Kwiaty we włosach. Kwiaty czekały na Julie, kiedy podjechała do swojego mieszkania. Bukiet stokrotek spoczywający na macie powitalnej wywołujący uśmiech na jej twarzy. Nawet po tylu latach rozmyślała, otwierając drzwi, a potem zamykając je za sobą, po czym szukała nieużywanego wazonu, by je postawić, i usadowiła się na szkliwionym różowym cylindrze, który został umieszczony w pobliżu kuchennego okna. Zawsze kochała kwiaty.
Podwórko było małe, ale było wystarczająco dużo miejsca, by utrzymać starannie utrzymany ogród; burza kolorów, która zawsze wywoływała uśmiech na jej twarzy, nawet w najbardziej ponury dzień. Nagle poczuła nostalgię, włączyła stereo i wyjęła album, wyjmując płytę winylową z wysłużonego okładki, zanim ustawiła ją w kolejce na gramofonie. Creeque Alley The Mama and the Papas, śpiewająca bez wysiłku, jej myśli odległe o lata świetlne. Wiedziała wszystko o swędzeniu, tyle że w jej przypadku nie stała na rogacie z kciukiem wystawionym do Nowego Jorku.
Uciekła z miasta, które nigdy nie śpi, i skierowała się na zachód. Pozwoliła piosence grać dalej, otwierając drzwi lodówki z zamiarem wzięcia piwa, zmieniając zdanie w ostatniej chwili. W końcu był piątek. Odrobina dekadencji pasowała do jej nastroju.
Zostawiwszy muzykę, poszła do sypialni i zrzuciła dżinsy i bluzkę, odsłaniając bawełniane majteczki ozdobione kolorowymi motylkami i dopasowanym stanikiem. Za drzwiami mesy ukryta była skrzynka na listy, w której trzymała małą torebkę zielska i fajkę. Zatrzymała się, gdy chwyciła oba, spoglądając na ręcznie ozdobiony album ze zdjęciami, który również schowała. „Och, co do diabła”, wymamrotała, również go wyciągając i rzucając na kołdrę, zanim dołączyła do niego, siedząc ze skrzyżowanymi nogami, opierając się o poduszkę i ostrożnie pakując fajkę, zanim wzięła długi łyk zioła.
trzymając go w płucach tak długo, jak tylko mogła, podczas gdy leniwie przesuwała palcami po materiałowym pokrowcu z boku, w końcu wypuszczając chmurę dymu i otwierając na pierwszej stronie. Stokrotki, podobnie jak te na kuchennym blacie, tylko sprasowane na płasko i wysuszone. Wspomnienie sprzed życia. Pod nimi było wyblakłe zdjęcie.
Ona, te same kwiaty wplecione w łańcuszek i noszone jak korona na ciemnobrązowych włosach, które okalały uśmiechniętą twarz. Miała na sobie krótką ufarbowaną sukienkę, sandały i brązową zamszową kurtkę z frędzlami zwisającymi z rękawów, zielone oczy ukryte za wielkimi czarnymi kółkami w plastikowych oprawkach. Miała jedną rękę uniesioną w znaku pokoju do kamery. „Byłam tak naćpana tej nocy”, zachichotała przed kolejnym uderzeniem. "I ty też.".
Za nią, przytłaczający ją o stopę, z jedną ręką niemal zaborczo spoczywającą na jej ramieniu, przystojny facet, jego szczęka mocna, jego uśmiech pełen rozbawienia, ciemne falujące włosy spływające na ramiona, jego oczy ciemne, czy byłeś w stanie zobacz je za parą ciemnych okularów z okrągłymi soczewkami i cienkimi oprawkami ze złotego drutu. "Cześć, sexy." Miał na sobie obcisłe spodnie w paski, rękę wsuniętą do jednej kieszeni, buty w żuki i spaloną pomarańczową kurtkę Nehru, rozpiętą, by odsłonić gładką klatkę piersiową pod spodem. „Co za noc” mruknęła, odpychając album, leżąc na plecach, wpatrując się w sufit i zabiła fajkę, pozwalając jej odlotowi przenieść się w przeszłość… California Dreaming.
Na wpół szła, na wpół biegła, gdy wyblakły żółty volkswagon zatrzymał się na pobocze, jedną ręką mocno ściskając uchwyt wysłużonej skórzanej walizki. Zawierała wszystko, co było dla niej ważne. No, prawie wszystko, pomyślała, śmiejąc się do siebie, a jej jasnozielone oczy błyszczały wesołością, gdy zauważyła naklejkę na zderzak. Gaz, tyłek lub trawa.
Nikt nie jeździ za darmo. „Gdzie się udałeś?”. "Zachód. Tak daleko jak możesz mnie zabrać." "Fajnie.
Wsiadaj. Brett.". "Julie.
Dzięki, stary.". Zachód. Coś ją ciągnęło, odkąd usłyszała tę piosenkę w radiu. Tak, jechała do San Francisco.
Dlaczego, nie potrafiła wyjaśnić, ale to było jak pierwotna potrzeba i od tego czasu była w drodze, z kciukiem skierowanym do góry za każdym razem, gdy zbliżał się samochód, każda jazda zbliżała ją do celu… Jay miał był pierwszy, niosąc ją z Nowego Jorku do Harrisburga. Dzielili jointa, jedząc kanapkę na małej łące tuż przy drodze, i całowali się na nagrzanej słońcem trawie, śmiejąc się, gdy obmacywał jej piersi, zachęcając go, dopóki ich sesja całowania nie przerodziła się w kochanie. Potem leżała naga pod słońcem, z głową na jego kolanach, gdy opowiadał o zobaczeniu Dylana na Newport Jazz Festival. Poczucie wolności było uderzające.
