W gazecie tego dnia ukazał się artykuł o zamknięciu biblioteki. Kiedy Tom przeczytał, że był to krótki kawałek, złożył gazetę i odchylił się na krześle. Po minucie wstał, przesunął się do kredensu i w uporządkowany sposób wyciągnął szuflady i ustawił je obok siebie na podłodze swojej kuchni-jadalni.
Przeszukiwał je po kolei, jak lis przekopujący ogród. Po kilku minutach znalazł to, czego szukał. Jego karta biblioteczna. Trzymał zdarty plastik pod światło, jakby przez nie mógł cofnąć się o dziesięć lat wstecz, do nocy, kiedy odwiedził bibliotekę. W młodości był regularnym, ale wyrwał się z nałogu.
Więc nie ma nic wspólnego z książkami, musiał zostać zwabiony tamtej nocy z jesiennego deszczu, żeby odzyskać coś, co zostawił tam jedno z jego dzieci. Wyobraził sobie szerokie, bukowe drzwi, które otwierały się automatycznie, słyszał skrzypiące echo jego wilgotnych butów na parkiecie w środku. Biblioteka pachniała pastą, którą pachniał tylko raz, odkąd kilka miesięcy później siedział, ze wszystkich miejsc, na sali sądowej. Wtedy też przyszła mi do głowy Lilly. Tej pierwszej nocy była jedyną osobą w bibliotece, a przynajmniej tak się wydawało.
Tom zobaczył ją, zanim dotarł do recepcji. Była efektownie ubrana. Miała na sobie czarny jak węgiel kapelusz klosz.
Udusił ją czerwony szalik. Jakiś szary sweterek i obcisłe, podarte dżinsy. W każdej ręce ważyła książkę, kiedy się do niego uśmiechnęła.
To wystarczyło, by Tom zatoczył się w kierunku jej miejsca, gdzie stała przy regałach z książkami, jakby zawsze zamierzał poszukać. Bez przekonania dotknął grzbietów kilku książek. Odwróciła się do niego, chociaż wciąż był kilka stóp od niej. – Wiesz – powiedziała, jakby znała go od lat – możemy być jedynymi, którzy czytają w tym mieście.
I znowu ten uśmiech. Zadrżał, zanim eksplodował, testując granice jej twarzy. Jej zęby były białe jak papier. Tych rzeczy nigdy nie mógł zapomnieć. Ignorując jej dziwne ubrania, była niezwykła.
Mogła być pochlebiona przez światła biblioteki, ale myśląc wstecz, komu schlebiają światła biblioteki? Była pełna życia; skóra koloru piasku. Na jej twarzy pojawił się pociągający rozkaz. Pod ciemnymi rzęsami i grafitowym muśnięciem brwi, jej oczy zatrzymały się na wierzchołku zieleni i brązu.
Całe jej piękno natychmiast zniknęło w księdze, którą trzymała. Nawet gdy zbliżała się do niego, jedna źdźbła noga omijała drugą, była gdzie indziej. Przeszła tak blisko, że mógł ją wyczuć.
Jaśmin. – Lubisz książki? Słowa Toma skierowane w jej plecy były błędne. Wisiały niezdarnie w powietrzu, na tyle daleko, że nie mógł chwycić ich bezużytecznego ogona i wciągnąć ich z powrotem do ust. Odchodząc, nie oderwała wzroku od książki.
Kosmyki brudnych blond włosów wymknęły się jej z kapelusza, opadając jak węże po obu stronach jej twarzy. Nadal czytała. Jej język, pozostawiony poza jej umysłem, wędrował wokół jej ust. Ale w końcu: „To nie jest właściwe słowo. Poślubiłbym Faulknera.
Przyprawia mnie o zawrót głowy”. – On też tak działa na mnie. To oznaczało żart. Nigdy nie czytał Faulknera zbyt ciężko.
Ale jego słowa wystarczyły, by podnieść zielonobrązowe oczy Lilly. "Naprawdę?" Odwróciła się i powiedziała, że nigdy nie spotkała nikogo, kto by oszołomił się Faulknerem. – Jestem Lilly – powiedziała po prostu. Jej spojrzenie zatrzymało się na nim wystarczająco długo, by uczynić go b, i opadło na jego usta. Zmierz go.
– Masz mądre oczy – powiedziała. "I ładne usta." A potem: „Jesteś bardzo mokry”. Światła zamigotały.
