Beton jest zimniejszy niż myślałem. Bardziej ścierny. Jak papier ścierny i te małe, boleśnie irytujące kamyczki, które wciskają się w twoje buty, gdy jesteś dzieckiem pijanym po słodkich napojach i biegającym jak nietoperz po placu zabaw. Bez obaw.
Niewinny. Szczęśliwy. Pieprzone stare dobre czasy popowych tart, siedzenie do późna, jedzenie żelek i oglądanie Power Rangers. Walka o uczucia Moniki Lewis podczas przerwy.
Scholastyczne taryfy książkowe i szaleństwo Harry'ego Pottera… lata minęły w mgnieniu oka. Zasysam głęboki oddech i robię niezgrabny krok do przodu i do góry, z ramionami rozłożonymi jak artysta z drutu. Odrodzenie Philippe Petit. Czekam na mrożący krew w żyłach krzyk przerażenia i złości członków rodziny wpadających przez zamknięte drzwi na dach.
Zaskoczona niespodzianka i pluśnięcie schodzi w dupę nagiego nastolatka w szpitalnej sukni w kropki jak peleryna. "Huh… no to ciekawe, a jednak… par do kursu", aksamitnie gładki głos mruczy z leniwym brakiem zainteresowania. "Chyba że umiesz latać, oczywiście.
To byłby nowy. Spadki i skoczkowie są tak dalecy, wiesz? Czekasz i czekasz na korektę kursu. Piotruś Pan bajkowy pył. Nie.
Nada. Po prostu chrup i chlap. ta krew przyprawia mnie o mdłości i cholera, mamy jej w sobie dużo.
Zdziwiłbyś się, powiem ci. Niczym pijackie siki, po prostu płynie. W chłodne wieczorne powietrze rozlewa się mały dzwonek niczym chichot; jakby ten nieznajomy właśnie powiedział najzabawniejszą rzecz, jaką słyszał cały dzień. Powoli wypuszczam oddech, który wstrzymywałam, schodzę, potykam się i opadam prosto na wyściełaną klatkę piersiową chichoczącego nieznajomego. Zapach wiśniowej coli, wanilii i gumowatych misiów rozpływa mi w ustach.
"Miło mi poznać, co?" nieznajomy wzdycha do mojego ucha, ocierając się dłonią o moje udo, „czy ty pakujesz ciepło do podwójnego stuknięcia na wypadek, gdybyś nie przeżył nurkowania z Piotrusiem Panem?”. Tajemnicza dziewczyna przesuwa dłonią po mojej nodze do kieszeni zawierającej zwinięte komiksy. Wysuwa je, z zamiarem delikatnego muskania knykciami mojego wewnętrznego uda.
"Ooooh. Daredevil, co? Wielki komiczny nerd? Widziałeś program? Charlie Cox ma najsłodszy tyłek." Wypuszcza kolejny muzyczny chichot, który sprawia, że włosy rosną mi na karku. Nieco bardziej ponury niż zamierzałem, mówię: "Bardziej jak słyszany niż widziany. To samo z komiksami". "Jak to działa?".
Macha ręką przed twarzą. „Młodszy brat myślał, że może mi się spodobać. To jego ulubione wydania. Ta kolekcja skarbów, którą każdy dostaje jako dziecko. Dla niego to komiksy.
Myślę, że ma nadzieję, że jestem teraz bardziej jak Murdock niż… cóż… ja.". "Ty?". Odwracam się, żeby mogła zobaczyć to, czego ja nie mogę. "Ślepy.".
„Chemiczny rozprysk?”. Chichoczę sucho. "Nowotwór.". "Fuuuuck. Przynajmniej jak Deadpool? To kolejny słodki tyłek, w który chciałbym zatopić zęby." - Niestety nie.
A może na szczęście. Wciąż mam gładką skórę dziecka, a nie mapę topograficzną trędowatych. To wywołuje kolejny śmiech.