Pomyślała, że taka powinna być. To był powód, dla którego spakowała swoją torbę po usłyszeniu telefonu Scotta. Była w ruchu… Po Jay przyszedł Louis. Słuchał Jazzu, edukując ją entuzjastycznie o każdej piosence w stacji radiowej.
– Zostałem nazwany na cześć Louiego Armstronga – poinformował ją z uśmiechem tak jasnym, jak jego skóra była ciemna. „Mama i tata byliby zawstydzeni, gdyby wiedzieli” – powiedziała mu, pogrzebawszy na tylnym siedzeniu jego buicka, z majtkami na udach, spódnicą podwiniętą wokół talii, bluzką rozpiętą, odsłaniając piersi. Nad zaparkowanym samochodem gwiazdy zamigotały wesoło z wyraźną aprobatą, gdy po raz drugi krzyknęła w ekstazie, gdy poczuła, jak jego nasienie pęka w jej wnętrzu. Wyczerpany odpłynął w sen, wciąż w niej, podczas gdy ona dryfowała między zadowolonymi snami. A potem przyszli Steve i Becky.
Steve był starszy; profesor filologii angielskiej na urlopie naukowym. Wysoki, z ciemnymi włosami, przeszywającymi oczami i wysokimi kośćmi policzkowymi. Becky była jego dziewczyną, a także jedną z jego uczennic. Blondynka i niebieskooka z ciałem, które sugerowało, że spędzała piątkowe wieczory wiwatując na boisku piłkarskim. "Chcesz z nami wyjechać?" Becky szepnęła Julie do ucha właśnie podczas przechodzenia przez pola kukurydzy w Ohio, cała trójka biodra przy biodrach na ławce złotego kombi Ramblera.
"Pokochasz to. Obiecuję." I miała. Każdy zmysł wydawał się wyostrzony, wszystko wydawało się tak żywe.
Spędzili noc w wynajętym domku niedaleko Indianapolis, wysokim jak latawce, robiąc rzeczy, które tylko sobie wyobrażała, a niektóre, których nie miała. Została wyruchana w tyłek, ulegając oszałamiającej ekstazie, podczas gdy Becky lizała ją „tam na dole”, odwzajemniając przysługę; po raz pierwszy próbując innej dziewczyny. Wymieniła z nią nasienie po tym, jak mu wysadziła. Pozwoliła nawet blondynce wsadzić sobie język w pośladki, kiedy ssała nabrzmiałego kutasa Steve'a. Spędziła trzy dni, zdobywając otwierającą oczy edukację, której nigdy się nie spodziewała, pozostawiając ją bardziej wolną, niż kiedykolwiek sobie wyobrażała, i z apetytem na więcej, gdy powoli przemierzała kontynentalne Stany Zjednoczone.
Karl ją odebrał. poza Springfield w kabriolecie. Po godzinie słuchania, jak wychwala zalety Lyndona B. Johnsona, miała już dość, włączyła radio i zdjęła bluzkę, wystawiając się na niezliczoną ilość kierowców. Szczególnie cieszyła ją uwaga kierowców ciężarówek, którzy puszczali klakson i machali, gdy ich mijali.
Nigdy nie zauważyła, kiedy wjechali do Iowa. Była zbyt zajęta ssaniem jego penisa, gdy pędził autostradą, samochód skręcał, kiedy w końcu osiągnął szczyt. Zachwycała się, połykając każdą kroplę. Poza Des Moines złapała przejażdżkę z Clarence'em i Danem, siedząc na tylnym siedzeniu, wyśrodkowana tak, aby mogli ją zobaczyć w lusterku wstecznym, gdy podciągnęła spódnicę i zsiadła palcami po tym, jak minęli wspólne wokół. Później jechała, najpierw Dan, okrakiem na jego biodra, kiedy Clarence patrzył, a potem Clarence, kiedy Dan patrzył.
Podróż przez Nebraskę upamiętniła burza z piorunami, w której schroniła się u Amy, zamężnej matki dwójki dzieci, wracając z odwiedzin u ciotki. To była pierwsza noc dla starszej kobiety. Pierwszy raz, kiedy paliła marihuanę, pierwszy raz, kiedy zjedzono jej cipkę, i pierwszy raz, kiedy była z inną kobietą, czego nie przyznała, że żałuje.
Spędziła noc na przystanku autobusowym, jej ubranie wciąż przemoczone po letniej burzy i przylegające do jej młodzieńczych kształtów, robiło co w jej mocy, by otrzepać wilgoć z brunetki, która opadała jej do połowy pleców. ostatni przyzwoity posiłek. Nie żeby się martwiła.
Natchnął ją optymizm, ogrzewając ją od wewnątrz, nawet gdy drżała w toalecie Greyhounda. A potem przyszedł Brett. „Dlaczego San Francisco?”. „Chcę nosić kwiaty we włosach”, odpowiedziała, śmiejąc się z zakłopotaniem, wyobrażając sobie, jak to musi brzmieć.
„Podoba mi się piosenka. Mogę ją kopać”. „Gdzie się udałeś?”. "Mam rodzinę w Seattle. Pomyślałem, że mogę się tam na chwilę zatrzymać.
To było zanim cię poznałem." Tej nocy obozowali pod gwiazdami, paląc haszysz z fajki, a potem uprawiając powolną, zmysłową miłość podczas pełni księżyca. Wydawało się, że to trwało godzinami i zagubiła się w mglistej, surrealistycznej zmysłowości, jaką wywołał lek. Potem leżą splecieni i nadzy na kocu, który rozłożył na ziemi, słuchając radia samochodowego.
– Słyszałeś to wcześniej? on zapytał. „Drzwi. Posłuchaj.”.