Lilly powiedziała, że biblioteka wkrótce zostanie zamknięta. — Lepiej ucieknę — powiedział Tom. Wychodząc, obejrzał się: „Jestem Tom. Miło poznać kolegę miłośnika książek”. Zorientował się zbyt późno, kiedy wrócił do samochodu, do którego nie dotarł nawet biurko.
Więc wrócił po pracy następnego wieczoru, żeby odebrać kurtkę swojego dziecka, to było to, porzuconą kurtkę. Dziwacznej dziewczyny nie było, ale pod wpływem kaprysu podał prawo jazdy bibliotekarzowi jako dowód tożsamości i otrzymał w zamian nieskazitelną kartę biblioteczną. Zabrał do domu wieżowiec pełen książek; te, które Lilly przeleciała lub przeczytała poprzedniego wieczoru.
Faulknera, Hemingwaya, Woolfa i innych. Zaczął Faulknera w łóżku. Hemingway leżał na kołdrze nad wzgórkiem jego brzucha.
Ale jego oczy płynęły nad słowami. Mógł myśleć tylko o Lilly, jej uśmiechu i bezmyślności jej języka. Sposób, w jaki wykrzywiła usta. Jej szczerość, jej nieprzejrzystość. Jej długie nogi.
Jej ciasny tyłek w tych dżinsach. Ale ile miała dziewiętnastu lat? 20? Śmieszny. Jego żona przemówiła z mroku po drugiej stronie łóżka. "Od kiedy znowu zacząłeś czytać, Tom?".
– Kiedyś, dużo. Przewrócił stronę w buncie. "Zanim.". Zanim.
Zanim się ożenił i miał dzieci, które nigdy nie przestały przesłuchiwać, i pracę, która wysysała z niego każdą chwilę oddechu. Zamknął książkę i zgasił światło. W sobotę wrócił do biblioteki.
Lilly była tam i obdarzyła go ulotnym uśmiechem, zanim pochwyciła ją książka. Opuściła się na parkiet, zginając lewą nogę nad prawą. Kilka sekund później w roztargnieniu przekręciła prawą nogę przez lewe kolano. Ładny, znienawidzony budda.
To było tableau tak kruche, że nie mógł znieść tego, by go złamać. Stał i patrzył, nerwowy jak piętnastolatek, drapiąc językiem suche usta. Jej zaabsorbowanie było dziecinne.
Stałość jej hipnotyzującego spojrzenia. Była tutaj, a jednocześnie zakładnikiem innego świata. Od jak dawna czytał książkę w ten sposób? Z pewnością był czas. W ciągu następnych kilku dni Tom stał się stałym bywalcem biblioteki. Wycofywał książki i zwracał je następnego dnia bez otwierania.
Wszystko po to, żeby być blisko Lilly. „Czytasz tyle samo co ja”, powiedziała. Pewnej nocy, tydzień później, dotknęła go.
Początkowo myślał, że to przypadkowe. Wiedział teraz, że było to spowodowane jej niezręcznością. Książkowa płynność, którą nosiła w głowie, była tam uwięziona.
Dotknęła go, ponieważ to był jej sposób na wypowiedzenie czegoś, co potknęła się, żeby powiedzieć. Znowu leżała po turecku na podłodze. Obchodził półki iz roztargnieniem podniósł książkę Donne, poetę, którego pamiętał ze szkoły.
Kiedy je otworzył, poruszyła się w nim poufałość. Czytał to wcześniej komuś. Był tak urzeczony, że aż podskoczył, gdy Lilly pojawiła się u jego boku.
Spojrzała mu przez ramię na wiersz, który czytał. „Uwielbiam The Good-Morrow” – powiedziała. "To jest brudne.". Zamknął książkę i zwrócił się do niej.
"Czy to jest?". Lilly skinęła głową. „Kiedy mówi o przyjemnościach na wsi”, szepnęła, „ma na myśli cipkę”.
Tom przełknął ślinę. Wtedy grzbiet jej dłoni musnął jego dłonie, drażniąc jego włosy. Jej ręka cofnęła się i wróciła. Tym razem jego palce ukształtowały się tak, by przeplatać jego i tak po prostu trzymały się za ręce.
Spojrzał na zegar ścienny. Pięć do ośmiu. Jej dłoń była wilgotna.
Stali, niemowa. Jej głowa przesunęła się i spoczęła na jego ramieniu. To było dziecinne.
Była dziwna. Mimo to jego głowa opadała na jej. Miał trudności, o których modlił się, żeby się nie pokazał.
Dopiero pojawiający się na końcu ich przejścia bibliotekarz rozdzielił ich kaszlem. – Biblioteka jest teraz zamykana – powiedziała. Później, z powrotem we własnym pokoju, Tom nalał kieliszkom wina jemu i jego żonie. Spojrzała na niego znad okularów.
