie przyglądając się każdej postaci, zanim się do niej zbliżyła.

Niedźwiedzie polarne w swoich zimowych futrach nie ruszały się, słodkie małe króliczki pozostały tam, gdzie stały, a Cindy zaczęła wierzyć, że przeszła przez dziwną, surrealistyczną część groty. Dopóki to znaczy, blichtr wyrósł maleńkimi mackami i owinął się wokół niej, drażniąc i dręcząc jej maleńkie cycuszki i skradając się ukradkiem, ale wcale nie złośliwie, choć można by powiedzieć trochę nieprzyzwoicie pod jej ładną, jasnoniebieską sukienką w kratkę . Próbując przedrzeć się przez plątaninę dotykowych świecidełek, Cindy w końcu pozwoliła sobie poddać się przyjemnościom dostarczanym przez dekadenckie dekoracje, aż w końcu, odbijając się echem w tunelach i jaskiniach groty, usłyszała grzmiący głos Świętego Mikołaja. Donośny, głęboki głos, który rozbrzmiewał po ścianach różnych komnat i napełniał Cindy niepokojem. – Ho, ho, ho – zagrzmiał.

„Ho, ho, ho”. Błyskotka puściła ją, pozwalając jej zejść z zawrotnych wyżyn rozkoszy, na które wstąpiła, a odzyskawszy spokój, Cindy, wachlując wściekle rękoma nakarmioną twarz, kontynuowała wędrówkę przez imitację śniegu, podążając za znaki „Do Świętego Mikołaja”. Pojawiło się trio maleńkich elfów, uśmiechając się lubieżnie, małe dzwoneczki na ich spiczastych czapeczkach drżały z podekscytowania, gdy Cindy zrezygnowała, by zadowolić wszystkich, podniosła sukienkę, pokazała majtki i pozwoliła, by każdy z nich muskał ją małymi, spiczastymi nosami. Do tej pory była podniecona, elfy, krasnoludki, wróżki i blichtr i czuła, że ​​bardzo potrzebuje satysfakcji, a nawet rozważała powrót do imponującego Rudolfa.

Jednak dźwięk jowialności Świętego Mikołaja skłonił ją do kontynuacji i zobaczenia, jaki prezent świąteczny miał dla niej w worku życzliwy Stary Dżentelmen Jubileuszu. Arlekin w olśniewającym stroju w kratkę tańczył w jej kierunku, tańcząc, wykonując piruety i zaglądając jej przez ramię. Pozując przed nią, z jedną ręką na biodrze, bezwładnie machnął drugą. – Oj – powiedział, nieśmiało odwracając głowę i trzepocząc powiekami.

– Czy jest z tobą jakiś chłopak? – seplenił. – Nie, nie ma – odparła Cindy. "Au," powiedział arlekin, unosząc się na jednej nodze, patrząc w tunel, z którego przybyła, "lubię tylko boyth". — Przeklęcie, tam jestem tylko ja — przeprosiła Cindy, mimowolnie naśladując jego seplenienie. Arlekin, zirytowany, że Cindy jest dziewczynką, machnął na nią niecierpliwie i wznowił ćwiczenie piruetów, spacerów i port de bras.

Zwabiona zapachem świeżego wypieku, Cindy podążyła za nosem, wąchając powietrze, aż dotarła do świątecznej kuchni Claude'a. „Bonne soiree manquez pas”, powiedział Claude, „Dobry wieczór panienko”. „Tak lepiej”, powiedziała Cindy, „Byłam gówniana z hiszpańskiego”.

„Mon Dieu”, powiedział szef kuchni, „Je suis Francais”. „Przepraszam”, powiedziała Cindy, „ja też nie byłam dobra z włoskiego”. „Jestem Francuzką” zaprotestował Claude „Jestem najlepszym kucharzem w… w…” „Tutaj” wtrąciła Cindy, starając się być pomocna. Jego toczek, jego wysoki kapelusz, stawał się coraz wyższy, gdy jego irytacja z powodu jej nieznajomości jego ukochanego języka rosła.

– Jestem pewna, że ​​jesteś bardzo dobrym kucharzem – powiedziała, próbując go uspokoić. "Gotuj! Gotuj!" był zirytowany, jego policzki czerwieniły się i pykały niepokojąco, jego nawoskowane wąsy drgały w niekontrolowany sposób; moc mowy widocznie, w niebezpieczeństwie porzucenia go. Oddychając głęboko, teatralnie podnosząc się na pełną wysokość, tuż poniżej ramienia Cindy, Claude z dumą oznajmił: „Jestem… jestem szefem kuchni!” "OK.