I zrobiła to, kopiąc pulsujące nuty organów, mroczny uwodzicielski głos piosenkarki, wzywając ją do przebicia się. Potem znowu się kochali, zanim zasnęli. Tej nocy jej sny wirowały wokół jej głowy jak ciemne węże, wijąc się i wijąc wokół niej, gdy unosiła się w oceanie wolno poruszających się kolorowych świateł, przypominając jej o meduzach, które kiedyś widziała w akwarium podczas swojej krótkiej wizyty w Nowym Jorku Miasto.
Nowe obrazy i dźwięki stają się jej kamieniami milowymi, zastępując nowe twarze. Spędzili trzy dni w Yellowstone i jego magicznych gejzerach, kolorowych gorących źródłach i jej pierwszym spojrzeniu na dzikie zwierzęta wędrujące swobodnie, słuchając, po raz pierwszy The Jefferson Airplane wykonujący Somebody to Love and Rabbit and the Beatle's Strawberry Fields Forever. "Co myślisz?" – zapytał Brett, gdy piosenka się skończyła.
"Trippy. Rozwala mój umysł," odpowiedziała marzycielsko, przypominając sobie trip na kwasie ze Stevem i Becky, gdy odchyliła się do tyłu na swoim siedzeniu, z bosymi stopami na desce rozdzielczej i uderzyła w jointa, zanim przekazała mu go z powrotem. Gdy przemierzali pozornie niekończące się pustynie Utah, zapoznała się z filmami Za co warto i A r Shade of Pale. A potem był znajomy. Kalifornijskie marzenia.
Pozytywne Wibracje. Lato w mieście. Chociaż bardzo pragnęła dostać się na wybrzeże, ani razu nie sprzeciwiła się objazdom. Spędzili cały dzień na zwiedzaniu Capitol Reef, wędrując po kanionie Cohab podczas podróży na karcie.
Później tego wieczoru kochali się szaleńczo w cieniu Cassidy Arch, chichocząc i śmiejąc się na myśl, że zostaną złapani. Następny dzień uświetnił spokojny spacer przez Bryce Canyon, po czym ponownie udał się na zachód, Dave bez koszuli, gdy jechał, jego umięśniona klatka piersiowa błyszczała od potu, Julie miała na sobie tylko parę wilgotnych bawełnianych majtek i stanik, gdy skakali po niekończącej się autostradzie., słońce grzało w zdezelowanym autobusie. Nawet noc była ciepła i Dave zaszaleł, płacąc za klimatyzowany pokój w stosunkowo nowoczesnym motelu, gdy tylko trafili do Reno. Tej nocy uczcili zbliżające się przybycie do Ziemi Obiecanej butelką niedrogiego wina i gorącej zabawy, która zaczęła się na łóżku, a skończyła w wannie, oboje śmiali się i chichotali jak dzieci w fabryce cukierków. Dwa dni później stali w parku Golden Gate z oczami pełnymi zdumienia na widok zgromadzenia, którego stali się częścią.
Wszędzie, gdzie spojrzeli, znajdowali się ludzie w ich wieku, ubrani w jaskrawe kolory, intensywnie rozmawiali, bawili się, tańczyli, całowali… to był raj, jak obiecano. Zamienili furgonetkę VW w tymczasowy dom, zanurzając się w powoli rozrastającym się zgromadzeniu, jednocząc się z pokrewnymi duchami i tworząc przyjaźnie, niektóre, które spłoną jasno, zanim znikną w nocy, inne, które będą trwać przez całe życie…. San Francisco. Mały domek na Beulah Street nie był zbyt atrakcyjny, ale wydawał się odpowiedni.
Pomalowany na czerwono, szczycił się małym podwórkiem pełnym kolorowych polnych kwiatów, starannie pielęgnowanych przez obecnych mieszkańców, Paula i Molly. Zaproszono ich, by zostali tak długo, jak długo brali udział we wspólnych aranżacjach mieszkaniowych i oczywiście, kiedy tylko było to możliwe, włączali się w czynsz. Paul grał na gitarze i pracował w lokalnym sklepie muzycznym, podczas gdy Molly spędzała dni pracując w księgarni, a noce na haju i pisaniu wierszy o czarownicach i kotach, z których większość była celowo zabawna. Było jeszcze trzech mieszkańców. Cyrus, Peter i Sharon, wszyscy przybyli do miasta, podobnie jak Julie i Brett, zaledwie kilka miesięcy wcześniej.
Dziwnie czuł się jak w domu, a obcy stali się rodziną w ciągu weekendu, dzieląc się opowieściami o swoim życiu przed przyjazdem do San Francisco, podróżach, nadziejach i marzeniach, zwykle podczas podawania skręta wokół kręgu, który stworzyli. w salonie, siedząc na podłodze, meble są nieco minimalistyczne. – Dorastałem w Grecji – powiedział Cyrus melodyjnym głosem z akcentem. "Nasz dom miał widok na morze i większość dni spędzałem na wodzie, łowiąc ryby." – Brzmi jak utopia – westchnęła Julie, wyobrażając sobie spokojne wody pod bezchmurnym niebem.
"Dlaczego odszedłeś?". „Świat jest za duży, żeby nie chcieć tego wszystkiego widzieć. Pewnego dnia znów się przeniosę, ale na razie wydaje mi się, że to w porządku. Jestem teraz z rodziną”.
Julie i Brett spędzali większość nocy w jednym łóżku, ale często zdarzało się, że którykolwiek z wolnych duchów przepływał z jednego łóżka do drugiego, prawie co noc partnerzy handlowi, czasami kilku z nich schodziło się razem, by zamieszkać w ogromnym łóżku Paula i Molly, splątanych razem. pod pościelą odgłosy śmiechu mieszają się z bardziej pierwotnymi odgłosami miłości i seksu. Z każdym dniem wydawało się, że ulice stają się nieco bardziej kolorowe. Park zaczął przypominać festiwal pełen muzyki i śmiechu.