Mrugam, wskazuję miejsce na moich skroniach. - Guzy właśnie tutaj. Łagodne.
Jak dotąd. Ale siały spustoszenie w moich oczach. Żadnych filmów. Żadnych gier wideo. „Nigdy więcej księżyców w pełni i fal oceanu”.
„Bez piłki nożnej”. „Bez porno”. – Nigdy – mówię z oburzeniem. Kładzie dłoń na mojej klatce piersiowej.
„Gorąca nastolatka jak ty? Nazywasz tą bzdurą”. – Nieważne – wzruszam ramionami, odwracając głowę z przyzwyczajenia, żeby uniknąć niewidzącego kontaktu wzrokowego. „Szkoda, że nie widzisz mojej dupy.
Przewracam niewidzącymi oczami i czuję, jak znów się zamyka, wyobrażam sobie, jak patrzy na mnie z Sherlockowskim zainteresowaniem. „Naprawdę nie pieprzysz się ze mną, prawda? Żadnych ukrytych umiejętności ninja i super wyostrzonych zmysłów? „Nie więcej niż średni bonus, jaki otrzymują niewidomi. I myślę, że to Sais”.
Palec przyciska mnie do nosa. "Nieważne, nerd.". Dźgam na ślepo, żeby odebrać jej komiksy i wsunąć je z powrotem do kieszeni. – Planujesz je przeczytać? ona dokucza.
Wzruszam ramionami. "Tylko jeśli dasz mi swoje oczy. Znam chirurga." "Założę się, że tak." "W każdym razie, komiksy nie są dostępne dla niewidomych, wiesz. Głównie dzieła sztuki. Bez brail.
Brak możliwości zobaczenia sztuki trochę psuje to doświadczenie." - Prawda. Ale… wolisz zobaczyć parę śmiesznie przerysowanych, dwuwymiarowych cycków z rysowanymi dziewicami, czy gliniarz poczuć prawdziwy? Następuje długa przerwa. But uderza w beton, aż zabrzęczy Jeopardy. Nie mogę kontrolować nieprzyjemnego zakłopotania palącego moją twarz lub niefortunnego przekierowania dopływu krwi do mojego ciała w bardziej… południowym kierunku.
„W niektóre weekendy czytałam dzieciom w bibliotece” – kontynuuje. „Dorzuciłem do tego trochę zabawnego głosu, żeby nie wracali. Małe gówniane demony to uwielbiały”. Kiwam głową, w głowie szumi od zapachów wiśniowej coli i wanilii, które tak skutecznie wprawiają mój mózg w cykl wirowania, że przysięgam, że widzę jej zamazany obraz.
„Będę gotowa pójść o krok dalej, jeśli są jakieś… rozwiązłe sceny”, szepcze mi do ucha, wciskając biodro w kutasa, którego jak cholera staram się nie wybrzuszać z mojej cienkiej szpitalnej koszuli. Przełykam. "Nie mówisz." "Oczywiście, że mówię!" śpiewa, odpychając się. „Teraz, jeśli mamy to zrobić, robimy to dobrze”. "Nigdy się nie zgodziłem." Klepie mnie w tyłek.
– Na pewno jednak masz. Teraz. Przygotowania i libacje! Odgłos odkręcanej metalowej nasadki wypełnia moje uszy, po czym następuje raczej niekobiece przełykanie czegoś płynnego. Trzydzieści sekund później wciska mi w ręce cylindryczny przedmiot.
„Wypij duży łyk mojej szarlotki”. „Naprawdę? Alkohol dla chorego na raka?”. „Alkohol? Kurwa nie. Koktajl konopny z szarlotką, mój przyjacielu.
O wiele gorszy pomysł. Ale najlepsze pomysły zawsze są, prawda?”. „Moja matka mnie zabije, jeśli się dowie. Potencjał chemioterapii już ją przeraża.”.
