Płyta winylowa ćwierka czekoladowo gładkim barytonem Nata Kinga Cole'a i jego albumu The Magic of Christmas z 1960 roku, gdy jesteśmy przetwarzani, podnosząc zwykle obskurną atmosferę komisariatu do czegoś niemal magicznego. Rzecz w tym, że stalowe kajdanki wokół moich nadgarstków wcale nie mają związku z tym magicznym okrzykiem „Deck the Hall”. Wolą uderzać frajerem w rozsadzającą jaja rzeczywistość i napinać zwieracze natury powtarzających się gróźb, aby zadzwonić do mojej mamy. A jednak ten dychotomiczny nastrój stalowych kajdanek i czekoladowego barytonu nie ma nic wspólnego z niepokojąco surrealistycznym charakterem sceny w stylu Wesa Andersona, która obecnie ma miejsce.
W kącie, z butami opartymi na zagraconym biurku, siedzi detektyw w pełnym stroju Jolly Saint Nick. Jego pulchny brzuch podskakuje w niekontrolowany sposób w falach śmiechu, powodując, że krztusi się piernikami, które pochłaniał paloną kawą. Z boku, w ciasnej celi, rozpoznaję bliźniaków Larson w dopasowanych, obcisłych strojach elfów, najwyraźniej przyłapanych za publiczne odurzenie podczas pracy w „Warsztacie Świętego Mikołaja” w The Village.
Ponownie. Ostatnie aresztowanie ich jednak nie przeraża. Służyły jako chórki do zadymionego głosu na krześle obok mnie. Mówiąc o. Ty.
Ty. Ty. Ty. Chichoty wylewają się z twoich błyszczących różowych ust szybciej niż z butelki szarej gęsi, którą razem wypiliśmy, aż twoje policzki staną się czerwone jak rudolf, łzy wypłyną z twoich zbyt zielonych oczu, a z twojego delikatnego nosa rozlegnie się słodkie prychnięcie.
Śpiewasz swoją niewyraźną wersję „Twelve Days of Christmas” od naszego przyjazdu. "Fiiiiiive-fiiiinger-priiiints!" pijesz, gdy detektyw Vo stuka w jej komputer. Jej lewe oko drży i cały czas zerka na taśmę klejącą obok zszywacza. „Fo-uu-rr cuh-uhffed-ręce, trzy niechlujne cuuuum, dwa ooh zazdrosne oczy…” Rysujesz tę linię tak długo, jak to możliwe po pijaku, jednocześnie sugestywnie poruszając brwiami w kierunku detektywa, powodując, że f.
Potem nagle przerywasz, unosząc ręce jak dyrygent, gotowy do rzucenia ostatniego wersu jak pończocha pełna zseksualizowanego napalmu. Jednak twarze bliźniaków są pełne zachwytu, a święty Nick ma zamiar wypluć kawę po raz dwunasty tej nocy. Twoje ramiona nagle opadają, a Larsony układają się, harmonizując i uderzając w takty, gdy twoja oda dobiega końca.
„ANNNNND-AAA-FAAAT-DI-ICK-SPURING-UP-Myyyy-coooooch!” Ten surrealistyczny nastrój, o którym wspomniałem? Stracony. Pogrążony w chaosie, gdy brzuch detektywa Saint Nicka faluje tak mocno ze śmiechu, że nogi jego krzesła pękają, okruszki ciastek i kawa rozpryskują się wszędzie. Larsonowie padają na podłogę ze spastycznym chichotem. Przez cały ten czas detektyw Vo spokojnie wstaje od biurka, podchodzi do dystrybutora wody, wyrywa dzbanek z maszyny i spokojnie wraca, ciągnąc za sobą wodę. Zatrzymuje się za tobą i wydaje z siebie przeszywający w uszach wrzask, po którym następuje: „Zamknij się już, kurwa!”.
zanim wylejesz na głowę to, co zostało z dzbanka. 4 GODZINY TEMU „Przekonany?” Ashton kończy z zadowolonym z siebie gestem. Dobre pytanie.
Żadnej pieprzonej wskazówki. Znam się na motocyklach. Skrzynie biegów. Wały korbowe.