Szefie," Cindy odpowiedziała radośnie, "Co się gotuje." Claude wyrzucił ręce w powietrze. — Petite sotte — powiedział, kręcąc głową z przerażeniem. — Głupia dziewczyna! – Nie jestem głupią dziewczyną – powiedziała z naciskiem Cindy i ze łzami w oczach zaczęła skomleć. – I myślę, że jesteś… jesteś… okropnym grubym Francuzem! Claude, nieuleczalny romantyk i typowy dla Francji zamiłowanie do cudzołóstwa na ciele, wstydził się, że ją zdenerwował i zaproponował jej wybór swoich kulinarnych kreacji. "Chcesz spróbować moich ciastek z mielonym mielonym mięsem?" – Nie – odparła Cindy.

"Kawałek świątecznego ciasta?" "Nie!" - W takim razie co powiesz na mój dziennik Yule - powiedział Claude, ale Cindy, widząc, jak jego ręka drga pod fartuchem, również odmówiła. "Jesteś tak zły jak Rudolph!" oskarżyła Claude'a. – Moi? Powiedział Claude, wskazując na siebie, z wyrazem zranionej niewinności na twarzy. Opuszczając kuchnię i miłośnika świątecznej kuchni, podążyła za znakami do pozornie bezpiecznego wewnętrznego sanktuarium Świętego Mikołaja, gdzie mali pomocnicy Świętego Mikołaja tłoczyli się wokół niej podekscytowani. Cindy, zakładając, że oni, jak wszyscy inni, mieli złowrogie zamiary, szybko zdjęła majtki, pogodziła się z tym, że nie wyjdzie z makabrycznej groty bez pieprzenia.

Małe zielone ludziki, skacząc i tańcząc, śpiewając i śmiejąc się, powąchały jej majtki i podały je sobie, upajając się zapachem jej kobiecych kawałków. Odurzony seksem i złośliwie ją dotykając, wprowadzili ją do lśniącej lodowej jaskini, gdzie wielki mężczyzna marniał na dużym skórzanym pościgu, popijając drambiue, jego ulubiony likier i paląc ogromne hawańskie cygaro. Ukrywając kieliszek pod białymi, rzadkimi wąsami i wkładając cygaro pod kapelusz nieszczęsnego pomocnika, Święty z furią machał egzemplarzem Playboy Magazine, by rozproszyć dym, i lubieżnie patrzył na Cindy.

Czapiąc się na kanapie, robiąc dla niej miejsce na kolanie, Święty Mikołaj zapytał, co mógłby jej dać na Boże Narodzenie. „Moje cholerne majtki”, powiedziała, uśmiechając się słodko, „Moja dupa marznie!” "Oczywiście, moja droga", powiedział Mikołaj, mówiąc pomocnikowi, aby zdjął rzeczy z głowy i zwrócił je jej. - Siedzisz wygodnie - zapytał, klepiąc ją po kolanie, palcami jak Ipsy Wispy Spider, skradając się pod rąbek jej sukienki.

– Nie – odpowiedziała Cindy. – Coś mi utkwiło w tyłku! "Moja wielka klamra do paska" powiedział Mikołaj lekceważąco. "Nie martw się o to." - To trochę za niskie jak na klamrę paska, prawda? Cindy zmarszczyła brwi. „Mam na sobie biodrówki”. Mikołaj odpowiedział i, podobnie jak Claude, wyglądał tak niewinnie, jak tylko mógł.

– Mmm – powiedziała Cindy podejrzliwie. Mikołaj uśmiechnął się życzliwie do dziewczyny na kolanach i spojrzał na nią znad okularów w drucianych oprawkach. - Czy byłeś dobry? - zapytał. - Cóż - odparła Cindy - nie byłam zła. Moi chłopcy nigdy nie narzekali i wiem, że krasnolud przy drzwiach chciał mi go dać, i jestem pewna, że ​​Rudolphowi podobało się, że jestem zepsuta! Święty Mikołaj poruszył się nieswojo, jego „klamra” mocniej przyciskała się do pupy Cindy.

"Jesteś pewien, że to twój pasek." „Tak, tak”, powiedział Mikołaj, „nie martw się o to”. - Co mi dadzą na Boże Narodzenie – zapytała niewinnie Cindy. Święty Mikołaj uniósł krzaczaste brwi, z pewnością to było pytanie retoryczne, pomyślał. Przesuwając się niewygodnie na jego kolanach, wciskając pośladki w jego pachwinę, Cindy zapytała ponownie: – Jesteś pewien, że to twoja klamra od paska? - Tak, tak - wydyszał Mikołaj.