– Założę się, że to nigdy wcześniej nie powstrzymało cię od bycia niegrzecznym. Przyciąga wierzch mojej dłoni do ust, żebym mógł poczuć, jak jej miękkie usta wyginają się w szerokim uśmiechu. – Winna – przyznaję niechętnie, zabierając od niej termos i wypijając miksturę, która zaczyna mnie uspokajać niemal natychmiast. Myślałem, że mogła mieć na mnie jednego.
Delikatne drażnienie, aby odwieść mnie od parapetu. Może nawet jeden z wynajętych przez matkę zbirów, żeby mnie pocieszyć. Nie żebym kiedykolwiek myślał o skoku łabędzia z dachu.
Jestem ślepy, nie przygnębiony. A jednak jest w pełni zainteresowana. Tak bardzo, że prawie mogę sobie wyobrazić, co ona robi.
Zeskakiwanie z półek. Spinning. Kręcenie.
Buty drapiące beton, w które wpada i wypływa z niepokojąco imponujących męskich głosów burbona i papierosów oraz melodyjnych nut namiętnych, mruczących kobiet. Wypowiada każdą linijkę i wewnętrzny monolog, jakby czytała Szekspira: pasja, ból i rozmyślanie. I wszystkie te pieprzone efekty dźwiękowe, które są obecne w każdym cholernym komiksie. POW! BAM! WOOSZ! SCHRUPAĆ! KABUM! BZZZZ! Śmieję się tak bardzo, że przysięgam, że pękną mi żebra, a płuca wybuchną czerwonym deszczem. A potem wszystko zbyt szybko się kończy i żałuję, że Trevor nie dał mi dłuższych numerów.
Nie wiem, czy to marihuana, czy ona, ale jest we mnie ciepło, którego nie czułem, odkąd moja wizja zaczęła zanikać. To sprawia, że czuję się… całość. „AKT II to finito” – ogłasza zdyszany mój nieznajomy. Klaskam jej niezręcznie, nisko, próbując ukryć rozczarowanie.
"Za czym tęsknisz najbardziej?". Siedzimy na krawędzi dachu, nogi zwisają w przestrzeń. Jest przyciśnięta do mnie i czuję jej ciepło promieniujące do mnie. Myślę przez chwilę, delektując się jej obecnością i miękką skórzaną kurtką pod moim nagim tyłkiem. – Nie możemy papierem ściernym tego ślicznego małego tyłka, prawda? powiedziała.
Wzruszam ramionami. „Wątpię, czy mam odpowiedź, która nie jest kurewsko banalna”. Uderza ramieniem w moje.
"Nie wątpię. Ale to nie są zajęcia z literatury z profesorem przekory, stary. Co jest pierwszą rzeczą, która wpada ci do głowy?". "Nie wiem… chyba historie? Marzenia?". „Opowieści?”.
„Mam na myśli wizualizację historii. Brail radzi sobie całkiem nieźle. To nie problem. Nadal mogę czytać, tylko zamiast wzroku”. "I?".
"Ale im dłużej przebywasz bez wzroku, tym więcej… zapominasz. Próbujesz sobie przypomnieć, jak wyglądają rzeczy. Lasy.
Jeziora." Tym razem ją trącam. "Ładne kobiety.". "Ach. Mogę być modelem playboya, jeśli tylko wiesz.
Albo mogę być genetycznym dziwakiem z czterema oczami i unibrowem. Albo kolesiem z gorącym kutasem po twojej pomarszczonej, liliowobiałej dupie." Wzdrygam się. "Myślę, że to kolejny problem do dodania." „Poznawanie nowych ludzi, gdy jesteś niewidomy, jest jak pudełko czekoladek, co? Nigdy nie wiesz, kiedy dostaniesz tajemniczego kutasa”. Jęczę.
"Co?". „Teraz to jest stereotypowe odniesienie, które społeczeństwo musi porzucić”. „Nie bądź dupkiem”. "Ty pierwszy.". „Bezczelny mały gówniarz”, śmiejesz się.