Julie spędzała większość swojego wolnego czasu zanurzając się w radości, która wydawała się szerzyć improwizowane społeczeństwo, które zakorzeniło się w Haight-Ashbury, przyciągało coraz więcej tłumów. Wkrótce poczuła się jak nowa dziewczyna, osoba z zewnątrz, do czując się jak w domu. Ludzie, których poznała zaledwie tydzień, a nawet dzień temu, witali ją z uśmiechem. W niektóre dni dzieliła jointa, leżąc na schodach domu w stylu królowej Anny na Ashbury Street, słuchając muzyki Grateful Dead wylewającej się z otwartych okien, podczas gdy Hell's Angels zbierali się po drugiej stronie ulicy i pili piwo.
W inne dni wymykała się do parku i wypadała na kwas z przyjaciółmi, których przed chwilą poznała. To było wszystko, o czym marzyła, kiedy wyruszała w swoją podróż i nie tylko. Nareszcie w domu. Zobacz Emily Play. Miała na imię Emily, chociaż wszyscy nazywali ją Sunshine.
Długie blond włosy i oczy koloru bezchmurnego nieba wyglądały, jakby pewnej nocy wyszła z kręgu wróżek i postanowiła zostać na chwilę. Julie zauważyła ją tańczącą przed trójką muzyków w parku, jej twarz była pomalowana kwiatami, sercami i tęczami. Dołączyła do niej, trawa chłodna pod jej bosymi stopami, śmiejąc się, gdy wróżka przyciągnęła ją, by pocałować ją w zabawie. Wydawało się naturalne, że poprosiła ją o wprowadzenie się do wynajętego domu na Beulah, zwiększając populację do ośmiu. Ona, jak wszyscy inni, bardzo lubiła swobodne życie, łącząc się w parę z kilkoma kochankami w ciągu nocy, przemykając z łóżka do łóżka jak wróżka, którą przypominała, przynosząc ze sobą magię.
Wszyscy w Domu na Beulah szybko się w niej zakochali. "Gdzie idziemy?" – spytała Julie, pozwalając się prowadzić za rękę, a smukłe palce Emily luźno ścisnęły jej palce. „Kraina Czarów”, zachichotała, zatrzymując się, by odgarnąć grzywkę z oczu, jej biodra kołysały się żartobliwie, gdy ciągnęła ją chodnikiem w kierunku parku, nawigując i odbitego światła księżyca w pełni, ciemność okrywała ich oboje, gdy opuszczali pobity ścieżką i odważył się przez ciemne cienie pod drzewami, które zamieszkiwały park Golden Gate. - Niewiele dalej – zachichotała, bez tchu z radości, gdy Julie mocniej ścisnęła jej dłoń. W końcu zauważyła coś, co wyglądało jak bajkowe światła przeświecające przez drzewa, i usłyszała dźwięk głosów.
„Oto jesteśmy”. Julie znalazła się na skraju niewielkiej polany, graniczącej z bardzo dużym stawem. Kilka postaci siedziało na ziemi, krążąc wokół butelki.
Żar rozświetlił kilka twarzy i poczuła odurzający zapach marihuany zmieszany z tytoniem i czymś jeszcze, czymś mdlącym, słodkim. – Przybyłeś – dobiegł z pobliskiego bezcielesny baryton. „Powiedziałem, że tak zrobię.
I przywiozłem przyjaciela.”. Julie zachwyciła się sceną, jej oczy przyzwyczaiły się do nocy, świecąca kula na górze na tyle, by mogła dobrze przyjrzeć się mężczyznom. motocykliści przy 715 Ashbury.
Też starsi. Po trzydziestce lub czterdziestce, choć bardzo atrakcyjni. „Usiądź” – jeden z nich wskazał na ziemię obok niego. Julie zauważyła, że podobnie jak inni miał na sobie parę niebieskie dżinsy, t-shirt, skórzaną kurtkę i czarne skórzane buty. Jego włosy były ciemne i opadały falami na szerokie ramiona.
Gdy się zniżyła, zauważyła ciemne ślady na jego bicepsie. Tatuaż przedstawiający czarną panterę Słowa poniżej były nie do odczytania w słabym świetle księżyca. Wręczono jej butelkę, biorąc ostrożnie łyk, ciesząc się, że whisky wypaliła jej tył gardła, powodując jej kaszel. witam, pomimo niezwykłej słodyczy uderzenia.
„Hashish”, odpowiedział baryton, v lody lekko niewyraźne, kiedy zapytała. "To jest Julie," odezwała się Emily, siadając przy mówcy, najwyraźniej potrzebne były decydujące przedstawienia. „To jest Rick”.
"Jack," mężczyzna obok niej przejął kontrolę, obejmując ramieniem jej talię i przyciągając ją nieco bliżej. „Jimmy, Armando, Pete, Rob. Julie uśmiechnęła się, czując nagle, jak uderzył ją haj, a łaskotanie przeszyło jej głowę, sprawiając, że poczuła się niesamowicie szczęśliwa. Czuła się tak, jakby unosiła się i jednocześnie była zakotwiczona na ziemi.
Zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech, ciesząc się uczuciem, jak Jack obejmuje ją ramieniem, jego palec delikatnie pieści jej biodro, gdy się do niego nachyliła. Pachniał, nie nieprzyjemnie, męski. Mieszanka whisky, dymu, potu i silnika Uchwyciła wzrok Emily tuż przed tym, jak dziewczyna się położyła i przyciągnęła Ricka do siebie, całując go głęboko, kręcąc głową na widok dziewczyny, śmiejąc się z siebie, gdy chwilę później znalazła się twarzą do góry na ziemi, liściach i trawę, on usta na jej ustach. Rozchyliła usta, witając jego język, gdy pocałował ją głęboko, nie tracąc czasu, rozpinając jej bluzkę we wzór paisley i odciągając pasek stanika z jej ramienia. Julie wyczuwa ruch w pobliżu.