Dobrze utrzymany tłumik mruczy pieśń czystej mocy, gdy zwiększasz obroty silnika. Porsche? ha! Siedzę więc cicho, przeklinając ojczyma za to, że narzucił mi tę pracę, bo znowu utknął w biurze do późna. „Docenisz to, kiedy zobaczysz minę swojej mamy” – napisał.
Prawidłowy. Jasne. Nie. Obejdzie go w kolejnym przyprawiającym o mdłości pokazie seksualnego uczucia, z którym cieszę się, że nie muszę się z tym borykać w trakcie semestru. "To miłe." I to jest.
Ale za cholerę nie widzę różnicy między Macanem a Cayenne. "Ładny?" Ashton mamrocze, po czym przechodzi do kolejnej gadki o zaletach technicznych i funkcjonalności obu. wyciszam go.
Mam lepsze rzeczy do przemyślenia. Jak znaczenie Melody Drake pokazującej mi cycki na tej imprezie. „Masz problemy z zamknięciem, Ash?” woła zadymiony głos, którego nie słyszałem od lat.
„Omawiamy tylko najdrobniejsze szczegóły. Nie możesz spieszyć się z wyprzedażą niemieckiej sztuki, kochanie”. – Jestem pewien – wzdycha znajomy głos. „Ale wezmę to stąd.
Szef cię potrzebuje. Teraz”. Ashton ściska moje ramię, zanim się wysuwa. „Doprowadzimy cię do porządku. Zaraz wracam”.
Fala mięty pieprzowej uderza mnie, gdy platynowa blond piękność przesuwa się po miękkiej skórze. „Jesteś mi coś winien. Kombinacje kolorów były następne” — mówi Portia Nash. – Byłbyś tu jeszcze przez godzinę. "Ty?" wycofuję się.
Portia odwraca się, błyskając elektryzującym uśmiechem, który podsycił co najmniej sto niezręcznych mokrych snów w pierwszej klasie liceum. „Pete, zabieram go na kolejną przejażdżkę. Za chwilę wracam” — wrzeszczy przez okno.
„Nie spóźnij się! Zbliża się za trzydzieści. I bądź ostrożna, dziewczyno! Idzie śnieg!” „Nie martw się swoją słodką brodą. Wszystko będzie dobrze”. Odwraca się i klepie mnie po nodze.
— Prawda, Elliotcie? Głupio kiwam głową. Porsche tli się miękkim brzmieniem Earthy Kitt i chrapliwym uwodzeniem Portii śpiewającej do „Santa Baby” Kitta. Ich duet wprawia mnie w zakłopotanie, brak mi słów od czasu opuszczenia salonu, przynajmniej do czasu, gdy jakaś zabłąkana myśl wycieka z moich ust.
„Portia Nash, pracująca dla Porsche i śpiewająca w Porsche. Złoto marketingu. Rocznik był właściwie odpowiedni dla odmiany”.
"Przepraszam?" Portia odwraca się, unosi elegancką brew. "Uhhhhhh." Zaciska usta, jej zielone oczy się zwężają, a ja palę powolną śmierć w strasznym, żartobliwym piekle. Następną rzeczą, jaką pamiętam, jest to, że wybucha piskliwym chichotem, jeszcze bardziej mną wstrząsając.
– Ożyw się, Irysko – chichocze. „Słyszałem wszystkie kalambury”. "Prawidłowy." „Spokojnie, Elliot! Jesteśmy starymi przyjaciółmi, którzy właśnie nadrabiają zaległości”. "Przyjaciele?" „Mhm?” „Nie byliśmy…” Portia marszczy brwi.
„Och… racja. Dlatego ukradłem cię Ashowi”. „Myślałem, że właśnie ratujesz mnie przed pokręconym popiołem”. Jej oczy przewracają się, ale usta wykrzywiają się.
„Mm. Częściowo. Ale… czy kiedykolwiek wspomnienie sprzed wielu lat uderzyło cię nagle jak worek kutasów?” Mój zdławiony śmiech naciska na nią.
„Poważnie! Oszukałam cię, kiedy byliśmy dziećmi, El. Potem w liceum…” Przez chwilę wygląda niewinnie. Winny nawet. Nie wygląd, który skojarzyłbym z kimś, kto kocha szybkie samochody, niebezpiecznie krótkie spódniczki i całą drużynę piłkarską, jeśli wierzyć plotkom.