– Tom – powiedziała, czekając, aż na nią spojrzy. "Mam nadzieję, że nie masz romansu." Zaczerwienił się. "Nie chodzę do barów dla singli, na litość boską.
Jestem tylko w bibliotece." Sączyła wino. "Ale nie pamiętasz kochanie? Musisz. Tam się spotkaliśmy." Tom nie miał zamiaru wracać.
Nie po tym, co powiedziała jego żona. Ale tak, a Lilly była tam, jak zwykle ze skrzyżowanymi nogami, usadowiona na stole z tyłu biblioteki. Wyglądała inaczej: miała na sobie nietypową letnią sukienkę zamiast dżinsów. Była bez kapelusza i nie czytała. Zamiast tego ssała kosmyk swoich potarganych blond włosów, obserwując drzwi.
Zeskoczyła, gdy przybył Tom i pobiegła go objąć. To go podniecało i niepokoiło. Czy ta głupia sukienka to wszystko dla niego? Dlaczego nie była jak normalna nastolatka? Czego mogła chcieć?. Radość na jej twarzy zniweczyła te pytania.
Pociągnęła go za „Dużym nadrukiem” i pocałowała go tak gwałtownie, że zatrzymało mu oddech. Jej pocałunki były niezwykłe; tym bardziej ekscytujące, ponieważ brakowało im oczekiwań. Byli płynni, chaotyczni, szukali radości szukania, tęsknoty i nie wiedząc, za czym tęsknili. Jego erekcja jęknęła boleśnie w spodniach.
Kiedy jego język zareagował i pogrzebał w jej ustach, dostała gorączki. Podniosła rąbek sukienki i pod jej przykryciem przyciągnęła do siebie jego dłoń, dłonią do przodu. Wsunęła go pod pasek majtek.
Jego palce dotknęły najpierw jej gładkiej skóry, a potem pajęczyny jej włosów łonowych. Przycisnęła jego dłoń, aż spalił go wulkaniczny, wilgotny upał. Zacisnął w niej palec. – Nie bądź głupi – szepnął. "Bibliotekarz…".
Lilly go zignorowała. Chwyciła go za przedramię, żeby go tam unieruchomić. Jej wolna ręka spojrzała na jego osłoniętą erekcję i zaczęła go rozpinać.
"Jesteś szalony." Jego oczy błysnęły. „A ja jestem za stara”. – William Faulkner ma sto dwadzieścia. Jej oddech staccato w jego uchu.
"Zgadnij, co bym mu zrobił?". W tym momencie jego kutas przeskoczył przez majtki, a kiedy uderzył ją w rękę, pojedynczy strumień spermy pulsował na jej dłoni. - O Jezu – powiedział i odsunął się, by schować się z powrotem.
Ale Lilly wzięła w swoją giętką rękę Toma, wciąż mokrą od jego przyjścia. Pociągnęła go, powłócząc nogami, w ciemny kąt biblioteki i przez drzwi z tyłu. Weszli do aneksu, w którym prawie mieściło się niechlujne biurko. Pokój był nieoświetlony, ale jego okna wpuszczały wystarczająco dużo wieczornego światła, aby wszędzie zobaczyć kurz. Od miesięcy nikogo tu nie było.
Nawet gdy niepewnie napierał na drzwi, które się za nimi zamykały, odpinała go od nich. Jego kutas znów wybuchnął, twardy, oślizgły i obolały. Zrzucając buty, Lilly uklękła, by złapać je w usta. Jej język okrążył go, jej usta osłoniły go. Jej oczy spotkały jego, gdy jej usta przesunęły się w górę jego wału i powoli, tak powoli w dół.
To było wspaniałe, ale był niezrównoważony tym, jak szybko wszystko się działo. Odsunął się i jego penis wyskoczył z jej ust i odbił się w górę od jej nosa. Lilly była opętana. Wstała i wzięła go za ręce, cofając się, ciągnąc go, aż spoczęła na krawędzi biurka. Wpatrując się w niego nieustannie, sięgnęła w dół i jednym ruchem naciągnęła sukienkę na biodra i ramiona.
Niestabilna mieszanka pewności siebie i wrażliwości, niewinności i zepsucia Lilly była dezorientująca. Ale była piękna, pozbawiona ubrań. Jej ciemne krążki sutków na tle wzniesienia piersi, pępek na brzuchu niczym odległa planeta na płaskim brzuchu. Jego ręka, szukając czegoś do roboty, sięgnęła do jednej, pokrytej gęsią skórką piersi, z sutkiem podobnym do wyszczerbionego kamienia pod jego dłonią.