Chwilę później księżyc został przesłonięty w cieniu, gdy dwóch innych dołączyło do motocyklisty, pomagając mu ją rozebrać, ich ręce na niej, obmacywać ją, badać jej ciało, brutalnie ściskać jej tyłek i cycki. W pobliżu usłyszała, jak żartobliwy chichot Emily zamienia się w głodny jęk, gdy prawdopodobnie została potraktowana tak samo. Jego zarost podrapał jej twarz, nie nieprzyjemnie, gdy odwróciła głowę, jej usta szukały ust Jimmy'ego czy Pete'a albo… nie miała pojęcia, nie żeby to miało znaczenie. „Uwielbiam tego, z którym jesteś”, wymamrotała, gdy jej spódnica była podwinięta, a grube palce wsunęły się po wewnętrznej stronie ud, sprawiając, że jęknęła z potrzeby.
Poczuła, jak jej majtki są mocowane w dół jej nóg i pozostawione owinięte wokół jednej kostki, gdy rozłożyła nogę dla Jacka, gdy grzebała w jego dżinsach, próbując go uwolnić, a jego zamek pokonywał jej wszelkie wysiłki, aż w końcu wziął sprawę do swojej własnej ręka. - O tak – jęknęła, gdy kolejne usta zakryły jej usta, wydychając i wypełniając płuca większą ilością słodkiego dymu, podkręcając jej wzloty później. W tle była słabo świadoma okrzyków rozkoszy Emily, gdy dochodziła do szczytu.
Zazdrosna Julie owinęła nogi wokół Jacka, kiedy rozchylił jej wrażliwe usta tak delikatnie, jak tylko mógł i wsunął się w jej ociekającą wilgoć, wypełniając ją najgrubszym kutasem, jakiego kiedykolwiek doświadczyła. „O Boże. Tak!”.
Zaczął wbijać się w nią, przygniatając ją do ziemi, czekając, aż pozostali dwaj dotknęli jej wszędzie, czasem delikatnie, czasem szorstko, każdy dotyk rozpalał piekło w jej rdzeniu, ciśnienie narastało w niej, aż ona również wybuchła. Chwilę później Jack chrząknął głośno, a jego ogromny członek pulsował, nawet gdy przyciskała się do niego i napełniała ją swoim nasieniem. - Kurwa, tak – wydyszał, kładąc się na niej wystarczająco długo, by złapać oddech, zanim przewrócił się na bok i pozwolił komuś innemu zająć jego miejsce. Raczej poczuła niż zobaczyła główkę fiuta przyciskającą jej policzek. Owinęła go dłonią i skierowała go do ust, jej język bawił się po powierzchni, a śliski smak pre-cum sprawił, że płonęła z pożądania.
Otworzyła usta, pochłonęła je, ssąc nabrzmiałą głowę, podczas gdy inny rozciągnął ją szeroko, penetrując ją z łatwością, tak śliska była z mieszaniną nasienia i własnych soków. Czuła, jak wycieka z niej, łaskocząc jej tyłek. "Gorąca mała rzecz, prawda?" Wcisnął się głęboko w nią, tak głęboko, że sapnęła, pozwalając drugiemu mężczyźnie wepchnąć swoją erekcję w jej otwarte usta, aż poczuła jego jądra na swojej twarzy, przełykając ciężko, gdy walczyła o oddech. Gdzieś blisko słyszała Emily płaczącą namiętnie, najwyraźniej zatraconą w przyjemności, gdy przeszył ją orgazm. Chwilę później dołączyła do niej, jej szczytowanie rozkwitło nagle głęboko w jej wnętrzu i rozprzestrzeniło się na jej kończyny, na chwilę pozbawiając ją wzroku.
"Przeklęty!" Usłyszała, jak ukłucie w jej ustach drgnęło, puchło, gdy uwalniało swój ładunek do jej ust, z czego większość spływała po jej podbródku. „Tak”, syknęła, gdy jej wciąż pulsujący seks był wypełniony większą ilością spermy, wysyłając ją natychmiast w dreszcz kolejnego orgazmu, obezwładniając również jej inne zmysły. "Cholera jasna.". Nie miała pojęcia, czyj okrzyk.
Wiedziała tylko, że to odzwierciedlało jej własne myśli. Zanim zdążyła złapać oddech, poczuła, jak język chlupocze jej wypełnioną spermą cipkę i guzik przyjemności, posyłając ją raz jeszcze na nieprawdopodobne wyżyny, skutki haszyszu dryfującego jak chmury przez jej głowę, łaskocząc jej mózg. Sięgnęła w dół, jej palce wplątały się w jedwabiste włosy, jej plecy wygięły się w łuk, biodra kołysały się i kołysały, gdy przycisnęła je do magicznych ust, które wznosiły ją na nowe wyżyny.
Mogła dostrzec ruchy i kształty, zdając sobie sprawę, że jeden z facetów uniósł się za kimkolwiek, kto znajdował się między jej udami, z ręką na biodrach jej biodrach, uświadomienie sobie nagle ją uderzyło, gdy Emily zaczęła ssać i dotykać jej wypełnionej spermą cipki. rozkoszując się odgłosami, które wydawała, chrząkając i jęcząc, gdy nagle została pchnięta do przodu, najwyraźniej będąc wyruchaną od tyłu. Julie miała bardzo mało czasu na przetworzenie tego objawienia, zanim znalazła się nakarmiona kolejnym kutasem, tym razem smakującym seks Emily. To było odurzające i pożerała go łapczywie, podczas gdy ktoś chwycił ją za rękę i poprowadził do ich kutasa. Z zapałem odciągnęła go, dopóki nie wydmuchał swojego ciężaru na jej brzuch, wywołując kolejny potężny orgazm, jej ściany zacisnęły się na języku blondynki… Po tym zasnęła, budząc się, odkrywając Emily w jej ramionach, dwójkę utknęli między dwoma mężczyznami, obaj nadzy i pokryci potem, śliną i nasieniem.