„Duch przyszłości może być nikczemną dziwką” – wzdycha, skubiąc miętówkę. „Zaatakuj cię znikąd. Buuut”.
"Ale?" „Pieprzone A”, jęczy Portia, popijając pęczek trawki, pociągając z butelki szarej gęsi. „Byłem Jonesing dla tego przez cały dzień.” Ona je mija. „Puf, puch, puch!” – droczy się, poruszając brwiami.
Ja robię. I wdychaj o wiele za dużo. „Zerżnąłeś wisienkę Mary Jane, co?” ona chichocze. "Jestem zaszczycony." Odchylam butelkę i piję dużo, żeby stłumić atak kaszlu. – Czy nie powinniśmy… – urywam, wycierając usta.
Na zewnątrz migocze gigantyczna choinka. Jego srebrne światło sprawia, że płatki śniegu mienią się. Portia wzdycha, zagłębiając się w swoim krześle. „Za bardzo się martwisz. Czy nigdy nie przestajesz myśleć i po prostu żyjesz?” „Kiedy twoja matka może dosłownie zagrozić ci więzieniem… boisz się, że nie będziesz myśleć”.
Drapieżny głód zapala się w tych zbyt zielonych oczach, paraliżując mnie jak wahadło hipnotyzera. Wylewa się ze swojego siedzenia w moją stronę powolnym czołganiem, a szara sweterkowa sukienka unosi się wysoko na jej smukłej sylwetce. – Wypieprzę z ciebie ten strach.
Trzymam się drogiego życia i jej wspaniałego tyłka, ponieważ najbardziej zaskakująco erotyczny moment w moim życiu wypala doznania głęboko w mojej skórze. W tym pierwszym pocałunku nie ma nic romantycznego ani mdłego. Po prostu dosiada mnie jak motocykl i wpycha język do moich ust w pokazie nieokiełznanego pożądania. A jej mieszany smak mięty pieprzowej, trawki i wódki podkręca mnie od zera do małego człowieka ze stali w nanosekundę.
Ona sprawia, że wyskakuję jak rakieta z butelki w jej ustach osiemdziesiąt trzy sekundy do korkociągowego, wysysającego jądra obciągania. Mój kutas skwierczy od orgazmu. Moja twarz płonie ze wstydu. Portia po prostu skwierczy.
Pokazuje zebraną śmietankę, jej rubinowo-czerwony język obraca ją przed połknięciem, cmocząc ustami, jakby smakowała wyborne wino. Potem czołga się z powrotem na moje kolana, kładąc swoje spocone, przegrzane krocze na moim słabnącym małym mężczyźnie. – Odpręż się – szepcze, przygryzając moje ucho. „Mały Elliot wkrótce znów będzie na pełnych obrotach. W międzyczasie…” Jej ciało się trzęsie, platynowa cipka ślini się ciepłą, świeżo upieczoną mazią wokół grubego miętowego patyczka, gdy ostatni klaps spada na jej radosne kule .
Z zamglonym umysłem przesuwam językiem po tej miętowej mazi i trzepoczę nad jej pomarszczoną gwiazdą polarną, zanim wyciągnę cukierka zębami. Osłabiona orgazmem, z trudem porusza biodrami nad moją odnowioną erekcją. Ale nie da się jej zniechęcić. Chwyta moje pulsujące mięso smukłą dłonią, celuje i upuszcza.
"Fuuuuuuck," mruczę, przyciskając ją do siebie. Jej obcisła cipka to gorący piec aksamitnego ciepła. – Teraz.
Kurwa. Mój. Dup – jęczy w zagłębienie mojej szyi. „Mhm?” Odpowiadam, delektując się słodkim, słonym potem między jej dzwonowatymi cyckami. „Mój tyłek.
Napełnij też mój brudny, zdzirowaty tyłek”. Porusza biodrami, ssie moje ucho. „Potraktuj to jako… pakiet platynowych nagród. Pieprzyć to. Pieprzyć to!” Spoglądam w jej dzikie zielone oczy i uśmiecham się wilczo na jej okropną grę słów.