„W każdym razie. Gorzej, gdy próbujesz wyobrazić sobie coś, co przeczytałeś, a nie możesz. To tak, jakby twój mózg zapomniał, jak przetwarzać kształty i kolory. Frustrujące jak cholera”. "Założę się.".
Żadne z nas nic nie mówi przez kilka następnych chwil, dopóki nie weźmie mnie za rękę i przyciągnie do siebie, aż nasze nosy lekko do siebie dotkną. "Ufasz mi?". Unoszę brew. „Przyciągasz do mnie Aladyna? Teraz naprawdę drapiesz beczkę popkultury”.
"Uh-huh. Pieprzona przejażdżka magicznym dywanem, kochanie. Jesteś moją Jasmine," szepcze mi gorąco do ucha, łapiąc mój nagi tyłek, "i jestem w nastroju spełniania życzeń." "Więc teraz jesteś Genie, co?". Jej ramiona owijają się wokół mojej talii. „Będziesz mówić dalej, czy muszę cię uciszyć w staromodny sposób?”.
"Stara moda…". Ciepłe usta zlewają się z moimi w tym samym czasie, kiedy przeciąga nas przez półkę w grawitację. Serce mi skacze, a kutas szybuje w nicość.
"Otwórz oczy.". "Hę?". "Otwórz oczy.".
"Oni są… Och." Będąc niewidomym, czasami zapominam, kiedy moje oczy są otwarte, a kiedy zamknięte. Dlatego tak bardzo lubię okulary przeciwsłoneczne. Sprawia, że interakcje z ludźmi są mniej niezręczne. Powoli moje powieki się rozdzielają i, niemożliwie, światło zaczyna się przenikać.
"Nie mogę przywrócić Ci wzroku. Ale… mogę dać Ci coś innego." – Nie wiem – mamroczę zdezorientowana. To jak wpatrywanie się w ścianę białego światła.
"Daj temu kilka chwil. Ale w międzyczasie…" Przyciąga mnie do kolejnego pocałunku i to też nie jest niepewna odmiana po raz pierwszy. To rodzaj, który ma jeden cel.
Jak najszybciej zdobądź kutasa tak mocno, jak to możliwe. „Znowu je zamknąłeś”, chichoczesz. – Trochę… trudno tego nie zrobić – odpowiadam, mój nabrzmiały kutas wbija się w jej udo dla podkreślenia.
„Przepraszam, nie przepraszam” – szepczesz. "Teraz otwarte.". Ostrożnie pozwalam im się rozsunąć.
A moje serce podskakuje. – Co myślisz? mówisz, kręcąc się w kółko. "Jesteś szczęśliwym draniem. Te suki playboya chciałyby mieć takie ciało." Jestem oszołomiony. Osłupiały.
Zdezorientowany. Nie tyle przez to, że widzę, czy to, że unosimy się w pustce pustej przestrzeni, ale przez szok skomplikowanych srebrnych włosów i żyły i tętnice pompujące neonowoniebieską krew tuż pod gładką, obsydianową skórą. "Ty ty.".
– Tak, ja – uśmiecha się. "W całej mojej chwale". "Nie rozumiem.". Uśmiecha się z zestawem perłowych zębów.
– Ja też naprawdę. Obudziłem się tak wiele lat temu. Bez ładu i składu.
Po prostu zwariowany ojciec religijny, który wyrzucił mnie z domu. Pomiot szatana i całe to gówno. Matka dziwka. Ona wzrusza ramionami. "Nie żeby to miało znaczenie." "I…".
Podpływa do przodu i wyciąga rękę, by objąć moją twarz chłodnymi dłońmi. „Nie myśl. To po prostu stanie ci na drodze.
Jak powiedziałam wcześniej, nie mogę uleczyć twoich oczu. może. Miejsce, które możesz odwiedzić, kiedy czytasz. Inny rodzaj widzenia”. Stuka mnie w głowę.