„Cześć,” wymamrotała Emily, całując ją czule. "Mmm," odpowiedziała, uśmiechając się i ponownie odpłynęła… Następnym razem, gdy się obudziła, noc zmieniła się w delikatną szarość, a księżyc uciekł. Przykrył ją kocem, a jej policzek oparł się o pierś znacznie bardziej męską niż jej przyjaciółki. "Hej kochanie. Głodny?".
Skinęła głową, nagle burcząc w żołądku. "Głodujący.". Jednodniowy wycieczkowicz. Julie ponownie uderzyła w fajkę, ssąc, trzymając dym w płucach tak długo, jak tylko mogła, wypuszczając go powoli, już czując, jak rozchodzi się po niej haj, gdy wsunęła rękę z powrotem w majtki, powoli przesuwając palcami między nią.
miękkie usta, rytmiczne w górę iw dół, mokre palce, biodra kołyszą się w górę iw dół. Zamknęła oczy, przypominając sobie spacer do domu przez park, ubrania w nieładzie, wilgotne i pachnące seksem. Trzymając się siebie nawzajem, chichocząc, gdy potykali się o swój dom, w którym wylądowali na łóżku, które Julie dzieliła z Brettem. – Hej – udało mu się, kiedy wczołgali się na niego, zrzucając ubrania, zostawiając ślad od frontowych drzwi do łóżka, wspinając się na niego, nagi i roześmiany, i boże, obaj wciąż tacy napaleni.
„Hej, kochanie”, szepnęła mu do ucha, ocierając się cieknącą cipką o jego udo, podczas gdy Emily zdejmowała kołdrę i zaczęła pracować nad jego rosnącym kutasem ustami. "Byłem tak zakochany w was obojgu." Zatrzymując się, poprawiła poduszkę za sobą, na wpół siadając, żeby móc zdjąć stanik. Drażniła swoje sutki, żartobliwie je ciągnąc, wysysając soki z palców.
"Tak zakochany…". Ruchali go na zmianę, żaden z nich nie miał dość. Po tym, jak wypełnił dobrze wyruchaną cipkę Emily wytryskiem, Julie odwzajemniła się wcześniejszą przysługą, schodząc na blond dziewczynę, nie spiesząc się, liżąc ją, ciesząc się dźwiękami miauczącej przyjemności wydobywającej się z jej ust. Brett szybko odzyskał erekcję, oglądając scenę sapphic. Pchnął swojego kutasa, śliskiego od obu ich soków, powoli w ciasny, pomarszczony tyłek Julie… Pochylając się do przodu, wepchnęła mokry palec w swój tyłek, rozluźniając się i wypychając, gdy poczuła, jak jej knykcie rozciąga ją jeszcze szerzej, cicho chrząkając, palce drugiej dłoni zwijają się w jej pulsującą cipkę… Ktoś do kochania.
To było sielankowe lato, słońce odbijało nastrój miasta i oświetlało Haight-Ashbury złotymi promieniami. Zgromadzenie rosło, przejmując park, rozlewając się na sąsiednie dzielnice. Policjanci zaczęli bacznie przyglądać się wszystkim, nerwowo patrolując ulice parami, od czasu do czasu zdobywając tratwę, gdy tylko czuli się bezpiecznie. Brett „wynajął” swoją furgonetkę parze z Oregonu i ich psu, który używał kuchni do pieczenia ciasteczek z haszem dla reszty domu. Najczęściej padały na materac Emily.
Rzadko spała sama. Ostatnio zajęła się Cyrusem, a także dzieliła łóżko Bretta i Julie, podczas gdy Sharon i Pete stali się nierozłączni jako para. "Co myślisz?" - spytała Julie Bretta, pokazując mu nowo namalowany znak do obejrzenia. "Raj. Brzmi dobrze.
Potrzebujesz pomocy w jego rozłożeniu?". – Jasne – zaśmiała się, podając mu go. "Możesz zrobić honor." Po tym, jak przybił go nad drzwiami wejściowymi, poprowadziła go przez dom do małego ogrodu na tyłach domu, nieśmiało wymknąwszy się z sukienki i usiadła na małym skrawku trawy, naga. – Rzeczywiście raj – powiedział Brett ochrypłym z emocji głosem, gdy usiadł za nią.
„Bogini zasługuje na koronę”. Siedziała nieruchomo, gdy wplatał stokrotki w jej warkocze, od czasu do czasu zatrzymując się, by pocałować jej kark i ramiona, wywołując w niej cudowne, gęsią skórkę. Potem kochali się, leżąc nago w letnim słońcu, owinięci w ramiona, zadowoleni z wygodnej ciszy, która okrywała ich niczym znajoma kołdra.
– Jesteś taka piękna – mruknął, po czym zasnął na chwilę. „Tak słodko”, odpowiedziała, jej serce podskoczyło z emocji, gdy pocałowała go delikatnie, zatracona w jego oczach, które zatrzepotały sennie zamknięte, całując czule jego klatkę piersiową, zanim oparła na niej głowę, jego serce biło w jej powietrzu, gdy patrzyła na otaczające ich kwiaty, jej myśli unosiły się w górę, przedzierały się przez chmury, spoglądały na miasto z góry, aż ona też zasnęła, praktycznie promieniując radością. Dzika rzecz.
Tej nocy coś było w powietrzu. Coś niespokojnego i pierwotnego. Energia.