Podczas gdy ona wpycha mi język do ucha sprośne fantazje, nie mogę nie uświadomić sobie, że jestem dzieciakiem w sklepie ze słodyczami, który ma wolną rękę w tym miejscu. Najlepiej uwierz, że przedawkuję. "Czy to jest to, czego chcesz?" – pytam, przesuwając palcem śliskim spermą tam i z powrotem po jej pomarszczonej gwiazdce. „Neeeee” – błaga „Lepszy pomysł”.
Rozglądam się za butelką szarej gęsi. Przenikliwy okrzyk bólu i przyjemności rozdziera samochód, gdy smukła szyjka butelki wciska się w jej tyłek, aż wciągam ją w kolejny niechlujny pocałunek. Myśli wirują w atramentowej otchłani, przewracam butelkę, wlewając kilka ostatnich kropel wódki do jej jamy odbytu. Zaciska się i przysięgam, że czuję, jak jej serce bije przez jej maślane ściany. – Drań – chrypie, kiedy zaczynam się ruszać, naćpany uczuciem zatkania obu otworów.
Chowam twarz w jej wilgotnych włosach i zatapiam się w platynowej mgiełce przyjemności. W trzeciej rundzie Porsche i Portia przekształciły się w supernową. Szyby są zaparowane, a podgrzewane skórzane siedzenia skrzypią głośno, gdy jedziemy jak króliki. Jej chlupiąca, niechlujna cipka jest szalejącym potokiem pożądania, kremując moją grubą erekcję jej podnieceniem i moim drugim ładunkiem tej nocy. Jestem tak zakochana, że nie zauważam pukania, nie zauważam niczego, dopóki lodowaty wiatr nie przecina parnej mgły seksu.
Słychać westchnienie, a następnie znajome wietnamskie przekleństwa. - Naprawdę? Chcesz nas tam, detektywie? Portia jęczy, zaciskając się mocno. „Jest zimno. Dlaczego nie wejdziesz? Jest… orgazm”. "Zatrzymywać się!" Błagam.
- Dlaczego? Najwyraźniej potrzebuje ulgi. „Nie, ja!” – Masz przejebane – syczy detektyw Vo, kiedy chrząkam, rozładowując zawartość do ognistego pudła Portii. – Wykopałeś mi grób – jęczę. Szturchasz mnie ramieniem.
"Czy ja?" Detektyw Vo przygląda się nam, a konkretnie tobie. Szybko się odwraca, ale przysięgam, że jej policzki były rumiane, a oczy błyszczały tęsknotą. „Chcesz wiedzieć, jak smakuje jej różowa mała cipka?” szepczesz.
Mózg. Przegrzewa się. „Ty-ona-jak-co…” „Jest Wigilia. Nadal spełniam życzenia, a odprężający maraton ruchania jest numerem jeden na jej liście niegrzecznych rzeczy”.
Spoglądam na podopiecznego mamy. „To pięćdziesiąt odcieni popieprzonych”. "Nie… pięćdziesiąt odcieni niegodziwie pysznego." Gryziesz mnie w ucho, a bliźniacy wzdychają. „Może nawet przekonam ją, żeby wypuściła te urocze elfy, żeby do nas dołączyły.
Czy to nie brzmi tak… rozkosznie kryminalnie?” Mój kutas unosi się w mrocznej zgodzie, śpiew Larsonów: „Zadzwonimy w jego dzwonki”.
W świecie, w którym Internet jest przepełniony dobrze wyposażonymi męskimi gwiazdami porno, które potrafią się pieprzyć przez wiele godzin, a kobiety na całym świecie oczekują orgazmu…
kontyntynuj Humor historia seksuGdzie można znaleźć przyprawę na całe życie?…
🕑 33 minuty Humor Historie 👁 3,833Jeśli czytasz go w innym miejscu, został skradziony. Legenda utrwala mityczną bajkę, która przedstawia bezczelnego piernika, który był magicznie animowany i który spędził życie, uciekając…
kontyntynuj Humor historia seksuTo był dla mnie typowy dzień, przynoszący radość światu.…
🕑 6 minuty Humor Historie 👁 3,084Gdy szedłem w kierunku kawiarni, poczułem powiew wiatru, który podmuchał moją krótką, zwiewną spódnicę, czując się zdenerwowany, cały czujny. Czułam się dobrze na mojej nagiej cipce.…
kontyntynuj Humor historia seksu