- Nie martw się o to. – Mmm – powtórzyła Cindy, a jej podejrzenia, podobnie jak jego „sprzączka”, gwałtownie rosły… Cindy spojrzała na niego z pogardą. „Jestem trochę za stara jak na lalki, idioto”. – Och – powiedział Mikołaj, zaskoczony, że został nazwany idiotą.

— Mam jakąś gorzałę Kochanie — zapytała. — No cóż, mam Drambuie do celów leczniczych, rozumiesz. – Tak – powiedziała – daj nam tego łyka. – Cóż, mam tylko jedną szklankę – odpowiedział, niechętnie dzieląc się swoim ulubionym trunkiem. „W porządku, Santa Baby”, powiedziała Cindy, „Po prostu daj mi butelkę”.

Mikołaj zastosował się, po napełnieniu kieliszka i połknięciu. – Co jeszcze dla mnie masz, Hun – zapytała Cindy, popijając pierwszy smak Drambiue. — Cholera — powiedziała, ocierając usta wierzchem dłoni — to jest okropne! „Cieszę się, że ci się podoba”, powiedział Mikołaj, „Ale spokojnie, to moja ostatnia butelka do następnych świąt”.

– A więc – kontynuowała Cindy, podnosząc kapelusz nieszczęsnego pomocnika i wyjmując cygaro – Masz zapalone? Święty Mikołaj sięgnął głęboko do kieszeni, przenosząc ciężar ciała, szukając zapalniczki. – Czy jesteś pewien, że to twoja klamra od paska? – zapytała po raz czwarty. „Tak, tak” – odpowiedział Mikołaj, również po raz czwarty – „Nie martw się o to”. – Masz jakieś skręty – spytała Cindy, rzucając Mikołajowi kolejne, pogardliwe spojrzenie. "Cóż.

to moje biodro," odpowiedział Mikołaj, "Krwawa zabija mnie w tym zimnym lochu. Artretyzm, wiesz." – Dlaczego więc tu mieszkasz? – zapytała Cindy. „Musisz, idzie z pracą, a potem jest renifer”. "Deszcz?" Cindy spojrzała na niego pytająco: „Nie, nie deszcz Kochanie, na pewno pada śnieg, kochanie”.

Święty Mikołaj sięgnął po maleńki dzwoneczek na stoliku obok niego i po jednym lub dwóch potrząśnięciach pojawiła się królowa wróżek, stąpając na palcach po zimnym lodzie i obejmując się ramionami, drżąc w krótkiej spódniczce, czekając na Mikołaja. instrukcje. "Ach, Viagra May Dear", powiedział czarująco Święty Mikołaj, "Bądź słodki i machaj różdżką". Królowa wróżek odpowiedziała bez pytania, pospiesznie machając różdżką, po czym wycofała się do ciepłej świątecznej kuchni Claude'a i dużej części kłody Yule, którą jej obiecał.

Cindy, drżąc jak poprzednio, poczuła nowe doznanie, gdy Mikołaj odpiął pas i wrzucił spodnie do butów. „Wiedziałam, że to nie była twoja klamra od paska”, powiedziała Cindy, „Ale to sprawiło, że się zaśmiałam, a teraz, jak sądzę, chcesz się pieprzyć”. Święty Mikołaj skrzywił się na jej biedną poezję, ale uśmiechając się lubieżnie, sam włamał się do wiersza. "Więc, jeśli nie chcesz lalkę, to może mogę cię zainteresować moją ścianą, tutaj moja droga, jest pod koniec roku, więc usiądź na moich kolanach i bądźmy weseli." To była kolej na grymasy Cindy. „To gówniany Mikołaj” – powiedziała mu.

"No dalej kochanie, co powiesz, czy będziesz grzeczny i sprawisz, że mój dzień?" - spytał Mikołaj. "Z brudnymi starcami, nie mam wpływu, ale dla gładko mówiącego Mikołaja takiego jak ty, co mogę powiedzieć?" – Czy to oznacza, że ​​będziesz, czy też nie będziesz? „Czy powiedziałem, że tak, czy powiedziałem, że nie?” Święty Mikołaj zmarszczył brwi, całkowicie zdezorientowany ich rozmową, jej odpowiedź jednak rozciągnęła jego wyobraźnię i z poważną konsternacją poczuł dziwne, ale kiedyś znajome uczucie i wiedział, że oceni ją, gdy Cindy poprosiła o nowy wibrator . Cindy spojrzała w dół na pulsujący biegun nadchodzącej przyjemności Świętego Mikołaja, którego nie miała na miarę, iz uśmiechem powiedziała mu: „Kochany Mikołaju, możesz mnie zabrać w swoim wolnym czasie”. Podekscytowany staruszek zaczął się trząść, ale wykonał to bez wahania, ledwo mogąc uwierzyć w swoje szczęście, w końcu miał Boże Narodzenie kurwa! Z wielkim wirowaniem kontynuował kopulację, jego artretyczne biodro głośno zgrzytało.