Wcześniej tego dnia złapali przejażdżkę do dzielnicy o zachodzie słońca, dowiadując się, że na plaży będzie spotkanie. Ona, podobnie jak wiele innych kobiet, rozebrała się do bielizny i bawiła się na piasku, tańcząc, pluskając się i próbując uciec przed falami, które wytoczyły się na brzeg radośnie bez tchu. Ludzie przynieśli gitary i bongosy i zebrali się w grupach, rozsianych po plaży, jammujących, śmiejących się i naćpanych. Tego wieczoru po raz pierwszy wzięła grzyby, podobnie jak reszta domowników, i zebrała się wokół zaimprowizowanego paleniska, połączona miłością, której nigdy wcześniej nie czuła. Rodzina, której nigdy nie miała.
Z pewnością bliżej niż ta, którą zostawiła, kiedy uciekała z domu. "Czy ich widzisz?" Sharon prawie krzyknęła z podniecenia, wskazując wprost na płomienie. „Smoki! Cały rój!”. Julie uśmiechnęła się, kiwając głową, z łatwością wyłapując je, gdy wlatywały i wyskakiwały z ognia, z ich nozdrzy buchał dym, ich ogony szeleściły lekkomyślnie i rzucały iskry, iskry, które zmieniły kształt w dzikie wróżki w momencie, gdy zostały uwolnione… "Jestem za wysoko." To było bardziej pytanie niż stwierdzenie, przeznaczone dla jej własnych uszu. - Nie ma czegoś takiego – zaśmiał się Brett, wciągając ją w ramiona i całując mocno w usta, a jego język z zapałem przepychał się przez jej powitalne usta.
Przyciągnęła Bretta bliżej, płomienie tańczyły jak wściekłe skrzaty, rzucając na nie cienie, gdy fale toczyły się po plaży, spędzone na błyszczącym piasku. Chociaż było to niemożliwe, czuła się tak, jakby słyszała bicie bębnów wydobywających się z parku, a może to bicie ich serca grzmiało w jej żyłach, gdy brał ją pod koc, a piasek chłodził jej niemożliwie gorące ciało. Ponad nimi gwiazdy pulsowały i eksplodowały jaskrawymi eksplozjami tęczowego światła, podczas gdy wokół nich krążyła menażeria mitologicznych stworzeń, śmiejąc się i krzywiąc, zmieniając kształt za każdym razem, gdy mrugnęła. Noc została przemieniona w dziką magię. Niejasno zdawała sobie sprawę z wszechobecnego zmysłowego chichotu Emily w odpowiedzi na słowa Cyrusa, chociaż nie mogła zrozumieć, czym były, zbyt zagubiona w oczach Bretta, by naprawdę się nimi zainteresować.
"Kocham cię." Jego lub jej słów, nie była pewna. Może tylko słowa uchwycone przez wiatr i ciągnące przez wieczność, wślizgujące się w jej myśli. Nagle została uniesiona w powietrze, lądując na nogach, kręcąc się nago na plaży, z twarzą pochyloną ku niebu, z włosami spływającymi za nią jak welon. A potem, wyżej, stopy odrywają się od ziemi, otaczają ją silne ramiona, otulone śmiechem i miłością, niebo poruszające się w górze, szum zanikającego oceanu, aż stało się tylko wspomnieniem, dotykiem materaca pod powierzchnią zaskoczenie, gdy zakrywa ją mnogość ust.
"Kocham cię." Chór głosów wypełniający łóżko. Usta Emily łaskoczą między jej udami, chlupią językiem, napełniając ją nieziemską przyjemnością. Zęby Cyrusa na jej sutku sprawiły, że zaczęła krzyczeć, dźwięk stłumiony przez zaciekły pocałunek Bretta, gdy ją pożerał. Słyszała gdzieś w domu Doors, grające Light My Fire, gdy patrzyła, jak Cyrus zabiera Emily od tyłu, przyciskając jej twarz do jej schludnego krzaka i głębiej wbijając język w mokrą cipkę. Nigdy nie pytała, jak wrócili do domu, który nazwała Rajem.
Zamiast tego postanowiła zawiesić wszelkie niedowierzanie i założyć, że to po prostu magia przeniosła ich z plaży. Jak przez mgłę przypomniała sobie Emily, jak wyciskała kilka kropli płynnego LSD z oka na sutki, tak że ona i Brett mogli je ssać, ssać je, aż były tak opuchnięte, że obawiała się, że mogą eksplodować. Pokój był skąpany we wszystkich kolorach tęczy, a niektóre, na które nie miała nazwy, z tego, co wiedziała, były nowe w spektrum. Poczuła w ustach palce, które smakowały jak ropę, i chlupotały nimi jak lizaki, palce, które stały się kłujące, grube i spuchnięte z pożądania.
Jęknęła, gdy poczuła, jak jej tyłek rozciąga się, prawie boleśnie, wypełniony przez ociekającego mokrego kutasa. Wiła się z rozkoszy, gdy inny wcisnął się między jej aksamitne usta, ślizgając się po sobie, gdy była powoli pieprzona. Usta na jej sutku, ssanie, skubanie… szarpnęła się, gdy nagle została ugryziona, przyjemność płynęła w górę iw dół jej kręgosłupa, jej ciało tworzyło gigantyczną gęsią skórkę.