"Tutaj.". "Ale…". "Och, zamknij się i ciesz się połowem, dziewico." "Kto powiedział, że jestem…" Przerywa mi kolejnym palącym pocałunkiem, który wydaje się być zarówno ogniem, jak i lodem.
"Masz na sobie za dużo," jęczy, ręce zdzierają szpitalną koszulę z mojego ciała. Unosimy się nieważko w pustce, z ustami złączonymi ze sobą i językami walczącymi o dominację. To jak sen.
Chociaż myślę, że to nie tak bardzo. To jest. A jednak daleko mu do tego.
To rzeczywistość i sen zespawane ze sobą tak idealnie, że nie można powiedzieć, gdzie jedno się zaczyna, a drugie kończy. Chwytam się łapczywie na wzniesionym sutku, który smakuje jak lody i wiśniowy szewc. „Kurwa” – mruczy, obracając biodrami tam iz powrotem na moim brzuchu i czubku mojej erekcji. Uśmiechając się, wsuwam między nas dłoń i wbijam kciuk w jej tryskające fałdy, a środkowy palec w pomarszczony pierścień twojego ciasnego dupka. Jej smukły kształt spazmów i okrzyk przyjemności łzy z jej ust.
– Może… nie… dziewicą – sapie. „Porno” – żartuję, gdy przetaczamy się przez pustkę, palcem i kciukiem powoli pompujemy ją do nieistniejącego rytmu. – Zjedz mnie – żąda, biodra dopasowują się do rytmu moich pchnięć. "Ale już.".
– Mmhmm – droczę się, spowalniając pchnięcia do pełzania. „Czy twój umysł może sprawić, że będzie smakować jak gorąca krówka i bita śmietana?”. „Dziecko”, dyszy, „ale wykonalne. A teraz do roboty”. Jej nogi podwijają się, a jej stopy znajdują oparcie na moich ramionach, by popchnąć moją głowę do jej mokrej cipki.
Łata srebrnego futra zdobi jej lśniące obsydianowe krocze. Przyciskam nos do jej nabrzmiałej łechtaczki, chichocząc, gdy skomle z potrzeby. „Zdecydowanie pachnie krówką” – uśmiecham się, muskając jej mokrą, parującą cipkę.
„Jasne, że nie jesteś dziełem zboczonego artysty komiksowego”. – Zamknij się – syczy. "Ty pierwszy." Zanurzam się, zamykając usta wokół mojego posiłku z gorącej krówki i podniecenia bitą śmietaną.
Nie zawiodłem się. Nawet najbardziej utalentowany belgijski czekoladnik nie potrafił wydobyć tak dużego smaku. Jest słodko-gorzki z subtelnymi nutami ciepła, jak krówka chili.
– Kurwa – mruczy. "Więcej. Głębiej. KURWA!".
Jej nogi zaciskają się wokół mojej głowy; Odpowiadam językiem tak głęboko, jak to możliwe, aby pochłonąć jej stały strumień kremowych płynów. Ciepłe elektryczne brzęczenie narasta we mnie, im więcej przełykam, jak ta dziecinna gorączka cukru, która ma eksplodować w przypływie chaotycznej, destrukcyjnej energii. Mój kutas boleśnie puchnie, rozpaczliwie pragnąc własnego smaku utalentowanej cipki. Podciągam jej nogi do cycków z poduszkami i przez chwilę wpatruję się, ponownie oczarowana żywym blaskiem jej sieci krążenia pompującej niebieską, świecącą krew.