To było dobre, pomyślał, lepsze niż randki komputerowe, był pewien, że dałby Cindy najwyższą ocenę. Z ręką na jej piersi, Cindy zachęcała go do robienia wszystkiego, co w jego mocy, a Święty Mikołaj, odpowiadając na jej podszepty, Odkrył, że nie brakuje mu pragnień, Zachęta i pożądanie, Jego ciśnienie krwi wzrosło alarmująco! Chichocząc dziewczęco, ścisnęła jego jądra, I sprawiła, że ​​Stary Mikołaj upuścił okulary, Ale, kontynuując niesforny, Staruszek Yuletide był tak gorliwy jak musztarda, Cofnął lata i robił swoje, Mając nadzieję, że jego serce będzie wystarczająco silne . Z sapnięciami i jękami, i stłumionymi jękami, I mnóstwem chrząknięć pośród chorągiewek, Cindy, zainspirowana, I Świętym, wzmocnionym magicznym pyłem, Ich głębokie westchnienia nie kryły kłamstw, Ani udając, Gdy nadal to robili. Uważając Cindy za piękność, Święty Mikołaj spełnił swój miłosny obowiązek, Cindy czuła się całkiem zachwycona, jej zachwyty trzaskały elastyczne majtki, A para, oddając się nieszkodliwym przekomarzaniom, Cindy śmiała się: „Idź dalej, stary dobry Mikołaju!” Z Cindy's wszystkie namiętności płoną, a Mikołaj czuje się tak samo, wznosili się na wyżyny rozkoszy, osiągając szczyt jednocześnie, obaj razem. „Och”, zawołała Cindy, „Och, och, och… i sprawiła, że ​​Święty Mikołaj się uśmiechnął.

„Ho, Święty Mikołaj śmiał się, Ho, Ho, Ho… w tradycyjnym stylu. Elfy i zebrały się wokół, Leprechauny i lubieżni kucharze zaczęli marszczyć brwi, Rudolf, wstając, pokazał swoje towary, A wróżki w krótkich spódniczkach starały się ukryć swoje, Wiewiórki tańczyły tam i z powrotem, A arlekin nie miał miejsca iść, Ale wszyscy jak jeden w chórze krzyczeli, Do wszystkich i dookoła, Ich głosy, czyste, „choć trochę tandetne, „WESOŁYCH ŚWIĄT WSZYSTKICH!”..

Podobne historie

Sonda

★★★★★ (< 5)

Budzi ją obca przyjemność.…

🕑 8 minuty Nadprzyrodzony Historie 👁 2,022

W twoim pokoju było ciepło i wilgotno. Wziąłeś prysznic, a następnie otworzyłeś okno, by wpuścić nocną bryzę. Powiew i chłód pokrowców były cudowne na twojej nagiej skórze. Zwykle…

kontyntynuj Nadprzyrodzony historia seksu

Gość Domu Shahiry

★★★★★ (< 5)

Oddany nauczyciel przyciąga wzrok Sultany.…

🕑 39 minuty Nadprzyrodzony Historie 👁 1,604

Minęło wiele lat, odkąd pierwszy raz przeszedłem przez Bramę Obsydianu. Od tego dnia wszystko się zmieniło. Nowi Bogowie przybyli z mieczami swoich wyznawców. Zrzucili sułtana i ścięli go.…

kontyntynuj Nadprzyrodzony historia seksu

Święto wiosny Shahiry

★★★★★ (< 5)

Święto wiosny prowadzi Tel do jego prawdziwej miłości.…

🕑 48 minuty Nadprzyrodzony Historie 👁 1,973

W czasach, gdy ciemni Bogowie przynieśli swoje legiony i płomienie, wiosna przyniosła szczególny czas w Domu Rodzinnym, w którym byłem zarządcą. Każdego roku Sultana przychodziła na…

kontyntynuj Nadprzyrodzony historia seksu

Kategorie historii seksu

Chat