Lilly odwróciła się plecami i podrapała dłonią swoje chłopięce biodra, żeby zdjąć majtki. Położyła ręce na biurku i dwie książki spadły na podłogę. Spojrzał ostro na drzwi. Lilly pochyliła się naga nad biurkiem i przez ramię powiedziała: „Pieprz mnie, Tom jak Henry Miller”.
Jej pośladki były nieodparcie zaokrąglone, subtelnie lżejsze niż jej nogi i plecy. Naciskali na jego erekcję. Pochylił się i przyłożył usta do jej pleców.
Jego usta przeciągnęły się w dół jej kręgosłupa, by pocałować płyciznę u jej podstawy. Jego język przesuwał się dalej, w dół szczeliny między jej policzkami, które smakowała jaśminą i kurzem. Lilly uniosła biodra, aby pomóc jego śliskiemu językowi wsunąć się w jej odbyt.
Sapnęła, kiedy pchnął ją tam, wyginając język w dziurę. Ręce Toma chwyciły jej policzki i zsunął się niżej, jego język szukał jej fałd, kierując się w stronę ciemnego pieca. Tylko czubek jego języka mógł ją tam dosięgnąć, ale słodycz tego, czego skosztował, sprawiła, że był poza rozsądkiem. Wstał i celując w grubego kutasa, wspiął się i wszedł w nią. Od razu poczuł, że jest dla niej za duży, a mimo to idealnie pasuje.
Boleśnie gorąca, a jednocześnie cudownie ciepła. Wyciągnął się i wszedł ponownie, by na nowo poczuć to idealne zamieszanie wzdłuż swojego wału. Lilly nagle stała się służalcza; jej pięści zacisnęły się na głowie, klatką piersiową płasko na biurku.
Tom uderzył ją swoim ciałem. Każde kolejne gwałtowne pchnięcie przeszyło ją falą i biurko posuwało się do przodu, drapiąc podłogę. Nie dbał już o hałas. Wszelkie westchnienia, które do niej dochodziły, zostały zduszone.
Uderzał ją agresywnie, raz po raz, jej tyłek drżał. Potem wyciągnął i odwrócił ją. Jej nogi, długie i brudne, zderzyły się z jego torsem.
Dostrzegł sieć ciemnego meszku, zanim jej nogi otoczyły go. Gdy jego usta zakryły ciasny stożek jednej piersi, sprawiając, że lśnił śliną, ponownie w nią wszedł. Lilly chwyciła go, gwoździe chwyciły go za ramiona, jakby wspinała się po górskiej zboczu. Jego ramiona wcisnęły się pod nią i uniosły ją, gdy był jeszcze w niej.
Zaniósł ją i położył na wąskim dywanie obok biurka. Pchając, Lilly szeptała między westchnieniami małe zaklęcia, które szły szybciej, wyżej i bardziej drżąco. Wcisnął się w nią tak głęboko, że jego pachwina zetknęła się z wnętrzem jej mokrych ud.
Rzucił na siebie jej drżące ciało. Lilly to było za dużo. Jęczała, trząsła się, gryźła i dziękowała Bogu, całowała go w szyję i chichotała.
A gdy tylko poczuł na sobie jej wilgoć, on też się zbliżał, jego biodra wypychały się poza jego kontrolę, jego zrywy wbijały się w nią głęboko. Podczas tego ulotnego szaleństwa bardziej niż czegokolwiek pragnął wyhodować tę szaloną dziewczynę, która go usadowiła. Wzięła część wspomnienia i nagięła je, aż ożyła.
Kiedy było po wszystkim, jej uścisk osłabł. Pocałowała go na ślepo, jej twarz była mokra przy jego twarzy. Zsunęła się z niego i przewróciła na plecy, naga i zdyszana. Tom usiadł i wytarł dłoń w brudną koszulę. Ogarniał go obrzydliwy żal.
Spojrzał na Lilly. Jej nogi leżały luźno rozstawione, kolana ugięte. Oazy potu, śliny lub odwagi lśniły na jej brzuchu, brudząc jej niewinność.
Dostrzegł swoją własną spermę sączącą się z miękkiej, ciemnej porcji, która doprowadzała go do szału kilka minut wcześniej. Lilly, niewrażliwa na jego myśli, przekręciła się na przodzie, od niechcenia ukazując zakurzoną krzywiznę kręgosłupa i pośladków. Zakryła podbródek wyciągniętymi palcami i uśmiechnęła się. "Co powinniśmy teraz zrobić, Tom?". – Nie mam pojęcia, Lilly.