Biorę jeszcze kilka leniwych liźnięć jej nasyconej cipki, a potem zanurzam się niżej, by pomachać językiem nad jej pomarszczoną gwiazdą. "Gotowy?" – pytam, nawet nie czekając na odpowiedź. Powoli wciskam się w jej ciasną, maślaną cipkę, delektując się każdym zmarszczeniem jej wewnętrznych mięśni wokół mojego pulsującego kutasa. Jednak gdy tylko osiągnę dno, mój kutas chwyta się, a moje ciało drży boleśnie, jakby każdy mięsień skurczył się naraz. - Jesteś pewien, że byłeś – ćwierka leniwie, w połowie drogi między jękiem a chichotem.
– Kurwa – ryczę. Głowa mojego kutasa pęka, a moje jaja wyzwalają armatnie podmuch gorącej odwagi. Przyciągam cię mocno do klatki piersiowej i wirujemy przez pustkę jak kolejka górska w zerowej grawitacji, mój kutas tryska raz za razem, aż bulgocze wokół foki jak pęknięta tama. Jej usta odnajdują moje, kiedy tryska zwalnia do strumyka.
Leniwie walczymy językiem, paznokciami i zębami, aż odsuwa się, dysząc. „Więcej”, żądasz, biodra ocierają się, cipka kręci się wokół mojego boleśnie nadwrażliwego kutasa. – Więcej? Chyba już nic mi nie zostało – sapnę. "Zapominasz," uśmiecha się, stukając mnie w głowę.
"Moje dzieło. Moje zasady.". – Pieprz mnie – jęczę zirytowany.
"Planuję.". Pod koniec dziesiątej rundy oboje jesteśmy splątanym, odwróconym bałaganem. Ciągła rzeka spermy wciąż wycieka z obu jej nadużywanych dziur, a także z kącika ust. Jest w jej włosach.
Wtarł się w jej ciało i moje jak balsam. Leniwie oblizuję jej niechlujną cipkę, jej niechlujnego dupka, siorbiąc nasze połączone płyny jak narkotyk narkomana. Podobnie jej usta są zapieczętowane na czubku mojej opróżniającej się erekcji, wysysając każdą kroplę mojego nasienia, jakby to było ostatnie źródło płynu na planecie. – No i co teraz – pytam, gładząc ją po włosach.
Wtula się w zgięcie mojego ramienia i wzdycha. "Musisz się obudzić." "Czemu?". "Nie możesz tu zostać w nieskończoność, Sam." "A co jeśli chcę?".
"Nie jak to działa. Znikniesz." "To jest to w takim razie?". "Przykro mi.".
Wypuszczam oddech, o którym nie wiedziałam, że wstrzymuję. "Przynajmniej powiedz mi, jak masz na imię." Uśmiecha się do mojego ramienia i szepcze imię, które brzmi jak muzyka. Jakiś czas później.
Przesuwam palcami po napisach brailem, desperacko próbując ożywić tę historię. Sfrustrowany, że to nie działa, zamykam książkę. – Nie poddajesz się tak łatwo, prawda? – pyta znajomy głos. "Myślałem…". "Niepoprawnie," chichocze, materializując się przed moimi niewidzącymi oczami..
W świecie, w którym Internet jest przepełniony dobrze wyposażonymi męskimi gwiazdami porno, które potrafią się pieprzyć przez wiele godzin, a kobiety na całym świecie oczekują orgazmu…
kontyntynuj Humor historia seksuGdzie można znaleźć przyprawę na całe życie?…
🕑 33 minuty Humor Historie 👁 4,091Jeśli czytasz go w innym miejscu, został skradziony. Legenda utrwala mityczną bajkę, która przedstawia bezczelnego piernika, który był magicznie animowany i który spędził życie, uciekając…
kontyntynuj Humor historia seksuTo był dla mnie typowy dzień, przynoszący radość światu.…
🕑 6 minuty Humor Historie 👁 3,441Gdy szedłem w kierunku kawiarni, poczułem powiew wiatru, który podmuchał moją krótką, zwiewną spódnicę, czując się zdenerwowany, cały czujny. Czułam się dobrze na mojej nagiej cipce.…
kontyntynuj Humor historia seksu