Jej usta spoczęły na czyjejś cipce, być może Sharon, i zaczęła powoli chłeptać, ciesząc się uczuciem, że drżą na jej twarzy, gdy wsunęła język między opuchnięte usta, chłpiąc nektar w środku. Kutas w jej tyłku zesztywniał i napompował, wypełniając ją spermą, a jej ucho wypełniał męski jęk. Palce gładziły jej gorące ciało, dotykając i badając, drażniąc jęki z jej zajętych ust, aż osiągnęła szczyt, krzycząc bez słów, zawodząc do poezji Jima Morrisona, gdy płyta zbliżała się do końca. Poczuła, jak ktoś spuszcza się w jej wnętrzu, gdy Cyrus się wysuwał, jego sperma wyciekała z jej tyłka, a język chłeptał go jak mleko. Sharon spazmowała przy jej ustach, osiągając nieskończoność, jej orgazm przechodził w kolejny, a potem w kolejny, aż Julie straciła rachubę… Znowu podeszła, jęcząc w usta Paula, Brett wziął ją od tyłu, na czworakach, Emily pod spodem jej, ssanie jej guzika przyjemności, tak samo jak ona.
Gdzieś w oddali usłyszała wycie syreny, która została zagłuszona przez jej własny naglący krzyk namiętności i zniknęła z pamięci… Spali do południa, wszyscy w końcu znaleźli swoje własne łóżka, pozostawiając Bretta jej. Tym razem ich kochanie się było czułe, pełne miłości, prawie duchowe. „Nigdy nie chcę, żebyś nie była w moim życiu”, powiedział jej, całując podczas ciszy.
Odpowiedziała z uśmiechem, ponownie przyciągając go do siebie, ocierając się o niego zmysłowo, aż stał się wystarczająco twardy, by ponownie ją spenetrować. Później Emily dołączyła do nich ponownie, śmiejąc się, gdy wczołgała się pod kołdrę, żartobliwie całując piersi Julie, gdy oboje ją pieścili. Brett w końcu stwardniał na tyle, by mogła na nim jeździć, podczas gdy Julie patrzyła, trzymając się za rękę, gdy blondynka znalazła się na niej. kochanek, biorąc drugą dziewczynę w ramiona, kiedy skończyła, cała trójka leżała zaplątana pod kołdrą, dopóki sen ich nie pochłonął, przynosząc ze sobą takie ospałe sny.
„Przepraszam, kiedy całuję niebo. Doszła mocno, wykrzykując imię Bretta, rzęsy trzepotały z intensywnością, w połączeniu ze wspomnieniem tamtej szalonej nocy, jej orgazmu tak silnego, że zmoczyła kołdrę swoimi sokami. Potem leżała bez tchu, powoli dysząc, jej ciało przyjemnie mrowiło, gdy się rozluźniła, uśmiechając się do sufitu i dalej.
W końcu wstała, wciąż drżąc, gdy wyciągnęła małą papierową zakładkę z tęczową gwiazdą z małego pudełka ukrytego z tyłu szuflady na skarpetki, wyciągając język i kładąc go na czubku, próbując przypomnieć sobie ostatni raz potknęła się. Ostatni raz była Emily. Boże Narodzenie… „Jak za dawnych czasów” – zadumała się, spacerując po ogródku, naga, z ręką przesuwającą się po dzikich płatkach, zastanawiając się, czy powinna zadzwonić do Bretta i dać mu znać, że będą mieć towarzystwo. lub jeśli zostawi to jako niespodziankę. Minęło zbyt wiele czasu, odkąd Emily do nich wpadała, zawsze ogłaszając swoje wizyty bukietem stokrotek.
Zbyt dawno nie dzieliły wspólnego łóżka we trójkę. Wciąż rozpromieniona orgazmem, który sobie zadała, a także kwasem, który powoli rozprzestrzeniał się w organizmie, usadowiła się ze skrzyżowanymi nogami na małym skrawku trawy, który Brett żartobliwie nazwał ich trawnikiem, i obserwowała leniwie przemykające motyle. o, w końcu leżeć i cieszyć się chmurami unoszącymi się leniwie po idealnie błękitnym niebie. Jakiś czas temu nadszedł huragan Maria i zdziesiątkował wyspę Portoryko.
Zorganizowałem mały konkurs, aby pomóc, obiecując napisać zwycięzcy niestandardową historię. To jest rezultat i dziękuję wam, dla kogo to zostało napisane, za wasz hojny dar dla mieszkańców Portoryko. Byłbym niedbały, gdybym nie podziękował innym członkom, którzy również pomogli, więc oto wszyscy, którzy przekazali darowizny.
szalony martigan gillianleeza oceanrunner robertl iamlove buz browncoffee zmysłowa dama Lilly/Tony Whiskey Violet bezwstydny flirt ładnydziki czysty fiolet pasja Hera T Greenman James Bondage. Nie mogę nikomu wystarczająco podziękować. Miłość do was wszystkich. XX.
rachel..
Logan i Sophie eksperymentują z przyjaciółmi...…
🕑 7 minuty Seks grupowy Historie 👁 2,797„Kiedy wasza dwójka skończyła się tam pieprzyć, wybaczcie kalambur; Zastanawiasz się, czy nie przyjechać tutaj i nieźle się bawić? Logan podniósł wzrok i uśmiechnął się. Na tle…
kontyntynuj Seks grupowy historia seksuW tym wybuchowym finale Logan i Sophie grają w gry po ostatniej nocy zabawy...…
🕑 12 minuty Seks grupowy Historie 👁 1,851Logan wrócił do strumienia. Wskoczył i wynurzył się na powierzchnię, a chłodna woda była przyjemna dla jego skóry. Usłyszał śmiech i zobaczył Maggie i Sophie patrzących na jego…
kontyntynuj Seks grupowy historia seksuZamężna kobieta bawi i bawi przyjaciół swojego czarnego kochanka.…
🕑 28 minuty Seks grupowy Historie 👁 3,876After Party Limuzyna zatrzymała się w Four Seasons. Thomas wypuścił Diane. David już napisał do niej, żeby poszła prosto do swojego apartamentu. Przeszła przez hol do wind i wcisnęła…
kontyntynuj Seks grupowy historia seksu