Jego jedyna myśl: jak pozbyć się tej szalonej dziewczyny. Jej głos był łagodniejszy. „Co zrobiłby Hemingway?”.
Książki, zawsze książki. Dlaczego nie zdrowy rozsądek?. - Myślę, że Hemingway – wstał i zapiął spodnie – zastrzeliłby się. Zapadła cisza. Zebrał swoje ubrania.
Włożyła sukienkę i buty. Chwytając za klamkę, Tom obejrzał się, by sprawdzić, czy nie pozostał po nich żaden ślad. Z pochyloną głową Lilly poszła za nim przez bibliotekę. Gdy mijali, bibliotekarz skinął głową. Na zewnątrz ściemniało się.
Powietrze było ciężkie i słodkie. Liście obracają się. Tom musiał wyjaśnić fikcję życia, jakie prowadziła ta szalona dziewczyna. Była jednak tak nieprzewidywalna, że nie mógł ryzykować sceny publicznej. Wsadził ją do swojego samochodu.
Gdy tylko zamknęła drzwi, powiedział: „Nie mogę tego zrobić ponownie”. Spojrzała na niego bez wyrazu. "Mam żonę, Lilly." Lilly odwróciła się. Ugryzła kostkę tak mocno, że złamała skórę. Tom znów odezwał się pospiesznie.
- Myślałem, że mogłeś się domyślić. Powinieneś był zapytać. Spojrzała na niego.
Ciecz drżała na brzegach jej oczu. Nie mógł spojrzeć jej w oczy i odwrócił się, by spojrzeć przez przednią szybę. Ciągle Tom: „To znaczy, dlaczego ja w ogóle?”.
Jej głos był kruchy. – Jestem samotna – powiedziała. "Nikt nie rozumie. Myślałem, że jesteś taki sam. Jestem dziwny, wiem.
Nic na to nie poradzę." Wyrwało się westchnienie. „Dlatego chodzę do biblioteki. Przynajmniej z książkami mogę żyć o sto lepszych żyć”. Tom chwycił kierownicę. Jego knykcie zbielały.
– Książki nie są życiem, Lilly – powiedział napiętym głosem. – Powinienem wiedzieć. Książki – Uderzył dłonią w deskę rozdzielczą.
„Książki to stek bzdur”. Po kilku chwilach drzwi pasażera otworzyły się z kliknięciem. Ciężar uniósł się z samochodu.
Zimowy chłód zagwizdał. Nadal patrzył na drogę przed sobą. Tom podrapał kartę biblioteczną paznokciem kciuka. Lilly była nieczuła, samotna i piękna. Ale miał rację.
Życie nie było jak książki. Zrozumiałaby w końcu, że książki mają zakończenia, wątki związane w ostatnim rozdziale. Ale życie było inne, nie mogło mieć zakończeń, ponieważ historie toczyły się i przerywały inne historie. Ich kosmyki postrzępiły się i nie można było ich naprawić. Włożył kartę biblioteczną do szuflady.
Podniósł go do kredensu i zamknął, znacznie mocniej, niż zamierzał….
Alex i Antony mają kolejną sesję po szkole, ale tym razem nie są sami...…
🕑 8 minuty Prosty seks Historie 👁 1,477Z Alexem Nieproszone, wspomnienia o tym, co zrobili kilka dni wcześniej, powróciły do niego ponownie, jej miękkie, jędrne piersi pod jego rękami, jej nikczemne usta wokół jego kutasa,…
kontyntynuj Prosty seks historia seksuCo zrobić, gdy przystojny nieznajomy przecina moją (wędrowną) ścieżkę…
🕑 15 minuty Prosty seks Historie 👁 1,401„Proszę, proszę! Nie bój się,” powiedział łagodnie głęboki, żwirowy głos. „Nie zamierzam cię skrzywdzić. Jestem jednym z pracowników parku.” Jego głos pobudził mnie do…
kontyntynuj Prosty seks historia seksuMinister ostatecznie robi kobietę, która należy do zboru, gdy jest poza miastem…
🕑 12 minuty Prosty seks Historie 👁 1,697Jak większość ministrów, był także obecny na dużej konferencji, która odbyła się w zeszłym roku, ale nie wiedział, kto będzie tam w ten weekend. Uczestniczyło w nim kilka osób z jego…
kontyntynuj Prosty seks historia seksu